— Wiesz, że opat Joachim powiedział prawdę. Doszliśmy do szóstej ery ludzkich dziejów, kiedy to pojawi się dwóch antychrystów, Antychryst mistyczny i Antychryst właściwy, i to dzieje się teraz, po Franciszku, który odtworzył w swoim ciele pięć ran Ukrzyżowanego Jezusa. Bonifacy był Antychrystem mistycznym, zaś ustąpienie Celestyna jest nieważne. Bonifacy był bestią wychodzącą z morza, której siedem głów przedstawia siedem grzechów głównych, zaś dziesięć rogów łamanie przykazań, a otaczają ją kardynałowie, szarańcze, których ciałem jest Apollyon! Liczbą bestii, jeśli czytać jej imię w alfabecie greckim, jest Benedicti! —Przyjrzał mi się, by zobaczyć, czy pojąłem, i uniósł palec napominając mnie. —Benedykt XI był Antychrystem właściwym, bestią wychodzącą z ziemi! Potwór nieprawości i niegodziwości rządził z przyzwolenia Boga Jego Kościołem, by cnota następcy rozbłysła chwałą!
— Ależ, ojcze święty —ważyłem się zaprzeczyć ledwie słyszalnym głosem wszak jego następcą jest Jan!
Hubertyn przyłożył dłoń do czoła, jakby chciał wymazać dokuczliwy sen. Oddychał z trudem, był zmęczony.
— Słusznie. Rachunek był błędny, wciąż czekamy na papieża anielskiego… Lecz tymczasem pojawili się Franciszek i Dominik. —Wzniósł wzrok do nieba i rzekł jakby w modlitwie (lecz byłem pewny, że recytował stronicę ze swojej wielkiej księgi o drzewie żywota): — Quorum primus seraphico calculo purgatus et ardore celico inflammatus totum incendere videbatur. Secundus vero verbo predicationis fecundus super mundi tenebras clarius radiavit [28] …Tak, jeśli takie były obietnice, papież anielski musi przyjść.
— I oby tak się stało, Hubertynie —powiedział Wilhelm. —Na razie jestem tu, by zapobiec wypędzeniu człowieczego cesarza. O twoim papieżu anielskim mówił także brat Dulcyn…
— Nie wypowiadaj więcej imienia tego węża! —ryknął Hubertyn, i po raz pierwszy ujrzałem, jak przeobraził się z człeka strapionego w zagniewanego. —Zbrukał słowa Joachima z Kalabrii, uczynił z nich żagiew śmierci i plugastwa! Jeśli Antychryst miał swych wysłanników, on nim był. Lecz ty, Wilhelmie, mówisz tak, bo w istocie nie wierzysz w nadejście Antychrysta, a twoi mistrzowie z Oksfordu nauczyli cię bałwochwalczej czci dla rozumu, wyjaławiając wieszcze władze twojego serca!
— Mylisz się, Hubertynie —odparł z wielką powagą Wilhelm. —Wiesz, że najbardziej z moich mistrzów czczę Rogera Bacona…
— Który roił o latających maszynach —zadrwił boleśnie Hubertyn.
— Który jasno i bez ogródek mówił o Antychryście, dostrzegał jego znaki w znieprawieniu świata i w osłabieniu mądrości. Lecz nauczał, że jest jeden tylko sposób przygotowania się na jego przyjście: badanie sekretów natury, używanie wiedzy dla ulepszenia rodzaju ludzkiego. Możesz przygotować się do walki z Antychrystem badając lecznicze przymioty ziół, naturę kamieni, a nawet kreśląc plany latających maszyn, które budzą twój uśmiech.
— Antychryst twojego Bacona był tylko wymówką, by oddawać się pysze rozumu.
— Lecz wymówką świętą.
— Nic, co służy za wymówkę, nie jest święte. Wilhelmie, wiesz, że życzę ci dobrze. Wiesz, jak wielką ufność pokładam w tobie. Skarć rozum, naucz się opłakiwać rany Pana, wyrzuć precz swoje księgi.
— Zachowam tylko twoją —uśmiechnął się Wilhelm. Hubertyn też uśmiechnął się i pogroził mu palcem.
— Niemądry Angliku. I nie wyśmiewaj zbytnio swoich bliźnich. Raczej lękaj się tych, których nie możesz pokochać. I strzeż się opactwa. Nie podoba mi się to miejsce.
— Właśnie zamierzam lepiej je poznać —rzekł Wilhelm na pożegnanie. —Chodźmy, Adso.
— Ja ci powiadam, że nie jest dobre, ty zaś chcesz je poznać. Ach! —rzekł Hubertyn potrząsając głową.
— Ano właśnie —rzekł Wilhelm, który dotarł już do połowy nawy —kim jest ten mnich, podobny do zwierzęcia i mówiący językiem z wieży Babel?
— Salwator? —Hubertyn, który już klękał, odwrócił się. —Zdaje się, że wniosłem go w wianie temu opactwu… Wraz z klucznikiem. Kiedy zrzuciłem habit franciszkański, wróciłem na jakiś czas do mojego dawnego klasztoru w Casale i zastałem tam innych braci pogrążonych w trwodze, albowiem wspólnota oskarżała ich, że są duchownikami z mojej sekty… tak się wyrażali. Ująłem się za nimi i uzyskałem, że mogli pójść w moje ślady. A dwóch, Salwatora i Remigiusza, zastałem właśnie tutaj, kiedy przybyłem w minionym roku. Salwator… Doprawdy wygląda jak bestia. Ale jest usłużny.
