Wreszcie po kilku godzinach, zmęczeni do ostateczności, osiągnęli powierzchnię i padli wyczerpani na spękany lód. Panowała noc. Nisko nad horyzontem świeciło Słońce jako jedna z gwiazd. Tuż obok niego, w odległości dwóch kilometrów, paliła się czerwonym blaskiem lampa wieży wiertniczej.

Tam, w pawilonie, czekali na nich Daisy, Dean, Ast i Szu. A może szukają ich w tej chwili wśród zalanych wodą korytarzy i sal? Może myślą, że oni już nie żyją?

Suzy. leżała z zamkniętymi oczami.

— Suzy! — Wład szarpnął ją za rękę. Uśmiechnęła się.

— Spróbuj nawiązać z nimi łączność — wyszeptała ledwo dosłyszalnie.

— Pięć, dwanaście! Halo! Tu Wład! Halo! Tu Wład! Odpowiedziała mu głucha cisza.

— Zero dziewięć! Zero dziewięć! — powtarzał zapamiętale. Dźwignął się z lodu i usiłował wstać, lecz był tak wyczerpany, że natychmiast osunął się z powrotem.

— Pięć, dwanaście! Zero dziewięć! Zero dziewięć! Naraz w jego hełmie zapłonął maleńki, zielony guziczek. Niemal jednocześnie usłyszeli głos Sokolskiego, który kończył jakieś rozpoczęte zdanie:

— … co potwierdza w pełni hipotezę Zoe. Zdaniem Kory…

— Halo! Wik! Tu Wład! Tu Wład i Suzy! — zawołał Kalina radośnie. Sokolski przerwał raptownie czytanie komunikatu:

— Halo! Tu centrala na Sel! Tu centrala na Sel! Co się stało, Wład? Widocznie centrala na Sel nie była jeszcze zawiadomiona o ich zaginięciu.

— Halo! Tu Sel! Wład! Dlaczego milczysz? — odezwał się znów Wiktor. Lecz zanim Kalina zdążył odpowiedzieć, pod jego hełmem rozległ się okrzyk Daisy:

— Wład! Wład! Gdzie jesteś, Wład? Co z Suzy? Szu i Ast szukają was od czterech godzin!

Kalina spojrzał ku czerwonej latami nad wieżą wiertniczą. Zdawała się w tej chwili zlewać w jeden punkt z żółtawą iskrą Słońca…

KSIĘGA WYJŚCIA

Na początku stycznia 2539 roku, w czwartą rocznicę wylądowania Astrobolidu na księżycu planety Urpa, zjechali do centralnej bazy wszyscy uczestnicy międzygwiezdnej ekspedycji. Miano podsumować dotychczasowe wyniki prac badawczych oraz opracować plan działalności poszczególnych zespołów w ostatnim roku pobytu uczonych w układzie planetarnym Proximy.

Na długo przed rozpoczęciem obrad toczyły się namiętne dyskusje i spory. Nawet Hans, który po śmierci Mary bardzo przygasł i sposępniał, dał się porwać atmosferze podniecenia. Teraz, siedząc z Brabcem w klubie, słuchał relacji o jego ostatnich odkryciach, dokonanych wspólnie z Ziną, Suzy i Władem.

— Nie dawało mi to spokoju, ale cóż, były ważniejsze sprawy — opowiadał konstruktor. — Nym, Igor i Ast odkryli wtedy cztery nowe miasta, no i maszyn zaczynało brakować. Któż przypuszczał, że od razu wszyscy przedzierzgniemy się w archeologów. Napływały coraz to inne zapotrzebowania i wraz z Ziną byliśmy wciąż zajęci przy uniwerach. Dopiero po dwóch miesiącach, czyli tydzień temu, wybraliśmy się we czwórkę nad Morze Centralne. Zaraz po odkryciu Włada i Suzy wydrążono szyb wprost na jeden z tych eliptycznych otworów; Renę chciał jak najszybciej wydobyć zwłoki zasypanego Urpianina. Pamiętasz tę historię?

Hans skinął głową.

— Ale maszynami nikt się wtedy nie zajmował. Nawet Szu o tym zapomniał, bo miał już inne materiały z tego okresu — ciągnął dalej Jaro. — Fabryka jak fabryka. Mało ich w tych miastach podziemnych? Tak myślano. Stopień rozwoju produkcji można określić już po zanalizowaniu kawałka jakiegoś stopu czy plastyku. Szczegóły technologiczne nie są ważne. A roztapianie lodów to kłopotliwa sprawa. Mnie to jednak korciło. Ciekawy byłem, do czego te teleskopy służyły. No i w ogóle chciałem zebrać materiały do większej pracy o postępie technicznym Urpian w ciągu 1200 lat — bo tyle mniej więcej wypada, licząc od zagłady miasta nad Morzem Centralnym do ostatnich śladów ich działalności.

— Czy ostatnich?… — wtrącił Hans.

— Mówię o Urpie — konstruktor spojrzał zdziwionym wzrokiem na geofizyka.

— Ja też — skinął Hans głową. — Czy słyszałeś o najnowszych znaleziskach Willa w siedemnastym mieście?

— Tak, ale przecież jeszcze nie było całkowitej pewności co do ich wieku.

— Teraz już jest. Suń dokonał kilkunastu analiz. Byli tu czterdzieści lat temu.

— Ciekawe…

— Potwierdza to przyczynę oddawania hołdu Łazikowi przez Temidów. Ale opowiadaj dalej, bo sprawa tych wyrzutni bardzo mnie interesuje.

