Изменить стиль страницы

– I…

– Powiedział, że musi się poradzić prawnika.

– Może go potrzebować.

– Godzinę później wynajął Johna McBride’a.

McBride miał kancelarię w Bostonie i był jednym z najlepszych adwokatów w kraju specjalizujących się w sprawach kryminalnych, a także mistrzem w doprowadzaniu do wykluczenia dowodów obciążających jego klientów.

– Bądź ostrożny, gdy będziesz teraz przeszukiwał dom Bishopa.

– Nie ma obawy. Wszystko robimy w białych rękawiczkach. Dziś rano McBride do mnie zadzwonił. Chciał mnie zawiadomić, że dopóki nie wniesiemy oskarżenia, jego klient nie będzie zeznawał.

– Czy McBride reprezentuje jeszcze kogoś z rodziny?

– Nie powiedział.

– No to jaki mamy plan? Jedziemy po prostu do domu Bishopa i przepytamy Claire i Garreta?

– Tak to sobie wyobrażam. Wciąż mam ważny nakaz przeszukania każdego cala posiadłości, a z tego, co wiem od policjanta, którego zostawiłem na posterunku przy Wauwinet Road, zarówno Claire, jak i Garret są tam teraz. Co prawda oboje mogą się nie zgodzić na rozmowę, ale nie sądzę, żeby to zrobili.

– Dlaczego?

– Bo w tej rodzinie wszyscy mają swoje plany. Garret ma swoje. Claire ma swoje. Wszyscy wykorzystują tę tragedię, by załatwić własne sprawy: zdobyć więcej władzy, wolności czy czegoś tam jeszcze.

– No to jedźmy, póki możemy. – Schyliłem się po torbę, ale przeszył mnie taki ból, że o mało nie upadłem na kolana.

Anderson chwycił mnie pod pachami.

– Ostrożnie – mruknął.

Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby, czekając, aż ból przejdzie. Kiedy minął, zrobiłem krok do przodu i zmusiłem się do uśmiechu.

– Lekarz odradzał mi robienie nagłych ruchów.

Anderson schylił się po moją torbę.

– Pozwól, że od tej pory ja będę ją nosić.

Na Wauwinet Road widzieliśmy trzy radiowozy. Drogę tarasowały wozy telewizyjne, których sznur zaczynał się pół mili od posiadłości Bishopa. Reporterzy wyskakiwali przed maskę, machając rękami w nadziei, że nas zatrzymają i uzyskają wypowiedź do mikrofonu. Fotografowie robili nam zdjęcia. Usłyszałem warkot helikoptera i spojrzałem do góry przez przednią szybę. Zobaczyłem dwa śmigłowce: jeden policji stanowej, drugi stacji telewizyjnej Channel 7.

– Co za odmiana – zauważyłem.

– Prasa uwielbia takie rzeczy – odparł Anderson. – Gdy się rozniesie, że Tess znajduje się w Mass General, tam także wyląduje armia dziennikarzy.

Przed „budką strażniczą” Bishopa stały dwa rovery i kolejne dwa na półkolistym podjeździe przed domem. Nikt jednak nie próbował nas zatrzymać, gdy skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że policja przebiła liczbą pojazdów ochronę Wina.

– Po co oni tu przyjechali: przeszukać posiadłość czyjej bronić? – zapytałem Andersona.

– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – To zależy, jak dobre stosunki łączą Bishopa z kapitanem O’Donnellem. Niedługo go poznasz. Nie mogę się doczekać, kiedy się z nim zmierzysz.

Drzwi jak zwykle otworzyła Claire Buckley. Wyglądała na zdenerwowaną.

– Nikt mnie nie uprzedził, że się zjawicie – oznajmiła z wymuszonym uśmiechem. – Win wyjechał do Bostonu.

– Nie zajmiemy ci dużo czasu – odezwał się Anderson. – Mamy tylko kilka pytań.

– No dobrze. Proszę, wejdźcie.

