– Chciałbym wierzyć waszmości!

– Chcesz, panie bracie, to się u cara wstawię i księciem cię zrobi. A co wolisz? Suzdal? Włodzimierz? Siergiejewsk? Sierpuchów? Wszystko tam do wzięcia, bo co tylko szabla polska zniesie, co ręką zagarniesz, to twoje!

– Jedźmy więc i dobierzmy się do Moskwicinów!

Wymienili z Dydyńskim spojrzenia pełne wzajemnego zrozumienia. A potem wyruszyli. Na wschód. Do Putywla, Czernihowa, Tuszyna, do Moskwy...

I znacznie dalej.

Na skraj świata.

Koniec

Przypisy

Rozdział I

W klasztorze Ojców Bernardynów w Przeworsku... – większość miejsc opisanych na kartach Diabła Łańcuckiego to autentyczne zamki, dwory, miasta i klasztory, które do dziś oglądać można w województwie podkarpackim (czyli w dawnej Ziemi Przemyskiej i Sanockiej). Wspomniana budowla to oczywiście klasztor w Przeworsku, zbudowany około 1461 roku przez Rafała z Tarnowa i powierzony ojcom bernardynom w roku 1465.

a za cztery dni, na Święto Podniesienia Krzyża Pańskiego, zaczynał się jarmark... – Święto Podniesienia Krzyża obchodzone jest w Kościele katolickim co roku 14 września.

przez krużganki... – wirydarz każdego klasztoru okolony był krytymi dachem krużgankami, czyli podsieniami, z których prowadziły drzwi do poszczególnych sal obiektu.

ciężkimi zwojami żaglowego płótna... – w XVI i XVII wieku Przeworsk słynął z tkaczy, których wyroby trafiały na rynki Lyonu, Frankfurtu i Moskwy. W mieście produkowano obrusy, obicia, jedwabie, a także płótna żaglowe wywożone później na zachód.

namiestnika w najpodlejszej chorągwi wołoskiej... – zwykle chorągwiami jazdy narodowego autoramentu dowodzili rotmistrzowie lub porucznicy. Czasem jednak, jeśli któryś z nich piastował inne urzędy wojskowe, mianował namiestnika, który przewodził rocie w zastępstwie jej właściciela, względnie pomagał przy dowodzeniu. Należy też pamiętać, iż w armii koronnej istniała pewna ściśle przestrzegana hierarchia. Za najgodniejszych uważano oficerów i towarzyszy z chorągwi husarskich, potem szli ci z chorągwi kozackich, zwanych od połowy XVII wieku pancernymi, a dopiero na końcu – rotmistrzowie i porucznicy z oddziałów lekkiej jazdy zwanych chorągwiami wołoskimi lub tatarskimi.

Anna Łahodowska... – prawie wszyscy bohaterowie występujący w niniejszej książce to autentyczne postacie, które zasłynęły szeroko (aczkolwiek raczej ze złych uczynków) w dziejach Ziemi Przemyskiej i Sanockiej na początku XVII wieku. Wspomniana Anna Łahodowska, wywodząca się z hultajskiej i niebezpiecznej rodziny Łahodowskich, znana była w całym województwie ruskim jako prawdziwa wilczyca na włościach, zajeżdżająca sąsiadów, wiodąca spory sądowe i biorąca udział w licznych awanturach. Okres, w którym popełniała swawoleństwa, był wprawdzie nieco późniejszy od lat, w jakich zamyka się historia Diabła Łańcuckiego, uznałem jednak, że postać ta jest takim uosobieniem warcholstwa i swawoli, że pani Anna godna jest, aby zasiadać w łańcuckiej kompanii starego Stadnickiego.

Anna zamężna była w ciągu całego swojego życia trzykrotnie. Pierwszym jej mężem był Mikołaj Małyński, który jednak w roku 1627 zginął na wojnie ze Szwedami, drugim zaś Stanisław Kilian Boratyński, który miał taki sam awanturniczy charakter co i jego żona. Siedzibą Łahodowskiej była wieś w powiecie trembowelskim – Kałaharówka, szybko przemieniona w rozbójnicze gniazdo. Anna znana była w okolicy jako herod-baba, kobieta przysparzająca wielkich kłopotów sąsiadom. Prowadziła zacięte wojny z Grzymałowem Ludzickich i Satanowem Sieniawskich, rozliczne procesy sądowe z krewnymi i rodziną. Dość niemiło postąpiła z Janem Brzuchowskim, deputatem na trybunał lubelski, który pozwał ją z powodu nieoddania długu i uzyskał na Annę zaoczny wyrok banicji. Straszliwa kobieta nasłała wówczas na jego gospodę dziesięciu hajduków, którzy opadli go w izbie i posiekali, krzycząc przy tym: „Otóż tobie banicja, banicja!”. Podczaszy koronny Mikołaj Sieniawski nie mógł w końcu dać sobie rady z niespokojną kobietą i zmuszony był zwoływać pospolite ruszenie, aby przeciwstawić się jej napaściom. Kilkakrotnie także oblegał ją w Kałaharówce, jednak bezskutecznie.

