Изменить стиль страницы

Kiedy zobaczył ją związaną i zakneblowaną, ogarnęła go złość, ale powoli napięcie ustąpiło. Cokolwiek sobie myślała, na pewno by go nie zdra¬dziła, a wkrótce on sam przyniesie jej wolność.

Przykląkł obok łóżka, patrząc jej prosto w oczy, w których znalazł niepewność, cierpienie i nadzie¬ję zmieszaną ze strachem.

Nachylił się i delikatnie ujął dłońmi jej twarz. – Już dobrze, cherie. Musisz mi zaufać.

Kiwnęła głową, zamykając oczy. Spod gęstych ciemnych rzęs wypłynęło kilka łez. Kiedy pochylił się i scałował je, spięte ciało Aleksy nieco się roz¬luźniło. Rozwiązał knebel i wyjął go z jej ust. Obli¬zała drżące wargi.

– Nie bój się – powiedział na tyle głośno, żeby usłyszała go Celeste. – Nie zrobię ci nic złego. – Nachylił się i pocałował ją, przebiegając języ¬kiem po jej ustach. Przypominał sobie ich smak, walcząc z przemożnym pożądaniem, jakie nagle na niego spłynęło. Wsunął język do środka, do¬tknął nim wilgotnych kącików jej ust. Kolejny po¬całunek już odwzajemniła, delikatnie pieściła go językiem, mówiąc tym sposobem to, czego nie śmiała wyrazić słowami.

Przesunął dłonie po ramionach Aleksy, wargami muskał jej szyję, pozostawiając wilgotne ślady po gorących pocałunkach.

– Zaufaj mi – powtórzył, myśląc o kobiecie sie¬dzącej tuż obok. Wiedział, czego ona oczekuje, więc ujął dłonią i ścisnął pierś Aleksy, aż małe podmalowane na różowo sutki zrobiły się twarde i nabrzmiałe.

Aleksa jęknęła cicho, po czym spojrzała na Ce¬leste i zarumieniła się wstydliwie.

– Czy chcesz, żeby madame Dumaine wyszła? – spytał.

Kiwnęła głową.

– Niedługo wyjdę, moja ty gołąbeczko – obieca¬ła Celeste. – Niedługo będziesz go miała tylko dla siebie.

Damien przeklął ją w myślach. Pochyliwszy się, zaczął całować śliczne piersi swojej żony, zlizując językiem warstwę pudru. Starał się nie zwracać uwagi na jego erotyczny, słodko-gorzki smak. Cho¬ciaż wcale tego nie chciał, poczuł sztywność w no¬gawce obcisłych czarnych spodni. Było mu z tym niewygodnie, więc poruszył się, przesuwając na¬brzmiałą męskość wyżej, w kierunku brzucha.

Sięgnął do jedwabnej wstęgi, którą Aleksa miała związane nadgarstki, rozwiązał ją i uwolnił dłoń. Znowu pocałował pierś, delikatnie ciągnąc zębami sutek. Jęknęła cicho, wsuwając palce w jego włosy. Kiedy wygięła plecy, otworzył usta, żeby jeszcze bar¬dziej się nią nasycić. Smak miękkiej, gładkiej skóry sprawił, że Damien niemalże zapomniał, gdzie jest, zapomniał, że obserwuje Ich siedząca w pokoju Francuzka. Rozwiązał węzeł krępujący drugi nad¬garstek Aleksy, a ona objęła go obiema rękami za szyję. Całował ją długo i namiętnie, wsuwając głęboko język, którym kosztował ją niczym miód.

– Mon Dieu, ależ ty jesteś słodka – szepnął, zwal¬czając kolejną falę pożądania. Zły był na siebie, że nie potrafi się opanować, jeszcze bardziej wściekły na kobietę, przez którą znaleźli się w takim poło¬zemu.

Aleksa zaczęła coś mówić, lecz uciszył ją kolej¬nym głębokim i gorącym pocałunkiem, po którym oboje zadrżeli, leqwie świadomi otoczenia. Boże, jakże jej pragnął. Zyła, była jego, nigdy jeszcze nie potrzebował jej tak bardzo jak teraz.

