Изменить стиль страницы

Mówię o tych rzeczach nie po to, by na nowo roztrząsać niegdysiejsze postanowienie o wyborze życia klasztornego, lecz by usprawiedliwić błędy wielu takich, którym to święte brzemię zdaje się zbyt ciężkim. Być może, by usprawiedliwić potworną zbrodnię Berengara. Jednak, według Bencjusza, ów mnich oddawał się występkowi w sposób jeszcze bardziej niecny, to jest posługiwał się szantażem, by uzyskać od innych to, czego dawanie winny im odradzić cnota i otoczenie, w którym żyli.

Tak więc od jakiegoś czasu mnisi prześmiewali się z czułych spojrzeń, jakimi Berengar obdarzał Adelmusa, który jak się zdaje, był młodzieńcem wielce dorodnym. Tymczasem Adelmus, rozmiłowany bez reszty w swojej pracy, która była dlań jedynym źródłem rozkoszy, niewiele troszczył się o namiętność Berengara. Ale może, któż to wie, nie wiedział o tym, że dusza jego w głębi skłaniała go do tej samej sromoty. Tak czy owak, Bencjusz powiedział, że podsłuchał rozmowę między Adelmusem a Berengarem i że Berengar, czyniąc aluzję do jakiegoś sekretu, o którego odsłonięcie Adelmus go prosił, podsuwał mu ów szkaradny targ, a nawet najniewinniejszy z czytelników może sobie przedstawić jaki. I zdaje się, że Bencjusz usłyszał z ust Adelmusa słowa zgody wypowiedziane prawie z ulgą. Jakby, ważył się rzec Bencjusz, Adelmus niczego innego w głębi duszy nie pragnął i jakby starczyło mu znaleźć rację odmienną niż pożądanie cielesne, by wyrazić zgodę. To znak, przekonywał Bencjusz, iż sekret Berengara winien dotyczyć arkanów wiedzy, wtedy bowiem Adelmus mógł łudzić się, że po to popada w grzech cielesny, by zadowolić żądzę umysłu. A i mnie, dorzucił Bencjusz z uśmiechem, ileż to razy ogarniały żądze umysłu tak gwałtowne, że aby je uśmierzyć, zgodziłbym się zaspokoić czyjeś żądze cielesne i nawet przeciw własnej swojej cielesnej chęci.

— Czy nie ma takich chwil —spytał Wilhelma —że ty też uczyniłbyś rzeczy naganne, byle tylko dostać do rąk księgę, której szukasz od lat?

— Wieki temu mądry i cnotliwy Sylwester II podarował nadzwyczaj cenny globus niebieski w zamian za manuskrypt, zdaje się Stacjusza lub Lukana —odparł Wilhelm. Potem dodał przezornie: —Ale chodziło o globus niebieski, nie zaś własną cnotę.

Bencjusz przyznał, że zapał pchnął go za daleko, i podjął opowieść. W noc poprzedzającą tę, kiedy umarł Adelmus, poszedł z ciekawości za tymi dwoma. I widział ich po komplecie, jak razem kierują się ku dormitorium. Czekał długo, nie domykając drzwi swojej celi, niezbyt odległej od ich cel, i widział wyraźnie, jak Adelmus wyślizguje się, kiedy cisza okryła sen mnichów, do celi Berengara. Czuwał jeszcze, nie mogąc zasnąć, aż usłyszał, że drzwi celi Berengara otwierają się i Adelmus wymyka się prawie biegnąc, choć przyjaciel próbuje go powstrzymać. Berengar podążał za Adelmusem krok w krok, kiedy ten schodził na dolne piętro. Bencjusz ostrożnie ruszył za nimi i na początku dolnego korytarza ujrzał drżącego Berengara, który wcisnąwszy się w kąt, wpatrywał się w drzwi celi Jorgego. Bencjusz pojął, że Adelmus rzucił się do stóp starego współbrata, by wyznać swój grzech. A Berengar drżał, bo wiedział, że jego sekret będzie wydany, choć pod pieczęcią sakramentu.

Potem Adelmus wyszedł pobladły, odepchnął Berengara, który chciał mu coś powiedzieć, i wypadł z dormitorium, okrążając absydę kościoła i wchodząc do chóru przez drzwi od północy (które nocą zawsze pozostają otwarte). Zapewne chciał się modlić. Berengar ruszył za nim, ale nie wszedł do kościoła i krążył wśród grobów cmentarza załamując ręce.

Bencjusz nie wiedział, co ma czynić, i w tym momencie dostrzegł, że w pobliżu jest czwarta jakaś osoba. Ona też śledziła tamtych dwóch i z pewnością nie zauważyła obecności jego, Bencjusza, który stał za pniem dębu rosnącego na granicy cmentarza. Był to Wenancjusz. Na jego widok Berengar przycupnął między grobami, a wtedy Wenancjusz wszedł do chóru. Bencjusz zaś, lękając się, iż zostanie odkryty, wycofał się do dormitorium. Następnego ranka u stóp urwiska znaleziono trupa Adelmusa. Nic więcej Bencjusz nie wiedział.

