Изменить стиль страницы

Musiała odgonić te wspomnienia. Skupić się na teraźniejszości, na chodniku pod stopami, na chłodnym metalowym pojemniku w dłoni, na domu, do którego się zbliżała.

Trish umarła, gwałciciel zwyciężył. Nie można zmienić przeszłości. Czas ruszyć do przodu. Skupić się na ratowaniu Meg.

A potem wrócić do domu. Do matki, która naprawdę jej potrzebuje.

Jillian przystanęła przed domem. Wciąż zastanawiała się, którędy wejść, gdy usłyszała jęk, a potem męski krzyk:

– Chryste, Waters. Człowieku. O rany… Trzymaj się, stary. Cholera jasna! Potrzebujemy lekarza!

Meg dyszała ciężko. Drżała na całym ciele. Nie była w stanie się powstrzymać. Przywarła do ściany w sypialni, czując, że inaczej rozpadnie w się na miliony kawałków. Kiedy wbiegała na schody, usłyszała za sobą strzały. W pierwszej chwili instynktownie padła na ziemię, uchylając się przed niewidzialnymi kulami. Potem jednak zdała sobie sprawę, że ktoś strzelał do Davida, a nie do niej. Przez moment nie posiadała się z radości. Ktoś ją ratował! Kawaleria przybyła. Potem usłyszała krzyk. Obcy krzyk. Ktoś był ranny, ale nie David.

Rzuciła się znowu do ucieczki. Biegła i biegła, słysząc strzały, które stawały się coraz głośniejsze, coraz bliższe. Wtem wszystko ucichło. Żadnych strzałów, tylko przekleństwa rzucane przez Davida wdrapującego się na piętro.

Jeżeli przybyli policjanci, to ich powystrzelał. David nie uciekał. Z tego, co słyszała, był teraz na piętrze razem z nią. Szukał jej. Gdzieś na tym mrocznym korytarzu.

Zaczęła się nerwowo rozglądać po sypialni. Zasłony były zasunięte, a pokój pogrążony w szarym półmroku, w którym każdy cień stawał się ponury, każdy mebel przybierał kształty czyhającego potwora. W pierwszym odruchu chciała się schować pod łóżko, wczołgać jak najgłębiej, skulić się i czekać. David oczywiście zajrzałby tam. A gdyby ją znalazł, byłaby w potrzasku. Złapałby ją za nogę i wyciągnął. Z dobytym nożem.

Nie. Musiała wybrać kryjówkę, z której w razie czego będzie mogła uciec. Zaczęła myśleć gorączkowo. Co by zrobiła Jillian?

Łazienka. Może znalazłaby żyletkę albo lakier do włosów. Oczywiście żyletka nie stanowiła konkurencji dla wielkiego myśliwskiego noża. A lakierem trudno się obronić przed pistoletem. Stój, bo spsikam cię na śmierć!

Zachichotała, po chwili zdała sobie sprawę, że wpada w histerię, i przygryzła wargę. Wtedy jednak lateksowy knebel wpił się jeszcze głębiej w kąciki ust. Piekący ból wycisnął jej łzy z oczu.

A okno? Mogłaby je otworzyć, może zdołałaby wyjść na dach? Jeśli dom nie ma zadaszonej werandy, mogłaby skoczyć. Pewnie by zabolało. Mogłaby złamać nogę. Ale biorąc pod uwagę alternatywę…

Usłyszała szept na korytarzu.

– Meg, śliczna Meg – nawoływał David. – Wyjdź, pokaż się, wyjdź…

Walczyć czy uciekać? Zostało mało czasu…

Biedna poraniona Meg podjęła decyzję.

Griffin musiał się dostać na piętro. Nie wiedział dokładnie jak. Podobnie jak w wielu innych nowoangielskich domach schody były wąskie i strome. Ze swoją posturą stanowiłby wymarzony cel, dopóki nie dotarłby na górę. Wystarczyło, żeby Price usłyszał go i otworzył ogień.

Chociaż z drugiej strony…

Podłogowe deski na górze wyraźnie skrzypiały. David nie mógł więc czaić się przy schodach.