w Gelazynce na lwowskim ratuszu... – Gelazynką nazywano w XVII wieku najgłębszą, najgorszą podziemną celę pod ratuszem we Lwowie, do której wsadzano najzawziętszych i najbardziej zuchwałych łotrów, morderców i swawolników. W ich liczbie zaś Andrzeja Polickiego, znanego rozbójnika obwinianego o zabójstwo Stanisława Głembockiego.

Mikołaj z Radomia... – gwardian bernardynów przeworskich, który w roku 1593 ufundował organy w kościele Świętej Barbary.

Węgierski sabat... – sabatami nazywano w XVII wieku Szeklerów – węgierskich górali z Siedmiogrodu, których od czasów Stefana Batorego zaciągano chętnie na dwory w Rzeczypospolitej jako nadwornych żołnierzy i pachołków.

włosienicę i kukullę... – to oczywiście elementy stroju zakonnika – Włosienica to gruba i niewygodna szata wdziewana przez zakonników w celu umartwiania się, a kukulla to płaszcz noszony zwykle na habicie.

w kolczugach i karwaszach, futrzanych kołpakach; w bechterach nakrytych skórami lwów i lampartów... – kolczuga była w XVII wieku zbroją powszechnie używaną przez szlachtę i żołnierzy. Składała się ona ze splecionych metalowych kółeczek. Bechter z kolei był zbroją wykonaną z prostokątnych żelaznych płytek połączonych żelaznymi kółkami. Szlachta polska często zarzucała na zbroje skóry wilcze, lwie i tygrysie.

Jacek Dydyński – zwany Jackiem nad Jackami – postać autentyczna, syn stolnika sanockiego (zwany w Rzeczypospolitej stolnikowicem), pochodzący z Niewistki na północ od Sanoka. Jacek Dydyński, który często gości na kartach Prawem i Lewem Władysława Łozińskiego, był zajezdnikiem, czyli szlachcicem, który za stosowną opłatą gotów był urządzić zajazd na każdego. Dydyński służył niegdyś w chorągwiach lisowczyków. Nic więc dziwnego, iż w Ziemi Przemyskiej bano się go jak ognia. Wiadomo też, że miał kilku braci, wśród których wymieniani są m.in. Przecław, Andrzej, Zygmunt, Mikołaj i najmłodszy Łukasz – którego zresztą w roku 1629 bracia Dydyńscy porwali ze szkół w Sandomierzu i ograbili. Dydyński znany był ze swego honoru i fantazji – dlatego nawet dawny, XIX-wieczny historyk Łoziński pisze o nim z pewną sympatią. I to pomimo iż Jacek nad Jackami, podobnie jak wielu spośród panów braci z Ziemi Przemyskiej, służył przez pewien czas u Władysława i Zygmunta Stadnickich, synów okrutnego Stanisława Stadnickiego. Wkrótce jednak sprzykrzył sobie ich kompanię i przeszedł do ich wroga – Konstantego Korniakta. Potem służył Stanisławowi Krasickiemu, podczaszemu łomżyńskiemu, który ubiegał się o starostwo po ojcu – Jerzym, uznanym za słabego na umyśle. W Boże Narodzenie 1637 roku Dydyński napadł ze swą czeladzią na Dolinę, doszczętnie złupił ją i splądrował. W roku 1639 wystąpił zbrojnie przeciwko kasztelanowi wyszogrodzkiemu Maciejowi Siecińskiemu, który usiłował zagarnąć dla siebie dobra, które należały wcześniej do Jerzego Krasickiego; potem zaś Jacek nad Jackami przystał do najzacieklejszych wrogów Stanisława Krasickiego – książąt Sanguszków, za co podczaszy groził mu śmiercią. Dydyński przysłużył się następnie innemu synowi Jerzego Krasickiego – Adamowi. Miał on kłopot z niejakim Jakubem Kakowskim, który zagarnął jego matce wioskę. Dydyński szybko zorganizował wielki zajazd na Kakowskiego, który bronił się długo, aż w końcu uchodzić musiał ciężko ranny wraz z niedobitkami swoich dragonów. Jacek nad Jackami służył pomocą panom braciom w rozstrzyganiu wszelakich zajazdów i waśni, dopóki w roku 1649 nie zginął w bitwie z Kozakami pod Zborowem, walcząc w chorągwi powiatowej Ziemi Przemyskiej, pod komendą Zygmunta Przedwojowskiego. Więcej o jego wyczynach i przygodach przeczytać można w książce Czarna szabla.