Ręce Damiena błądziły po jej brzuchu, minęły płaską część pod pępkiem, wreszcie palce wsunęły się w gęstwinę kasztanowych włosków. W tym mo¬mencie mimowolnie zareagowała cichym wes¬tchnieniem. Przysunęła swoje ciało w kierunku je¬go dłoni. Gdy nabrała gwałtownie powietrza i po¬ciągnęła sznurki, którymi miała przywiązane nogi do łóżka, Damien znieruchomiał, uświadomiwszy sobie, co zamierzał zrobić. Miał łzy w oczach, prze¬klinał się za własną głupotę

Spojrzał świdrującym wzrokiem na Celeste.

– Czy zostawi nas pani samych, czy też ta dziew¬czyna ma cierpieć z powodu pani perwersyjnych upodobań?

Celeste wstała. Była wyraźnie poirytowana, więc Damien przygotował się na jej ogłuszenie. Miał nadzieję, że zdąży to robić, zanim ona krzyknie. Jednak w tym momencie spostrzegła łzy na policz¬kach Aleksy.

– Ma pan rację, monsieur – westchnęła. – To moja wina. Ona nie ma doświadczenia w takich sprawach. Przecież jest mnóstwo czasu, n'esl ce pas? Może kiedyś, w przyszłości…

Damien uśmiechnął się.

– Mądra z pani kobieta, madame Dumaine. Mo¬że pani spać spokojnie. Ta pani cudowna belle An¬glaise jest w dobrych rękach.

Celeste odpowiedziała uśmiechem i ruszyła do drzwi.

– Baw się dobrze, moja gołąbeczko – powiedzia¬ła. Wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi.

Damien natychmiast odwrócił się do Aleksy.

Szybkimi, pewnymi ruchami zdjął więzy z jej ko¬stek i wziął ją w ramiona.

– Aleksa słodki Jezu, myślałem, że nie żyjesz!

– Damien – Objęła go z całej siły, płacząc mu prosto w ramię. Trzymała go mocno, jakby się bała, że go wypuści.

– Już dobrze, cherie, teraz już nikt cię nie skrzywdzi. – Trzy.mał ją w ramionach jeszcze chwilę, całując, gładząc po włosach. W końcu sięgnął po pelerynę i troskliwie owinął nią Aleksę.

– Jak stąd wyjdziemy? – spytała. – Ta kobieta za¬blokowała okna.

Podszedł do nich i odsunął ciężkie zasłony z frędzlami. Wąskie okna były zabite od zewnątrz grubymi poprzecznymi belkami. Teraz deski wisia¬ły luźno na jednym końcu, zaś wystraszony Clau¬de-Louis stał na malutkim balkoniku z żelazną ba¬lustradą

– Szybko – powiedział. – Lada chwila mogą za¬uważyć karetę.

Damien skinął głową, wdzięczny, że przyjacielo¬wi udało się ustalić, w którym byli pokoju. Wrócił do łóżka, wsunął rękę pod kolana Aleksy, podniósł ją i zaniósł do okna. Przekazał żonę w ręce przyja¬ciela i jednym susem przesadził barierkę i zesko¬czył na ulicę.

– Jestem gotów – powiedział, patrząc do góry.

Zanim Aleksa zdążyła się zorientować, z duszą na ramieniu leciała w powietrzu, by wylądować w silnych ramionach czekającego na dole męża.

– Wszystko w porządku? – spytał, uśmiechając się czule. Potwierdziła ruchem głowy, wtulając się w niego i mocno obejmując go za szyję

Po chwili znaleźli się w karecie, gdzie ostrożnie posadził ją sobie na kolanach. Mężczyzna nazywany Claude wspiął się na kozioł, chwycił lejce i smagnął konie do szybkiego kłusa ciemną, wąską uliczką

Ostrożnie odsunął z jej policzka kosmyk wło¬sów.

– Nie zostałaś… oni nie skrzywdzili cię, prawda?

– Pokręciła głową. – Bogu dzięki. – Ujął w dłonie twarz Aleksy i pocałował ją

Był to gorący, namiętny pocałunek, który podsy¬cił w nim ogień rozpalony w obskurnym pokoiku na górze. Wtedy wstydziła się swojej własnej reak¬cji. Ale teraz byli już sami, więc oddała pocałunek, rozchylając usta, zapraszając do środka jego język, drażniąc go, czując gładkie, śliskie mięśnie, przy¬wodzące na myśl jeszcze jeden gładki mięsień, któ¬ry znowu bardzo pragnęła poczuć w sobie.