I wtedy Griffin usłyszał inne dźwięki. Znowu skrzypienie podłogi, a potem zgrzyt otwieranego okna. Ale te odgłosy pochodziły z innej części domu.

Na górze była druga osoba. O nie, Meg…

Griffin nie miał wyboru. Wyszedł zza kuchennego stołu i podkradł się do schodów.

Jillian obeszła róg domu i zobaczyła Fitza klęczącego obok drugiego mężczyzny.

– Trzymaj się, stary. Wytrzymaj jeszcze trochę.

– Detektyw Fitzpatrick?

Poderwał głowę i zaczął się rozglądać. W półmroku trudno było rozpoznać wyraz twarzy, ale jego ruchy sprawiały wrażenie chaotycznych i nerwowych.

– Jillian, co ty tu… Nieważne. Masz komórkę? Muszę zadzwonić!

– Czy on…

– Ten skurwysyn go postrzelił. Mike otwierał właśnie klapę do piwnicy. Pewnie Price już tam na niego czekał.

– Meg – wybełkotał mężczyzna na ziemi. – Price… chce… zastrzelić.

– Cii, Griffin się nią zajął.

– Meg ciągle jest w środku? – Jillian przyklękła obok Fitza i zaczęła przetrząsać torebkę w poszukiwaniu komórki.

Postrzelony detektyw nie wyglądał najlepiej. Ciemna plama po lewej stronie klatki piersiowej robiła się coraz większa. Pociągła twarz była niezdrowo blada, na czole lśniły krople potu.

– O, jest. – Podała telefon Fitzowi, a następnie zdjęła płaszcz i okryła nim rannego. Mężczyzna zaczął się trząść. Zimna trawa nie była dla niego najlepsza, ale Jillian nie wiedziała, czy mogą go ruszyć. Rozejrzała się nerwowo po podwórzu. Znajdowali się półtora metra od domu, w którym krył się uzbrojony psychopata, a w pobliżu nie było żadnego drzewa, ani nawet krzaka, za którym można by się schować.

Fitz rozmawiał przez telefon. Domagał się dodatkowego wsparcia i karetki.

– Detektyw Waters został postrzelony – wyszeptał nerwowo. – Powtarzam, potrzebujemy natychmiastowej pomocy medycznej.

Jillian ujęła Watersa za rękę. Jego palce były zimne i wilgotne.

– M-M-Meg.

– Meg nic nie jest – skłamała. – Proszę się nie martwić.

– Biegła po schodach. Odwróciłem… uwagę… Price’a.

– Wszystko będzie dobrze, proszę się nie martwić. Griffin jest w środku. Zajmie się Meg.

Fitz wyłączył komórkę i teraz spoglądał nerwowo to na Jillian, to na Watersa. Jillian zrozumiała jego dylemat.

– Zostanę z nim – zapewniła. – Pomóż Griffinowi.

– To dobry facet – powiedział zduszonym głosem Fitz, spoglądając na rannego kolegę.

– Zajmę się detektywem Watersem – powtórzyła stanowczo. – Idź pomóc Meg.

Fitz ostatni raz spojrzał na Mike’a, a ten otworzył oczy i wykrztusił:

– Idź.

Fitz odwrócił się. Pobiegł do frontowych drzwi domu, w którym David Price czekał z pistoletem, w którym Griffin ścigał mordercę, a Meg walczyła o życie.

Jillian usiadła na zimnej, mokrej murawie. Ścisnęła dłoń Watersa.

– Niech pan się trzyma, detektywie – wyszeptała. – Przetrwamy to. Obiecuję, że wszyscy wyjdziemy z tego żywi.

Meg stała przy oknie. Słyszała kroki na korytarzu, coraz głośniejsze skrzypienie podłogowych desek. David się zbliżał. Zaglądał do każdego pokoju po kolei. Wkrótce stanie w drzwiach i zobaczy ją.

Zostało mało czasu. No, palce, ruszajcie się!

Uniosła ramiona, przygięła łokcie. Czucie wracało powoli do obrzmiałych palców. Zaczynała odzyskiwać nad nimi panowanie. Ostrożnym ruchem rozsunęła zasłony. Chwyciła klamkę, przekręciła ją.