Wilhelm zawahał się przez chwilę.
— Usłyszałem, jak mówi: penitenziagite.
Hubertyn milczał. Machnął ręką, jakby chciał odpędzić dręczącą go myśl.
— Nie, nie sądzę. Wiesz, jacy są ci świeccy bracia. To wieśniacy, którzy słuchali może jakiegoś wędrownego kaznodziei i sami nie wiedzą, co mówią. Salwatorowi mam co innego do zarzucenia; jest to bestia żarłoczna i lubieżna. Ale nic, nic a nic przeciwko ortodoksji. Nie, choroba opactwa tkwi gdzie indziej, szukaj jej u tych, co wiedzą za dużo, nie zaś u tych, co nie wiedzą nic. Nie buduj zamku podejrzeń na jednym słowie.
— Nie uczynię tego nigdy —odparł Wilhelm. —Właśnie, by tego nie czynić, porzuciłem obowiązki inkwizytora. Ale lubię słuchać słów, a później rozmyślać nad nimi.
— Za dużo myślisz. Chłopcze —powiedział zwracając się ku mnie —nie bierz zbyt złego przykładu ze swojego mistrza. Jedyną rzeczą, o której winno się myśleć, i widzę to u schyłku mego żywota, jest śmierć. Mors est quies viatoris — finis est omnis lahoris [29] .Ostawcie mnie z moją modlitwą.
PRZED NONĄ
Przebyliśmy z powrotem główną nawę i wyszliśmy drzwiami, którymi i weszliśmy. Dźwięczały mi jeszcze w uszach słowa Hubertyna.
— To człek… dziwny —ośmieliłem się rzec.
— Jest, lub był, pod wieloma względami człowiekiem niezwykłym. Lecz właśnie z tego bierze się owa dziwność. Tylko w ludziach małych nie widzimy niczego nadzwyczajnego. Hubertyn mógłby był zostać jednym z owych kacerzy, do których spalenia przyłożył ręki, albo kardynałem Świętego Kościoła Rzymskiego. Zbliżył się znacznie do obu tych spaczeń. Kiedy rozmawiam z Hubertynem, mam uczucie, że piekło jest rajem oglądanym z drugiej strony.
Nie pojąłem, co chciał powiedzieć.
— Z jakiej to strony? —spytałem.
— Otóż to —potaknął Wilhelm —rzecz w tym, by wiedzieć, czy są jakoweś strony i czy jest całość. Lecz nie słuchaj tego, co mówię. I nie zerkaj więcej na ten portal —powiedział klepiąc mnie leciutko w kark, albowiem mój wzrok przyciągnęły rzeźby, które widziałem już wchodząc. —Dosyć cię straszono. Na wszystkie sposoby.
Kiedy odwracałem się ku wyjściu, zobaczyłem przed sobą jakiegoś mnicha. Był mniej więcej w tym samym wieku co Wilhelm. Uśmiechnął się i pozdrowił nas uprzejmie. Oznajmił, że jest Sewerynem z Sant’Emmerano, że jest tu ojcem herborystą, któremu powierzono pieczę nad łaźnią, szpitalem, warzywnikiem, i że oddaje się na nasze usługi, jeślibyśmy chcieli lepiej poznać teren opactwa.
Wilhelm podziękował mu i oznajmił, że zauważył już, przybywając tutaj, piękny ogród, w którym, jak się zdaje, są nie tylko warzywa, lecz także rośliny lecznicze, jeśli można dostrzec pod śniegiem.
— Latem lub wiosną przy tej rozmaitości ziela, a każde ozdobione kwieciem, nasz ogród piękniej wyśpiewuje chwałę Stwórcy —powiedział Seweryn, jakby prosząc o wybaczenie —lecz także o tej porze roku oko zielarza w zeschłych łodygach dostrzega rośliny, które wyrosną i mogę rzec ci, że ten ogród jest bogatszy niż jakiekolwiek herbarium i bardziej odeń kolorowy, choćby nie wiem jak piękne były w owym herbarium miniatury. Zresztą również zimą rosną pożyteczne zioła, zaś inne zebrałem i trzymam w pracowni umieszczone w naczyniach i gotowe do użycia. I tak, korzeniami kobylego szczawiu leczą się katary, wywar z prawoślazu jest dobry na okłady przy chorobach skóry, łopuch goi egzemy, skruszonymi i roztartymi kłączami wężownika można leczyć biegunki i niektóre choroby kobiece, lippia trójlistna jest dobra na trawienie, podbiał nadaje się na kaszel; i mamy też dobrą goryczkę na trawienie i lukrecję, i jałowiec, z którego przygotowujemy napary, czarny bez, żeby robić z jego kory wywar na wątrobę, mydlnicę, której korzenie moczy się w zimnej wodzie i która jest na katar, i kozłek lekarski, którego przymioty z pewnością nie są ci obce.
28
Quorum primus… —Pierwszy z nich, z anielskiego wyboru oczyszczony i natchniony niebiańskim żarem, zdawał się rozniecać płomienie. Drugi zaś, napełniony słowem modlitwy, promienniej zajaśniał ponad ciemnościami świata.
29
Mors est quies… —Śmierć jest spoczynkiem podróżnego, jest kresem mozołu wszelkiego.