Изменить стиль страницы

Wtedy jednak nie miałam ochoty na rock and rolla i prosiłam didżeja o takie utwory jak Kwiaty dla ciebie, Uliczka, Mijając tę kawiarenkę, Love Me Tender, Przeczesując palcami twoje czarne włosy, Błękitne niebo, Oklaski, Miasteczko przy Jeleniej Przystani, Zimowy deszcz, Serce ze szkła, Spóźniasz się, Mój słodki skarbie, Jak światło księżyca, Jesienna miłość, Sergeant Peppefs Lonely Hearts Club Band, Towarzysz kochanek, Chmury nad rodzinnym miasteczkiem i Burzliwa noc.

Były to popowe piosenki, których słuchaliśmy w połowie lat osiemdziesiątych. Sporo było tajwańskich, były też zachodnie szlagiery sprzed lat. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę ich słuchała tutaj, w tym rockandrollowym barze.

16

W końcu opublikowałam w magazynie literackim swoje pierwsze opowiadanie. Pierwsze honorarium ofiarowałam rodzicom, i chociaż nie wystarczyłoby nawet na tydzień mojego utrzymania, byli bardzo szczęśliwi.

Opublikowano zatem opowiadanie, a w moim umyśle zamieszkała para czarnych nożyczek. Uważałam, że publikowanie to klucz do potęgi i że koniecznie muszę wydawać, więc cięłam już w trakcie pisania.

W rezultacie w dniu, w którym moje opowiadanie ujrzało światło dzienne, miałam niezły pieprznik w głowie, bo nie mogłam się pozbyć tych czarnych nożyczek.

Pisanie pojawiło się w moim życiu z przepisu lekarza. Tak naprawdę pisałam po prostu po to, żeby lepiej zrozumieć samą siebie. Pisałam dla siebie, dla najlepszych przyjaciół, a czasem dla mężczyzn, którzy kiedyś byli mi bliscy. Lecz w miarę pisania rosły moje ambicje, zapragnęłam, żeby wiele ludzi przeczytało to, co piszę, żeby zobaczył to cały świat. A kiedy już swoje napiszę, chciałam zostać sławna. Sława – czy to naprawdę takie nadzwyczajne? Ale ja nawet wcześniej sobie wyobrażałam, jak to jest być sławnym. Obrałam więc tę drogę, drogę pisarstwa, i dopiero w tym momencie zrozumiałam, że pisanie wcale nie musi przynieść mi ukojenia.

Gdzie znajdzie schronienie moja dusza, gdy umrę? Na pewno pozostanie po mojej śmierci, a pajęcza nić doprowadzi ją do nieba. Myślałam o pisaniu jako o drabinie, po której wespnę się do niebios.

Ostatnio prześladuje mnie uczucie, że tracę rozum, bo nie potrafię już wywoływać w świecie naokoło tej specyficznej gorączki i czuję, że wszystko, co napisałam do tej pory, utraciło sens. Jak mogę pisać bez słonecznego żaru? Dzwoni telefon, a mnie brak umiejętności, by zostać zawodową pisarką. Pewnie taki już mój los.

17

Zmrok. Sypialnia Kiwi. Chłodne barwy, lustro – owal na czterech kółkach. Rozebraliśmy się do pasa; chwycił mnie lewą ręką za ramię i oparliśmy się o siebie nawzajem, patrząc prosto w szklaną taflę. Zachodzące słońce i wschodzący księżyc muskały nas szarymi promieniami, gdy tak siedzieliśmy półnadzy przed lustrem.

Nasze głowy miały identyczną wielkość, a włosy – tę samą średnią długość, były lśniące, idealnie proste, ani zbyt cienkie, ani zbyt grube. Mieliśmy takie same pociągłe, szczupłe twarze i duże, lśniące oczy, tak samo niestabilny poziom cukru we krwi, tak samo paskudne nosy i pełne usta, wysuszone i wygięte. Tę samą karnację, wzrost i wagę, identycznie wystające obojczyki i czarne włosy.

Kołysaliśmy się razem w lustrze, naprężając szyje i wpatrując się w rysy naszych twarzy, aż zapadła noc, i nie mogliśmy już odczytać wyrazu naszych oczu.

Rok wcześniej czerwień była podstawowym kolorem mojego makijażu. Mieszałam ze sobą najróżniejsze odcienie czerwieni. Czerwony symbolizował dla mnie zamęt młodości: skrajne emocje, pożądanie, szaleństwo miłości, zagrożenie, romantyzm. Jaki motyw pasowałby do mnie teraz?

Kiwi miał zamiar się ze mną pożegnać. Chciał wrócić do Ameryki naładować akumulatory, jak mówił, i przywieźć stamtąd jakąś nową pracę do wykonania.