— A więc zabraliśmy się z Ziną, Suzy i Władem do roboty. Blisko 'dwa dni zajęło nam topienie lodów. Można to szybciej zrobić, lecz baliśmy się, aby zbyt wysoka temperatura nie uszkodziła maszyn. I mieliśmy rację, ale nie ze względu na maszyny, lecz na zwłoki Urpian.

— Zwłoki? — Hans poruszył się nerwowo.

— Nic o tym nie słyszałeś? — zdziwił się Jaro. — Widocznie odroczono ogłoszenie tej wiadomości do dzisiejszej narady. Zresztą Kora i Renę jeszcze nie ukończyli badań.

— Więc znaleźliście jeszcze dalsze zwłoki?

— A tak. Trzech osobników. Dwóch było uzbrojonych w rodzaj ręcznych, zautomatyzowanych wyrzutni maleńkich pocisków rakietowych. Nie ulegało wątpliwości, że wszyscy trzej zginęli w walce. Ciała i okrywające je suknie, a właściwie pewnego rodzaju skafandry chroniące przed mrozem, były bardzo dobrze zakonserwowane w lodzie. Właśnie w tych skafandrach wyglądali jak sowy. To odkrycie było naprawdę szczególnym przypadkiem, bo, jak wiesz, Urpianie palą zwłoki…

Konstruktor zamyślił się.

— Renę zabrał te zwłoki — podjął po chwili — a my zajęliśmy się szczegółowym badaniem maszyn. Właściwie od razu wydały mi się jakieś dziwne. Zwłaszcza te „teleskopy”, jak mówi Wład. Okazało się, że są to wyrzutnie pocisków rakietowych. A głowica każdego… Szkoda mówić… Przypomniały mi od razu XX wiek na Ziemi — pociski międzykontynentalne z głowicami termojądrowymi… Konstrukcja i skład chemiczny inne, ale przecież sens ten sam… Ale te wyrzutnie były zablokowane. Wszystkie. I to w ten sam, fachowy sposób… Wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Baliśmy się nawet, aby przy badaniach nie spowodować przypadkowego wybuchu. Tak to wszystko było świetnie zachowane. Dopiero przedwczoraj, po dokładnej analizie, doszliśmy z Ziną do wniosku, że wszystkie wyrzutnie były celowo przez kogoś uszkodzone…

— Czyżby przez tych, którzy szli z dołu?

— Może…

— Może oni nie chcieli dopuścić do tego, aby pociski jądrowe niosły śmierć ich braciom…

Dźwięk dzwonka wezwał wszystkich na salę obrad.

Hans, idąc pierwszy, zatrzymał się w progu. Oczy jego spoczęły dłuższą chwilę na dużym portrecie Mary, który uwieńczony białym bzem zawieszono nad fotelem przewodniczącego. Przez twarz geofizyka przebiegł skurcz bólu. Wierzchem dłoni przetarł powieki.

A jej nie ma… Właśnie dziś…

Dean, trochę onieśmielony, uniósł się w fotelu. - Proxima Centauri — rozpoczął — zrodziła się ze zgęstnienia wielkiej gazowo-pyłowej chmury. Obok'Proximy tworzyły się w tej mgławicy, przypominającej mgławicę w Orionie, liczne inne gwiazdy, tak jak również w tej chwili tworzą się w wielu punktach wszechświata. Jedne wcześniej poczęły skupiać materię, inne później, jedne szybciej rosły, drugie wolniej. Proxima powstała prawdopodobnie równocześnie z Tolimanem A i B, ale nie jest to całkowicie pewne. Możliwe, że nasz karzeł jest nieco młodszym „przybranym bratem” Tolimana, to znaczy, wędrując w mgławicy został wychwycony przez tę rosnącą wówczas szybko gwiazdę podwójną. Wskazywałaby na to wielka odległość Proximy od środka układu. Tak czy inaczej, odstęp czasu byłby stosunkowo niewielki i wychwyt nastąpił jeszcze w mgławicy pyłowo-gazowej. Można więc przyjąć, że cały układ potrójny Alfa Centauri narodził się jednocześnie, z tym że nieco różne warunki, a zwłaszcza nierównomierność skupienia przyciągającej się wzajemnie materii, zadecydowały o wielkości poszczególnych składników. Jeśli chodzi o Układ Proximy, z siedmiu istniejących po dziś dzień planet trzy można zaliczyć do gigantów o masie wielokrotnie większej od Ziemi i małej gęstości, cztery zaś do planet typu Ziemi czy Marsa. Giganty skupiają w sobie przeszło 99 procent masy wszystkich planet, przy czym Prima jest zaledwie 75 razy mniejsza od Proximy. Wszystko to zdaje się potwierdzać przypuszczenie, że Prima miała w okresie swych narodzin poważne szansę, by stać się gwiazdą tworzącą z Proxima ciasny układ podwójny. Po ustabilizowaniu się układu planetarnego Urpa krążyła w.odległości czterdziestu paru milionów kilometrów od Proximy, Tema zaś ponad dwa razy bliżej. Wskazują na to średnie temperatury występujące w tym samym czasie na Urpie i Temie, a obliczenia te opieramy głównie na materiałach paleobotanicznych. Gdy w życiodajnych rejonach Temy panowały czterdziestopięciostopniowe upały, na Urpie — klimat nieco surowszy od ziemskiego.