Изменить стиль страницы

Godzina 22.40, Nowy Jork, Manhattan General Hospital

Teresa Hagen próbowała przełykać, lecz sprawiało jej to trudności, usta miała suche jak pieprz. Kilka minut wcześniej otworzyła oczy i przez chwilę była całkiem zdezorientowana. Kiedy zrozumiała, że leży na sali pooperacyjnej, wszystko wróciło w jednym błysku.

Problem pojawił się bez ostrzeżenia poprzedniego wieczoru, kiedy wraz z Matthew wybrali się na obiad. Nie czuła żadnego bólu. Pierwsze zaniepokoiło ją uczucie wilgoci na wewnętrznej stronie uda. W toalecie z przerażeniem stwierdziła, że krwawi. I nie było to kilka krwawych plamek. To był regularny krwotok. Od pięciu miesięcy była w ciąży i przeczuwała, że to może zakończyć się nieszczęściem.

Od tej chwili wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Skontaktowała się ze swoją lekarką, doktor Carol Glanz, która zaproponowała spotkanie w Manhattan General Hospital, w izbie przyjęć. Lekarz stwierdził, iż wszystko wskazuje na ciążę ektopową. Płód zamiast usadowić się w macicy, zatrzymał się poza nią, w jednym z jajowodów.

Chwilę po przebudzeniu przy łóżku znalazła się jedna z sióstr. Zapewniała, że wszystko jest w porządku.

– Co z dzieckiem? – zapytała Teresa. Wyczuła grube opatrunki na niepokojąco płaskim brzuchu.

– Na ten temat lekarz wie znacznie więcej niż ja – odparła pielęgniarka. – Powiadomię panią doktor, że pani się obudziła. Wiem, że chce z panią porozmawiać.

Zanim pielęgniarka odeszła, Teresa poskarżyła się na suchość w gardle. Dostała kilka kostek lodu i po chwili zimny płyn przyniósł ulgę.

Teresa zamknęła oczy. Najwidoczniej musiała się zdrzemnąć, ocknęła się, słysząc, jak ktoś wymawia jej imię. Doktor Carol Glanz przyszła z nią porozmawiać.

– Jak się czujesz? – zapytała lekarka.

Zapewniła ją, że dzięki kawałeczkom lodu czuje się dobrze, i zapytała o dziecko.

Doktor Glanz wzięła głęboki wydech, wyciągnęła rękę i położyła dłoń na ramieniu Teresy.

– Obawiam się, że mam dwie smutne wiadomości – powiedziała.

Teresa czuła, jak się napręża.

– To była ciąża ektopowa – stwierdziła, używając medycznego określenia, które, jak sądziła, miało ułatwić trudne zadanie. – Musieliśmy przerwać ciążę, no i oczywiście dziecka nie uratowaliśmy.

Teresa skinęła, starając się nie okazywać żadnych emocji. Spodziewała się tego i próbowała zawczasu się przygotować. Jednak nie była przygotowana na następną wiadomość, którą przekazała jej doktor Glanz.

– Niestety operacja nie była łatwa. Pojawiły się pewne komplikacje, które były przyczyną tak poważnego krwawienia. Musieliśmy poświęcić macicę. Musieliśmy ją usunąć.

W pierwszej chwili umysł Teresy nie potrafił zrozumieć tych słów. Kiwnęła głową i patrzyła w oczekiwaniu na dalsze, szczegółowe informacje.

– Wiem, że to musi być dla ciebie niezwykle bolesne -mówiła dalej doktor Glanz. – Chciałabym jednak, abyś zrozumiała, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby uniknąć tego nieszczęśliwego rozwiązania.

Nagłe uświadomienie sobie znaczenia słów, które do niej skierowano, wstrząsnęło Teresą. Jej spokojny głos wyrwał się z narzuconych okowów opanowania i krzyknęła w rozpaczy:

– Nie!

Doktor Glanz ze współczuciem ścisnęła ją za ramię.

– To było twoje pierwsze dziecko i wiem, co to dla ciebie oznacza. Strasznie mi przykro.

Teresa jęczała. Wiadomość była tak straszna, że przez moment nie mogła nawet zapłakać prawdziwymi łzami. Była sparaliżowana. Całe życie zakładała, że będzie miała dzieci. To stało się częścią jej osobowości. Świadomość, że jest to teraz niemożliwe, była zbyt trudna do przyjęcia.

– Co z moim mężem? – zapytała po chwili. – Czy powiedzieliście mu?

– Tak – odparła doktor Glanz. – Rozmawiałam z nim zaraz po operacji. Jest na dole w twoim pokoju, do którego zaraz cię przewieziemy.

Rozmawiały jeszcze o czymś, ale Teresa niewiele z tego zapamiętała. Połączenie dwóch informacji: o straconym dziecku i o tym, że nigdy nie będzie miała następnego, zdruzgotało ją.

Kwadrans później zjawił się pielęgniarz, by zawieźć ją do pokoju. Droga minęła szybko. Nic z niej nie zapamiętała. Umysł miała wzburzony; potrzebowała wsparcia i pomocy.

Gdy dotarła do pokoju, Matthew rozmawiał przez telefon komórkowy. Jak przystało na maklera, miał w nim nieodłącznego przyjaciela.

Pielęgniarka z wprawą pomogła Teresie przesunąć się z łóżka pooperacyjnego do łóżka w pokoju, a na wieszaku umieszczonym za głową powiesiła kroplówkę. Po sprawdzeniu, czy wszystko właściwie działa, poprosiła Teresę, aby wzywała ją zawsze, gdy poczuje taką potrzebę, i w końcu wyszła.

Teresa popatrzyła na Matthew, który odwrócił wzrok po skończonej rozmowie. Obawiała się o jego reakcję na wieść o katastrofie. Byli małżeństwem dopiero od trzech miesięcy.

Zdecydowanym ruchem wyłączył aparat, złożył i wsunął do kieszeni marynarki. Odwrócił się w stronę Teresy i przez chwilę wpatrywał się w nią. Krawat miał poluźniony, a koszulę pod szyją rozpiętą.

Próbowała wyczytać coś z oblicza męża, lecz nie zdołała. Przygryzał policzki od wewnątrz.

– Jak się czujesz? – zapytał wreszcie bez większych emocji.

– Tak jak można się czuć w tej sytuacji – odparła. Z całej mocy pragnęła, by podszedł do niej i chwycił ją za rękę, lecz on trwał niewzruszony w swoim miejscu.

– Cóż za osobliwy stan rzeczy – powiedział.

– Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz.

– O tym, że główny powód, dla którego się pobraliśmy, właśnie przestał istnieć. Twoje plany nieco się pokrzyżowały.

Teresa powoli otworzyła usta. Zaszokowana, musiała jednak wydobyć z siebie głos.

– Nie podoba mi się twój punkt widzenia – zaprotestowała. – Nie zaszłam w ciążę dla załatwienia jakiejś sprawy.

– No cóż, ty masz swój punkt widzenia, ja swój. Musimy się zastanowić, co my teraz z tym zrobimy.

Teresa zamknęła oczy. Nie potrafiła dać odpowiedzi. Zupełnie jakby Matthew wbił jej w serce nóż. Wiedziała już, że go nie kocha. Więcej, nienawidziła go…