Rozdział 46
– Aj, Bożeńciu! Mieli my wrócić, póki Wisienka nie wycieli się a my tu jak gówno w przerąblu kręcim sia! – westchnął Kargul. -Taż ja by zarutko wracał, choćby i na kolanach, ale bez Ani -Pawlak rozłożył ręce w bezradnym geście. Wygniatali kanapę w living-roomie, gapiąc się bezmyślnie w migające na ekranie obrazki. Bez marynarek, bez krawatów wyglądali na zdemobilizowanych weteranów, którzy przegrali wojnę…
– Może Ania się zjawi na otwarcie klubu? – starał się ich pocieszyć Franio Przyklęk, który ostatnio żył tym nadchodzącym wydarzeniem.
– Ot, dziermoli pan Przyklęk-zgasił jego nadzieję Kargul. -Kto tu w ogóle przyjdzie, jak każdy może sobie w domu lepsze głupoty pooglądać? W tej chwili patrzył właśnie na ekran telewizora, na którym w szalonym pędzie mknęły po torze zawodniczki roller-skatingu: nogi na rolkach śmigały wzdłuż bandy, zawodniczki w hełmach, z numerami na plecach, doganiały jedna drugą, starając się za wszelką cenę dobić rywalkę hokejowym „bodiczkiem” do drewnianej bandy i połamać jej wszystkie żebra; dziki wyraz twarzy mknących po pochyłym torze białych i czarnych dziewczyn wskazywał na to, że nikt na torze nie może liczyć na odruch litości; ich długie pazury wyciągały się drapieżnie. twarzy prawadzącej w tym szaleńczym wyścigu zawodniczki, jakby każda była gotowa zedrzeć jej z głowy hełn wraz ze skalpem.
– Czego to ludzie z głodu nie wymyślą – westchnął Kargul.
– Pościg za pieniądzem, panie Władysławie – stroiciel patrzył na te zmagania z nie mniejszym obrzydzeniem niż dziadkowie Ani.
– W jednym to socjalizm ma wyższość nad imperializmem, że nie każe kobitom tak za groszem ganiać sia! – stwierdził Pawlak, ze zgrozą patrząc na ekran.
– Niech no tylko socjalizm dolarami zacznie płacić, to i u nas taki wyścig zacznie sia, że tylko żebra będą trzeszczeć! Kargul dalej sięgał wyobraźnią niż Pawlak, ale ten jak zwykle musiał mieć ostatnie słowo: – U nas to prosto niemożliwe, bo skąd ty u nas takie rolki wytrzepiesz, a?
W tej chwili przed dom Johna Pawlaka zajechał taksówką September-Junior. Zaskoczony dostrzegł swój czerwony kabriolet. Jeśli jest mustang, znaczy, że znalazła się ta cholerna ciocia Shirley, a wraz z nią Ania! Dopadł do mustanga. W stacyjce tkwiły kluczyki. Dotknął maski: była jeszcze ciepła. Jednym susem pokonał schodki i wpadł prosto do livingu. Rozejrzał się naokoło. Zobaczył tylko siedzących w białych koszulach obu dziadków Ani oraz stroiciela. Wszyscy wpatrywali się w ekran telewizora na reklamy nadawane w przerwie sprawozdania z zawodów roller-skatingu.
– Są?! – Kto?! – Ania i Shirley?! – Taż ja by zaraz na msze dał, jakby te głupie kluzdry przytelepały sia! – Muszą tu być! – A coż tak lata po chacie jakby co zgubiwszy? – Pawlak podejrzliwie przyglądał się Juniorowi, który myszkował po całym mieszkaniu. Chłopak bez słowa podprowadził go do okna i pokazał stojącego przed domem mustanga: Shirley musiała tu być ledwie przed chwilą! Zostawiła samochód razem z kluczykami! – Znaczy to, że z niej nie złodziejka, co by chciała cudzy majątek zacharapczyć – ucieszył się Pawlak. -Prosto samoswoja, a nie jak te dzikie, co po tego dolara jak pies za suką gonią! Powariowały do cała! Z obrzydzeniem spojrzał na ekran, gdzie czarna zawodniczka z numerem 22 właśnie w tej chwili zręcznie podstawiła nogę rywalce i kopniakiem wyrzuciła ją poza bandę.
– U nas by się nadały, żeby wystać w kolejce lodówkę czy pralkę – zauważył Kargul, widząc jak trzy zawodniczki okładają się wzajemnie pięściami.
– Taż to dzicz! – wykrzyknął Pawlak, kiedy dziewczyna z numerem 22 na plecach wraziła dwa palce w usta rywalki i jadąc tyłem, starała się wyrwać jej górną szczękę. -It is professional – Junior wysoko ocenił umiejętności numeru 22. Patrzył obojętnie na ekran, rozczarowany nieobecnością Ani i „cioci Shirley”. Franciszek Przyklęk w trosce o właściwą oprawę otwarcia klubu przypomniał Juniorowi, że ten obiecał występ swego przyjaciela, Bobby Vintona. Sam wykręcił numer gwiazdora. September-Junior po krótkiej rozmowie odłożył słuchawkę i wzruszył ramionami: jego przyjaciel wprawdzie docenia zaszczyt, jednak nie będzie miał czasu wystąpić osobiście, proponuje nagranie swojego show na kasecie… Stroiciel tylko z goryczą pokiwał głową: tak właśnie wygląda w Ameryce przyjaźń. W tej chwili czarna dziewczyna z numerem 22 została brutalnie podcięta przez inną zawodniczkę. Kamera w zbliżeniu pokazała jej twarz i Junior wykrzyknął głośno: – To ona! – Doskoczył do telewizora i patrzył z bliska na twarz dziewczyny 22, która właśnie starała się wyłupić oczy rywalce.
– Shirley! – krzyknął Junior, jakby nagle dokonał odkrycia, że to ziemia kręci się wokół słońca. -Nie bełtaj! – mruknął z niedowierzaniem Kargul, ale Franciszek Przyklęk potwierdził odkrycie Juniora: numer 22 to Shirley! Nie ma wątpliwości! – A to koczerbicha jedna! – nie wiadomo, czy Kargul rzekł to z naganą czy uznaniem, ale Kaźmierz nie miał wątpliwości, jak ocenić wyczyny Shirley: – Moja krew! – Widząc, że na plecy Shirley rzuca się druga zawodniczka i okłada ją po głowie pięściami, sam grzmotnął pięścią w stolik z laki, aż złamała się jedna jego nóżka – Nie daj się! Shirley jakby słysząc ten doping, zrzuciła z pleców jedną przeciwniczkę, drugą przygniotła kolanem i dołożywszyjej pięścią między oczy, poderwała się do szaleńczego biegu po torze. Pawlak krzyczał, jakby był nie przed ekranem, a tam, gdzie odbywał się wyścig. September-Junior spojrzał na zegarek.
– Jedziemy! – Do Polski? – ucieszył się Kargul.
– Do hali! To idzie live. Na żywo! Może ją tam złapiemy! Był już przy drzwiach. Pawlak i Kargul porwali marynarki i nie zakładając krawatów pobiegli w ślad za nim. Byli na schodach, kiedy zobaczyli odjeżdżający z wizgiem czerwony kabriolet. W drzwiach stanął Franio Przyklęk.
– Za nim! – rozkazał Pawlak, wciskając się do forda.