Teraz najtrudniejsza część. Ręce wciąż były obolałe, przeguby słabe. Wątpiła, czy zdoła w tym stanie wypchnąć skrzydło starego wypaczonego okna. Ale nie miała innego wyjścia, to była jedyna droga. Tylko tak mogła uciec przed Davidem.

Nie jestem ofiarą. Nie jestem ofiarą.

Meg płakała. Oddychała z trudem, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Pomyślała o tym, jak bardzo kocha rodziców. I Molly. A potem przygryzła wargę i zaczęła pchać z całej siły.

Zaskrzypiała drewniana rama, ręce przeszył gwałtowny ból, a potem… Okno otworzyło się. Meg wychyliła głowę na rześkie wieczorne powietrze. Spojrzała w dół i zobaczyła… Jillian.

David usłyszał zgrzyt otwieranego okna. Meg! Chce zwiać. Zrobił dwa kroki w głąb korytarza, gdy wtem dobiegły go inne odgłosy – od strony schodów. Zatrzymał się i nastawił uszu.

Griffin, domyślił się. Próbuje wejść na piętro. Kurwa, dlaczego nie zdechł w korytarzu na dole? David zaczynał mieć po dziurki w nosie tych głupich podchodów. Czas uciekał. Niech to cholera weźmie!

Zmarszczył brwi. Trzeba pogłówkować. Co Meg mogła robić przy oknie na piętrze? Skoczy. Może złamie sobie kręgosłup? Tym łatwiej będzie ją później zabić. Griffin stanowił większe zagrożenie. Trzeba się nim zająć jako pierwszym.

David odwrócił się, zrobił parę kroków w stronę schodów i przywarł plecami do ściany, trzymając oburącz pistolet. Griffin wyjdzie na korytarz pochylony. Pewnie ma na sobie kamizelkę kuloodporną. Trzeba więc mierzyć nisko, starając się celować w głowę.

Przygiął kolana. Czuł się doskonale, nawet po otworzeniu kajdanek, zrzuceniu łańcuchów i załatwieniu całej dobrze uzbrojonej eskorty jego wygimnastykowane ciało działało bez zarzutu. Pod pewnymi względami więzienie okazało się dla niego zbawienne. Kiedy znalazł się za kratami, był słabowitym chudzielcem z urokiem osobistym. Po roku stał się doskonale wysportowanym, zwinnym przestępcą z całkiem nową wizją natury ludzkiej. Dawny David atakował dzieci. Nowy rzuci na kolana cały świat.

Ale najpierw musi zabić sierżanta Griffina.

– Nie możesz skoczyć – przekonywała Jillian. Meg pokręciła głową i wychyliła się przez okno.

– Cholera, Meg, to za wysoko…

Meg nie mogła odpowiedzieć, wciąż miała zakneblowane usta. Pokazała więc tylko Jillian zakrwawione ręce.

– Och, Meg…

Meg wzięła głęboki oddech i postawiła nogę na parapecie.

– Czekaj, czekaj! – zawołała Jillian. – Mam pomysł!

Griffin wczołgiwał się powoli po stromych drewnianych schodach. Trzymając przed sobą pistolet, wpatrywał się w mroczną dziurę na górze. Pełzł coraz wyżej i wyżej ze świadomością, że Price może zaatakować w każdej chwili.

Jeszcze pięć stopni.

Skrzypienie podłogi na górze, dźwięk wibrującej szyby. Nie mógł jeszcze o tym myśleć. Musiał skoncentrować całą uwagę na szczycie schodów.

Jeszcze cztery stopnie. Trzy, dwa…

Wtem z mroku wynurzyła się twarz Davida Price’a. Błysk. Huk.

Griffin nacisnął spust, nim poczuł, że pierwszy pocisk rozorał mu skórę na czole. Przeturlał się w bok, uderzył plecami w ścianę, strzelając bez przerwy do celu, którego już nie widział. Oślepiające kręgi światła rozbłysły mu przed oczami.