Изменить стиль страницы

Czas Topielca Pluszcza

Topielec – to dusza chłopa zwanego Pluszczem. Pluszcz utopił się w stawie któregoś sierpnia, gdy wypita wódka zanadto rozcieńczyła mu krew. Wracał wozem z Woli i nagle spłoszone księżycowymi cieniami konie przewróciły wóz. Chłop wpadł do płytkiej wody, a konie odeszły zawstydzone. Woda przy brzegu stawu była ciepła, nagrzana od sierpniowych upałów, i Pluszczowi przyjemnie się w niej leżało. Nie zauważył, że umiera. Kiedy ta ciepła woda wdarła się do płuc pijanego Pluszcza, stęknął, ale nie wytrzeźwiał.

Uwięziona w pijanym ciele, oszołomiona dusza, dusza nie rozgrzeszona, bez mapy dalszej drogi do Boga, została jak pies przy stygnącym w sitowiu ciele.

Taka dusza jest ślepa i bezradna. Uparcie wraca do ciała, bo nie zna innego sposobu istnienia. Tęskni jednak do kraju, z którego pochodzi, w którym była od zawsze i z którego wypchnięto ją w świat materii. Pamięta go i wspomina, lamentuje i tęskni, ale nie wie, jak tam wrócić. Ponoszą ją fale rozpaczy. Wtedy opuszcza gnijące już ciało i na własną rękę szuka drogi. Wałęsa się po rozstajach, gościńcach, próbuje złapać okazję przy szosach. Przybiera różne postaci. Wchodzi w przedmioty i zwierzęta, czasem nawet w mało przytomnych ludzi, ale nigdzie już nie potrafi zagrzać miejsca. W świecie materii jest wygnańcem, nie chce jej też świat ducha. Żeby bowiem wejść do świata ducha, potrzebna jest mapa.

Po tych beznadziejnych wędrówkach dusza wraca do ciała albo do miejsca, gdzie opuściła ciało. Lecz zimne, martwe ciało jest dla niej tym, czym dla człowieka żywego zgliszcza domu. Dusza próbuje poruszyć martwym sercem, martwą, bezwładną powieką, ale nie starcza jej sił czy determinacji. Martwe ciało, zgodnie z boskim porządkiem mówi: nie. Ciało człowieka staje się więc znienawidzonym domem. Miejsce śmierci ciała zaś – znienawidzonym więzieniem duszy. Dusza topielca szeleści w trzcinach, udaje cienie, a czasem pożycza sobie od mgły jakiś kształt, dzięki któremu pragnie skontaktować się z ludźmi. Nie rozumie, dlaczego ludzie jej unikają, dlaczego budzi w nich przerażenie.

Tak też dusza Pluszcza myślała w swoim pomieszaniu, że nadal jest Pluszczem.

Z czasem w duszy Pluszcza zrodziło się jakieś rozczarowanie i niechęć do wszystkiego, co ludzkie. Plątały się w niej jakieś pozostałości starych, ludzkich czy nawet zwierzęcych myśli, jakieś wspomnienia i obrazy. Wierzyła więc, że odegra jeszcze raz moment katastrofy, moment śmierci Pluszcza lub kogoś innego, i to pomoże jej się uwolnić. Dlatego tak bardzo pragnęła znowu spłoszyć jakieś konie, przewrócić jakiś wóz i utopić jakiegoś człowieka. Tak z duszy Pluszcza narodził się Topielec.

Topielec obrał sobie na siedzibę leśny staw z groblą i mostkiem, a także cały las zwany Wodenicą oraz łąki od Papierni aż do Wydymacza, gdzie szczególnie obficie występowała mgła. Włóczył się po swoich włościach, bezmyślny i pusty. Tylko czasami, gdy spotykał człowieka lub zwierzę, ożywiało go uczucie złości. Jego trwanie nabierało wtedy sensu. Za wszelką cenę starał się wyrządzić napotkanej istocie jakieś zło, mniejsze czy większe, ale zło.

Topielec wciąż na nowo poznawał własne możliwości. Najpierw sądził, że jest słaby i bezbronny, że jest czymś w rodzaju zawirowania powietrza, lekkiej mgiełki, kałuży wody. Potem odkrył, że może się poruszać szybciej, niżby ktokolwiek mógł przypuszczać, samą myślą. O jakim miejscu pomyślał, zaraz mógł się tam znaleźć. W okamgnieniu. Odkrył też, że słucha go mgła, że może nią rządzić, jak chce. Może wziąć z niej siłę albo kształt, może poruszać całymi jej tumanami, zasłaniać nimi słońce, rozmazywać horyzont, przedłużać noc. Topielec uznał, że jest Władcą Mgły i od tej pory tak zaczął o sobie myśleć – Władca Mgły.

Władca Mgły najlepiej czuł się pod wodą. Całe lata leżał pod jej powierzchnią na łożu ze szlamu i gnijących liści. Oglądał spod wody zmieniające się pory roku, wędrówki słońca i księżyca. Spod wody widział deszcz, opadające jesienią liście, tańce letnich ważek, kąpiących się ludzi, pomarańczowe nóżki dzikich kaczek. Czasem coś go budziło z tego snu-nie-snu, czasem nie. Nie zastanawiał się nad tym. Trwał.