Изменить стиль страницы

Zatrzymałem się.

– Zabić… Kogo? – Obrzuciłem go wzrokiem, chcąc sprawdzić, czy ma broń. Niczego nie zauważyłem. – Powiedz, co się stało.

Popatrzył na swoje zakrwawione dłonie.

– Co się stało?! – wrzasnąłem.

– Nie pamiętam – wyszeptał.

Zaciągnąłem Billy’ego do swojego domku. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem, potykał się raz po raz i omal nie wywrócił się na progu. Podtrzymałem go i pomogłem mu usiąść na kanapie, a potem rozpiąłem guziki jego poplamionej krwią koszuli i ściągnąłem ją z niego. Cały się trząsł, a ja znów doznałem szoku ma widok blizn, które na jego plecach zostawił pas Darwina. Okryłem mu ramiona kocem.

– Powiedz mi, co pamiętasz – zażądałem.

Spuścił głowę.

– Narozrabiałem – odparł.

– Co zrobiłeś, Billy? No, powiedz mi.

Zamknął oczy i pokręcił głową.

Podniosłem słuchawkę telefonu.

– Albo powiesz mi wszystko, co pamiętasz, albo dzwonię na policję i im będziesz się tłumaczył – zagroziłem.

Wziął głęboki oddech. Otworzył oczy, ale wciąż patrzył w podłogę.

– Byłem z kolegą. Jasonem. Poszliśmy do kina. Kiedy wracaliśmy, czekali na nas trzej chłopacy z jego szkoły. Zaczęli go wyzywać od pedałów, pizd, złamasów i tym podobnych. Powinienem był po prostu ich zignorować i odejść.

– Ale nie zrobiłeś tego.

– Ostrzegłem ich. – Pokręcił głową i zazgrzytał zębami. – Powiedziałem im, żeby się od nas odpierdolili, bo inaczej…

– Bo inaczej… co?

Górna warga zaczęła mu drżeć, „…was zabiję” – domyśliłem się po jego spojrzeniu.

– I co potem się stało? – zapytałem.

– Jeden z nich podszedł do mnie i splunął mi w twarz. – Po policzku Billy’ego pociekła łza.

– I co zrobiłeś?

– Uderzyłem go. A potem… Nie wiem… Mam dziurę w pamięci.

Gdybym dostawał tysiąc dolarów od każdego napastnika, który twierdzi, że ma amnezję, byłbym milionerem.

– Jak wróciłeś do domu?

– Szedłem, jakby mnie prowadził jakiś autopilot. Niewiele pamiętam do chwili, kiedy cię zobaczyłem.

Nie chciałem dzwonić na policję, póki nie będzie to absolutnie konieczne. Musiałem się dowiedzieć, co się właściwie stało.

– Możesz mi podać numer telefonu do Jasona?

– 508-931-1107.

Szybko go sobie przypomniał jak na kogoś, kto ma kłopoty z pamięcią. Sięgnąłem po słuchawkę i wykręciłem numer.

– Halo? – usłyszałem już po pierwszym dzwonku pełen pretensji kobiecy głos. Moja rozmówczyni przeciągle wymówiła „a” i na koniec powiedziała „u” zamiast „o”: Haaalu.

– Mówi doktor Clevenger – przedstawiłem się. – Czy rozmawiam z panią Sanderson? Matką Jasona?

– To ja – odparła powściągliwie.

– Jestem bliskim przyjacielem Julii Bishop i jej matki, Candace. Właśnie jest ze mną Billy.

– Tak? – odparła chłodno.

– Chłopiec jest bardzo wzburzony. Może mi pani powiedzieć, co się stało dziś wieczorem?

– Wiem tylko tyle, ile powiedział mi Jason.

Czy prosiłem o coś więcej?

– Proszę mi to powtórzyć.

Pani Sanderson westchnęła, jakbym prosił ją o Bóg wie co.

– Od jakiegoś czasu Jason miał ciągłe problemy z kilkoma chłopcami ze swojej szkoły. Mieszkamy tu przez cały rok, a oni mu stale dokuczali. Ciągnie się to już od drugiej klasy. Jason nie jest ułomkiem, ale stara się unikać konfrontacji.

Podejrzewałem, że nabył tego zwyczaju w domu pod wpływem mamusi.

– Dzieci potrafią być okrutne – zgodziłem się. – A dzisiaj wieczorem? Co się stało?

– To samo co zwykle. Po prostu go wyzywali.

To samo co zwykle – pani Sanderson nie była zbyt pomocna.

– Billy wrócił do domu w zakrwawionej koszuli – powiedziałem w nadziei, że pobudzę ją do myślenia. – Czy Jason wspomniał coś o bójce?

– O bójce? Tak, oczywiście. Jeśli chce pan to tak nazwać. Billy rzucił się na trzech chłopców. Porozbijał im nosy, wargi. Jeden ma podobno złamaną rękę.

Poczułem ulgę. Przynajmniej nie wyglądało na to, żeby Billy kogoś zabił.