– Najbardziej podobasz mi się nagi i wilgotny – powiedziałam – ale nie chcę już być z tobą. Nie chcę już więcej czuć tego napięcia i niepewności. Więc odejdź. Mam szczerą nadzieję, że zanim wrócisz, wszystko się zmieni.

Objęliśmy się. Odkąd się pojawił, na każdym naszym spotkaniu odczuwałam silne pragnienie obejmowania go. Często braliśmy się nawzajem w ramiona. Reszta świata gdzieś się schowała, wszystkie inne radości zblakły, a my dwoje siedzieliśmy w mroku, milcząc. Miałam wrażenie, że widzi mnie całą, a ja widzę jego, w jego pięknym, lecz zgubnym blasku. Wydawało się, że jeśli tylko będziemy tulić się mocno do siebie, możemy utracić całą resztę świata, ale przynajmniej na zawsze zachowamy siebie nawzajem.

18

Zadzwoniłam do Jabłka. Powiedział, że byli razem z Kiwi na spacerze na tamtej ulicy. Kwiaciarni już nie ma, ale uliczka wciąż istnieje i w gruncie rzeczy nie bardzo się zmieniła.

Kiedy spotykaliśmy się ze sobą, którzykolwiek z naszej trójki, w naszych rozmowach zawsze pobrzmiewała nuta piękna i melancholii, jakbyśmy wszyscy byli poetami. Jabłko zawsze mówił mi, że jestem piękna, a pochwały mojej urody z ust pięknych mężczyzn niezmiennie podnosiły mnie na duchu. Karmił mój narcyzm, podarował mi nową publiczną maskę. Czułam się jak na scenie, to było wspaniałe. Siła jego wyobraźni mogłaby wynieść mnie na afisze w całym Szanghaju, mógłby zamienić moje życie w coś nowego i pięknego. Naprawiał moją paskudną „heroinową cerę”, choć nie mógł nic poradzić na moje poplamione zęby. Saining mówił, że podobają mu się te tetracyklinowe zęby, bo przypominają o tym, że to wciąż ja. Moje nowe życie utraciło świeżość, a ciało było w jeszcze gorszym stanie niż przedtem. Serce płonęło, lecz panowała w nim ciemność; moja miłość stała się pusta.

Zapalałam wszystkie światła, nie potrafiłam jednak wystarczająco daleko przegnać zagrożenia. Zapragnęłam na pewien czas uciec z Szanghaju. Czy może być coś lepszego od zmiany scenerii? W dniu wyjazdu starałam się pozostawić troski za sobą. Saining był w Japonii w odwiedzinach u matki, więc mogłabym pomieszkać u niego. Chciałam pojechać do Pekinu. Szanghaj już mnie nie bawił. Szczerze mówiąc, zawsze wydawał mi się zbyt fałszywy, lecz Kiwi potrafił zamienić tę pretensjonalność w piękno. Ojciec zgodził się dać mi pieniądze na podróż. Może dowiem się czegoś nowego, a może każdy dzień okaże się identyczny. To nie miało dla mnie znaczenia. Byłam kobietą, która nigdy nie mogła się zdecydować, jak się ubrać na imprezę – nieraz dochodziło do tego, że chowałam się, płacząc, za drzwiami. Jednak teraz wcale się nie bałam.

– Nie smuć się tak – powiedział Jabłko. – Póki istnieje chaos, poty będzie nadzieja, nadzieja na Prawdę i Piękno. Nie osiągnęliśmy jeszcze tego stanu tylko dlatego, że nasze ciała są wciąż tutaj.

– Wcale się nie smucę – odparłam. – Po prostu mój umysł boryka się z tyloma różnymi myślami jednocześnie; nie potrafię ogarnąć ich wszystkich. To będą tylko krótkie wakacje, a oprócz tego – coś w rodzaju poszukiwań.

– Tylko nie pozwól, żeby jacyś faceci zakłócali twój spokój – rzekł Jabłko. – Nieodwzajemniona miłość jest zawsze złudzeniem.

– Wątpię, czy rzeczywiście chodzi o facetów – odparłam. – Co prawda, wcześnie dojrzałam, ale dorastam już tak długo i wciąż tylu rzeczy nie rozumiem. Moje dorastanie przebiega inaczej niż u reszty ludzi, ale przecież muszę kiedyś dorosnąć, no nie? Przyszłość jest zawsze poszukiwaniem, w zakończeniu każdej historii jest coś zaskakującego.

– Uważaj na siebie – powiedział Jabłko. – Nie odprowadzę cię, ale tacy jak my nigdy tak naprawdę się nie rozstają.