Zbliżała się pora obiadu. Bencjusz opuścił nas, a mój mistrz nie wypytywał go już o nic. Pozostaliśmy przez chwilę na tyłach łaźni, a potem przechadzaliśmy się kilka minut po warzywniku, medytując nad tymi osobliwymi nowinami.

— Kruszyna —rzekł naraz Wilhelm schylając się, by obejrzeć roślinę, którą w tym zimowym świetle rozpoznał wśród zarośli. —Napar z kory dobry na hemoroidy. A to arctium lappa,kataplazm ze świeżych korzeni zabliźnia wypryski skórne.

— Masz większą wiedzę niż Seweryn —rzekłem —ale teraz powiedz mi, co mamy myśleć o tym, cośmy usłyszeli!

— Mój drogi Adso, winieneś nauczyć się posługiwać własną głową. Bencjusz powiedział nam zapewne prawdę. Jego opowieść zgodna jest z poranną opowieścią Berengara, nawiasem mówiąc jakże naszpikowaną przywidzeniami. Spróbuj zrekonstruować wydarzenia. Berengar i Adelmus dopuszczają się bardzo brzydkiego czynu, przeczuwaliśmy to i przedtem. I Berengar musiał odsłonić Adelmusowi ów sekret, który dla nas pozostaje, niestety, sekretem. Popełniwszy ten występek przeciwko czystości i prawu przyrody, Adelmus myśli jedynie o tym, żeby zwierzyć się komuś, kto będzie mógł go rozgrzeszyć, i biegnie do Jorgego. Który jest z natury bardzo surowy, mieliśmy tego dowody, i z pewnością nie szczędzi Adelmusowi zatrważających wymówek. Może nie udziela rozgrzeszenia, może narzuca mu niemożliwą do wykonania pokutę, nie wiemy, a Jorge nigdy nam tego nie wyjawi. Faktem jest, że Adelmus biegnie do kościoła, by paść na twarz przed ołtarzem, lecz nie może uśmierzyć wyrzutów sumienia. W tym momencie podchodzi doń Wenancjusz. Nie wiemy, co sobie mówią. Być może, Adelmus powierza Wenancjuszowi sekret, dar (lub zapłatę) od Berengara, sekret, na którym zupełnie przestało mu zależeć, odkąd ma swój własny, znacznie straszniejszy i bardziej palący. Co dzieje się z Wenancjuszem? Być może, ogarnięty tą samą gorączkową ciekawością, która trawiła dzisiaj naszego Bencjusza, rad z uzyskanych wiadomości, pozostawia Adelmusa jego wyrzutom sumienia. Adelmus widzi, że został opuszczony, chce zabić się, wychodzi zdesperowany na cmentarz i tam spotyka Berengara. Mówi mu słowa straszliwe, ciska mu w twarz jego odpowiedzialność, nazywa go swoim bakałarzem w nikczemności. Jestem przeświadczony, że opowieść Berengara, jeśli uwolni się ją od wszystkich przywidzeń, jest zgodna z prawdą. Adelmus powtarza mu też same słowa pełne rozpaczy, które usłyszał od Jorgego. I oto Berengar idzie, wstrząśnięty, w swoją stronę, a Adelmus w swoją, by odebrać sobie życie. Potem następuje dalszy ciąg, którego byliśmy niemal świadkami. Wszyscy sądzą, że Adelmusa zabito, Wenancjusz zyskuje przekonanie, iż sekret biblioteki jest ważniejszy, niż myślał uprzednio, i prowadzi nadal poszukiwania na własny rachunek. Dopóki ktoś go nie zatrzymał, nim zdążył odkryć to, za czym tak się uganiał, albo po dokonaniu tego odkrycia?

— Kto go zabił? Berengar?

— To możliwe. Lub Malachiasz, któremu powierzono czuwanie nad Gmachem. Lub jeszcze kto inny. Berengar jest podejrzany właśnie dlatego, że boi się i że wie, iż Wenancjusz posiadł już jego sekret. Malachiasz jest podejrzany: ma pieczę nad nietykalnością biblioteki, odkrywa, że ktoś ją pogwałcił, więc zabija. Jorge wie wszystko o wszystkich, zna sekret Adelmusa, nie chce, bym ja odkrył to, co być może znalazł Wenancjusz. Wiele faktów skłania do tego, by myśleć o nim podejrzliwie. Ale powiedz mi sam, jak ślepiec mógłby zabić człowieka w pełni sił i jak starzec, choćby i silny, mógłby przenieść ciało do kadzi. Ale właściwie, czemu zabójcą nie miałby być sam Bencjusz? Mógł nas okłamać, mógł kierować się dążeniami niestosownymi do wyjawienia. I czemu ograniczać podejrzenia do tych tylko, którzy uczestniczyli w rozmowie o śmiechu? Może motywy zbrodni były inne, może nie miały nic wspólnego z biblioteką. Tak czy inaczej dwie rzeczy są niezbędne: musimy wiedzieć, jak wchodzi się do biblioteki nocą, i mieć światło. O to zadbaj ty. Pokręcisz się po kuchni w porze obiadu, weźmiesz kaganek…