Изменить стиль страницы

Kiedy się potem dźwignąłem, sąsiad z prawej zaraz zapytał: – Bolało? – Odparłem, umyślnie głośno: – Ani trochę. – W takim razie – zaopiniował – byłoby dobrze, gdybyś wytarł nos. – Sięgnąłem: rzeczywiście, miałem czerwone palce. Pokazał, jak mam odchylić w tył głowę, żeby ustało krwawienie, a na temat czarnego zauważył: – Cygan. – Potem pomedytował chwilę i jeszcze dodał: – Nie da się ukryć, że ten facet to pedryl. – Nie całkiem zrozumiałem, co miał na myśli, więc spytałem o znaczenie tego słowa. Trochę się śmiał i wyjaśnił: – Pedał! – To już wydało mi się bardziej zrozumiałe. – Nawiasem mówiąc – zauważył jeszcze, wyciągając w bok rękę – jestem Bandi Citrom – na co ja też powiedziałem, jak się nazywam.

Jak się potem od niego dowiedziałem, dostał się tu z obozu pracy. Powołali go, gdy tylko przystąpiliśmy do wojny, miał akurat odpowiedni wiek, krew i zdrowie do służby pracy, i od czterech lat nie był już w domu. Był za to na Ukrainie, gdzie zbierał miny. – A zęby? – zainteresowałem się. – Wybili mi – odrzekł. Teraz ja się zdziwiłem: – Jak to?… – ale on nazwał to jedynie „długą historią” i niewiele ponadto powiedział o tej sprawie. W każdym razie „ściął się z plutonowym” i to wtedy złamała mu się także kość w nosie, tyle się od niego dowiedziałem. O zbieraniu min też wypowiedział się krótko: trzeba do tego łopaty, drutu, no i szczęścia, według niego. Dlatego też pod koniec zostało ich w kompanii karnej naprawdę niewielu, kiedy w miejsce węgierskich szeregowców pojawili się Niemcy. Byli zadowoleni z tej zmiany, bo zaraz zaproponowano im lżejszą pracę i lepsze traktowanie. Z pociągu oni też wysiedli w Oświęcimiu, oczywiście.

Chciałem go jeszcze trochę powypytywać, ale właśnie w tej chwili wrócili trzej mężczyźni. Przedtem, mniej więcej przed dziesięcioma minutami, z tego, co działo się w pierwszych szeregach, zwróciłem tylko uwagę na jedno nazwisko, dokładniej na zgodny chór wielu głosów, które tam z przodu wykrzykiwały to samo nazwisko: – Doktor Kovács! – na co skromnie, certując się, jakby posłuszny jedynie tym naglącym okrzykom, wystąpił korpulentny mężczyzna o miękkiej twarzy, z czaszką łysą po bokach od maszynki fryzjerskiej, pośrodku zaś z naturalną łysiną, dwóch następnych wskazał już on sam. Zaraz potem wszyscy trzej odeszli z czarnym i dopiero później dotarła do mnie wiadomość, że właśnie wybraliśmy sobie blokowego, jak mówiono: blockältestera, i stubedienstów, czyli – co gorliwie przetłumaczyłem Bandiemu, bo nie znał niemieckiego – sztubowych. Teraz ci trzej postanowili nauczyć nas kilku komend i związanych z nimi czynności, których – jak im zapowiedziano, oni zaś zapowiedzieli – nie będą nam więcej demonstrować, tylko raz. Niektóre z nich, jak Achtung, Műtzen… ab i Műtzen… auf!, zdążyłem już poznać, nowe było natomiast Korrigiert !, to znaczy „Popraw!” – rzecz jasna czapkę – a także Aus !, na które mamy trzaskać, jak nam powiedzieli, „czapką o uda”. Wszystko to potem wielokrotnie przećwiczyliśmy. Blockältester , jak się dowiedzieliśmy, ma jeszcze jeden obowiązek: składa meldunek, co też kilka razy przed nami przećwiczył, niemieckiego żołnierza zaś odgrywał jeden ze sztubowych – krępy, nieco krostowaty, o długiej, lekko sinej twarzy. – Block fűnf – usłyszałem – ist zum Appell angetreten. Es soll zweihundertfűnfzig, es ist… – i tak dalej, dowiedziałem się więc, że jestem mieszkańcem bloku piątego, którego stan liczebny wynosi dwustu pięćdziesięciu ludzi. Po kilku powtórkach wszystko stało się jasne, zrozumiałe i łatwe do odegrania, jak sądziliśmy. Wtedy znów nastąpiły minuty bezczynności, a ponieważ zauważyłem na pustym placyku na prawo od naszego baraku jakiś nasyp, nad którym widniał długi drąg, za nim zaś znajdował się przypuszczalnie głęboki rów, zapytałem Bandiego, czemu według niego może to służyć. – Latryna – odparł natychmiast, ledwie rzuciwszy okiem. Trochę kręcił głową, bo okazało się, że i tego słowa nie znam. – Wygląda na to, że dotychczas trzymałeś się maminej spódnicy – zauważył. Ale potem wytłumaczył mi jednym, dosadnym zdaniem prostym. I jeszcze dodał, że dokładnie zacytuję jego słowa: – No, kiedy nasramy pod samą górę, będziemy wolni! – Śmiałem się, on jednak zachowywał powagę, jakby był o tym przekonany, żeby nie powiedzieć: najzupełniej pewny. Nie mógł jednak dodać już nic więcej na ten temat, bo właśnie od strony bramy ukazały się nagle trzy surowe, eleganckie sylwetki żołnierzy zbliżające się bez pośpiechu, ale nadzwyczaj swobodnie, z niesamowitą pewnością siebie, na co Blockältester jakimś nowym, gorliwym, piskliwym tonem, którego ani razu nie słyszałem podczas prób, wrzasnął: – Achtung/Műtzen… ab ! – i wtedy, podobnie jak wszyscy, w tym i ja, on też zdarł czapkę z głowy, oczywiście.