– Czy z Jasonem wszystko w porządku?

– Jest przestraszony. Powiedział, że Billy wpadł w szał. – Zawiesiła głos. – Miał wręcz pianę na ustach.

– Czy Jason wspomniał, że jeden z tych chłopców wcześniej opluł Billy’ego?

– Z tego, co wiem, ich zaczepki ograniczały się do wyzwisk, dopóki Billy…

– Billy nie znosi znęcania się nad słabszymi. – Spojrzałem na blizny na jego plecach.

– Rozumiem – rzekła pani Sanderson, ale ton jej głosu mówił coś innego. Przez kilka sekund milczała. – Dobrze się składa, że pan dzwoni – powiedziała w końcu. W jej głosie pretensjonalny ton zmieszał się z powagą, co nadało mu brzmienie niemal komiczne, jak u Williama F. Buckleya, który jąkając się, oświadcza, że masz raka i twoja sytuacja jest beznadziejna.

– Tak?

– Przed wyjściem chłopców do kina doszło do niepokojącego incydentu związanego z Billym – powiedziała, po czym zapadła ciężka cisza. – A może powinnam porozmawiać o tym raczej z Julią?

– Ona wciąż jeszcze czuje się nie najlepiej, ale powtórzę jej wszystko, co mi pani powie.

– No dobrze. Wie pan, postanowiliśmy z mężem mieć jeszcze jedno dziecko. Urodziło się dwa miesiące temu.

– Moje gratulacje – powiedziałem, zastanawiając się, do czego ta kobieta zmierza. Temat, który poruszyła, wzbudził jednak mój niepokój. Pamięć o morderstwie Brooke była jeszcze wciąż na tyle żywa, że rozmowa o niemowlętach natychmiast kojarzyła mi się ze śmiercią. Spojrzałem na Billy’ego, który próbował zetrzeć sobie krew z piersi.

– Przed wyjściem Jason musiał jeszcze dokończyć sprzątanie. Nic wielkiego: pozbierać swoje rzeczy z podwórza i tym podobne.

– Jasne – powiedziałem, nie mogąc się doczekać puenty.

– Zaprowadził więc Billy’ego do swojej sypialni i uruchomił mu nową grę Nintendo.

– W porządku.

– Kiedy Jason skończył, poprosił mojego męża, żeby zawołał Billy’ego i powiedział mu, że już mogą iść.

Powoli traciłem cierpliwość.

– No i co się stało? – rzuciłem znacząco.

– Właśnie mówię. Mój mąż znalazł Billy’ego w sypialni małej Naomi. Stał przy jej łóżeczku i gapił się, jak mała śpi. Godzinę wcześniej położyłam ją spać.

Pomimo, że o zabójstwo Brooke został oskarżony Darwin, pan Sanderson musiał się poczuć nieswojo, gdy zobaczył poprzedniego głównego podejrzanego wpatrującego się w jego córkę.

– Czy Billy powiedział, co tam robił? – zapytałem.

– Mój mąż zapytał go, ale nie uzyskał odpowiedzi. Chłopiec wyglądał, jakby był w jakimś transie. Nicholas musiał nim potrząsnąć, żeby się ocknął.

Mogła powiedzieć, że Billy wydawał się oszołomiony lub nieobecny. Trans jest jednym z tych słów kluczy, które są zarezerwowane dla psychopatów.

– Baliście się, że Billy mógłby zrobić krzywdę waszej córce? – zapytałem, by przerwać dywagacje na temat jego stanu.

Billy spojrzał na mnie uważnie.

– Tego nie mówię – zaprzeczyła pani Sanderson. Umilkła na chwilę. – Nasi przyjaciele z Nantucket powiedzieli nam, że Billy sprawiał problemy na długo przed tą tragedią związaną z jego siostrą, Brooke. Podobno kradł i znęcał się nad zwierzętami.

– To prawda – przyznałem. Wyglądało na to, że Martha’s Vineyard nie da Billy’emu drugiej szansy.

– Takie dzisiaj czasy, że człowiek nie wie, komu może wierzyć. W żadnej sprawie. Zawsze się okazuje, że pozory mylą. Wszystko jest bardziej zagmatwane.

Czytaj: policja schrzaniła sprawę i niesłusznie oskarżyła Darwina Bishopa o morderstwo dziecka, podczas gdy winny jest jego szalony adoptowany syn z Rosji. Może nawet Darwin się poświęcił i wziął winę na siebie, żeby go chronić.

– Doskonale panią rozumiem – powiedziałem.

– Postanowiliśmy więc z mężem, że lepiej będzie, jeśli Billy przestanie przychodzić do naszego domu i nie będzie się więcej spotykał z Jasonem.

Dobrze wiedziałem, co Billy będzie teraz czuł: rozczarowanie, osamotnienie i odtrącenie. Strata przyjaciela dla każdego jest ciężkim przeżyciem, lecz dla kogoś takiego jak Billy, sieroty, który niedawno stracił siostrę…