– Damien, tak strasznie za tobą tęskniłam… J ego pocałunek był delikatny i głęboki.

– Gdybym wiedział… gdyby istniała najmniej sza nawet szansa, że żyjesz… – Całował jej oczy, nos, usta, potem rozchylił pelerynę i całował jej piersi. Ogarniały go coraz gorętsze płomienie żądzy, wy¬mykającej się spod kontroli.

Ssał i drażnił, zataczał językiem kółka wokół sutka, ciągnąc go lekko, jeszcze bardziej podsyca¬jąc ogień. Czuła jego dłonie na pośladkach, które delikatnie ugniatał, wywołując nawrót podniece¬nia w wilgotnym miejscu między nogami.

– Damien… – wyszeptała, rozpinając mu koszu¬lę, aby móc go dotykać. Przesunęła dłonią po na¬piętych, twardych mięśniach jego piersi, które poddawały się, by po chwili zesztywnieć. Powiodła palcem po płaskim, miedzianym sutku, muskając czarne kręcone włoski na piersi. Po chwili posadził ją na kanapie, przycisnął do obitego skórą oparcia. Czuła na swoim rozgrzanym ciele chłodną i gładką satynową podszewkę jego peleryny.

Całował ją głęboko, dziko, po chwili rozchylił jej nogi i zająwszy pozycję między nimi, rozpiął spodnie. Sięgnęła po jego członek drżącą dłonią, chciała go dotknąć, poczuć w sobie, zupełnie opę¬tana pożądaniem i czymś jeszcze, co wstydziła się nazwać po imieniu.

– Pomalutku, ma cherie – powiedział, wsuwając czubek do środka. Lecz ona nie chciała pomalut¬ku, i on również nie spełnił obietnicy. Pchnął moc¬no do przodu, wypełniając ją do końca. Każdy cal jego męskości pulsował zwierzęcym ogniem. Na chwilę znieruchomiał, jakby sycił się jej zwarto¬ścią, by zaraz wysunąć się i znowu uderzyć z pełną mocą Wychodził i wchodził, gorączkowo wbijał się w nią jak szaleniec, chłonąc rozkosz, lecz zara¬zem odwzajemniając się tym samym, gdyż oboje byli ogarnięci dziką żądzą.

– Damien! – krzyknęła, gdy wnikał w nią mocno, głęboko, rozgrzewając jej krew, pobudzając serce do jeszcze szybszego bicia, wywołując ból niezaspo¬kojenia w lędźwiach. Chwyciła go mocno, zbliżając się do spełnienia. Kareta kołysała się, dudniąc głośpo na kamiennych ulicach, kó'rlskie kopyta uderzały o bruk, tak jak on co chwila uderzał w nią.

Za kilka sekund wzleciała, wzbiła się przez pło¬mienie niczym feniks, pokonując ostatnią granicę. Oślepiły ją przepełnione słodyczą wirujące koła. Przepełniły ją radość i rozkosz tak ogromna, że mo¬gła od nich umrzeć w każdej następnej sekundzie.

Szepcząc imię żony, dołączył do niej, mocno pra¬cując biodrami, aż zalał ją swoim nasieniem. Była od niego mokra, klejąca, rozgrzana, lecz to nie mia¬ło znaczenia. Przyszedł po nią, uratował od losu gorszego niż śmierć! Jutro pomyśli o tym wieczorze i wszystkim, co się wydarzyło. Jutro zmierzy się z wyrzutami sumienia, lojalnością, przygotuje się na ten nowy zakręt zmiennej fortuny.

Jutro… pomyślała, wtulając się w jego szeroki, twardy tors, po raz pierwszy od wielu tygodni nie odczuwając już lęku, wdzięczna Bogu, że przysłał go na ratunek. Poczuła się z\lpełnie wyczerpana. Nie wypuszczając go z objęć, zamknęła oczy i po¬grążyła się we śnie.

* * *

Damien zaniósł swoją śpiącą żonę do sypialni na piętrze. Delikatnie położył ją na łóżku pod bal¬dachimem, rozsupłał i zdjął z niej gorset i pończo¬chy. Kiedy dotknął jej ramienia, zauważył na dłoni smugę pudru. Zrozumiał, że w ten sposób zama¬skowano blizny po ranie. Obejrzał ją ostrożnie, a uznając, że wygoiła się dobrze, złożył na niej de¬likatny pocałunek.