Anderson spojrzał na mnie i zmrużył oko. Wyglądało na to, że miał rację, spodziewając się, iż nie napotkamy większego oporu ze strony Claire.

Kiedy prowadziła nas do salonu, obejrzała się do tyłu i zauważyła, że poruszam się z trudem.

– Co ci się stało?

– Miałem mały wypadek w Bostonie. Ktoś na mnie napadł.

Zatrzymała się i spojrzała na mnie, jak mi się zdawało ze szczerą troską.

– Dobrze się czujesz?

– Przeżyję. – Uśmiechnąłem się. – To tylko naciągnięte mięśnie. – I kilka przeciętych.

– Może coś ci podać?

– Nie, dziękuję.

Wskazała nam kanapę, a sama usiadła na krześle z oparciem w kwiaty.

– Czym mogę warn służyć? – zapytała, obracając na palcu pierścionek z diamentem. Zauważyła, że dostrzegłem ten nerwowy ruch, i nienaturalnie sztywno oparła dłonie na udach.

Anderson skinął głową w moją stronę. Postanowiłem na początek zadać jej bardzo ogólne pytanie i zobaczyć, co się stanie.

– Claire, kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, nie zapytałem cię wprost, czy w noc, kiedy zamordowano Brooke, zauważyłaś coś dziwnego. Coś, co mogłoby być ważne dla śledztwa. A teraz, gdy Tess znalazła się w szpitalu, muszę cię zapytać o obie bliźniaczki.

– O co konkretnie ci chodzi?

– O coś niezwykłego – wtrącił się Anderson. – Coś, co zwróciło twoją uwagę. Może tubkę z uszczelniaczem lub fiolkę nortryptyliny, albo płacz dziecka.

– Gdybym coś takiego zauważyła, dawno bym o tym powiedziała. – Zawiesiła głos. – A przecież policja już skończyła przeszukiwać dom, prawda?

Ona nic nie wie - powiedział mój wewnętrzny głos.

– Claire, czy widziałaś lub słyszałaś cokolwiek, o czym powinniśmy wiedzieć? – Mój umysł odtworzył jej pytanie o przeszukanie domu, które przed chwilą zadała Andersonowi. – A może coś znalazłaś…? – dodałem.

Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, jakbyśmy oboje wiedzieli coś, o czym nie powinien się dowiedzieć North Anderson. Znów zaczęła obracać pierścionek na palcu.

– Powtórzyłem kapitanowi Andersonowi, co mi powiedziałaś o stosunku Julii do bliźniaczek po ich urodzeniu. Wymieniamy się wszystkimi informacjami na temat śledztwa. Jeśli masz mi coś do powiedzenia, możesz to powiedzieć nam obu – rzuciłem zachęcająco.

– Nie widziałam nic, co by się bezpośrednio wiązało z zamachami na życie dziewczynek.

– No dobrze. A co widziałaś?

– Nie tyle widziałam, ile znalazłam. Coś dziwnego.

– Dziwnego… – powtórzył Anderson.

– List – rzekła Claire. Spojrzała w dół i pokręciła głową. – Robię to tylko ze względu na Tess. Dlatego, że Julia jest wciąż przy niej. – Ukryła twarz w dłoniach. – Boże, nie wiem, czy powinnam o tym wszystkim mówić.

Skóra mi ścierpła. Czułem, że zaraz usłyszę albo bezpodstawne oskarżenie pod adresem Julii wymyślone przez Claire, która ma chrapkę na zajęcie jej miejsca u boku Darwina Bishopa, albo coś, co wywróci mój obraz Julii do góry nogami i znowu wprowadzi ją na listę podejrzanych.

– Jeśli wiesz o czymś w związku z Julią i bliźniaczkami, co twoim zdaniem jest ważne, proszę, powiedz nam o tym. Zwłaszcza jeśli pomogłoby to nam zapewnić bezpieczeństwo Tess – oświadczyłem.

Claire spojrzała w sufit, zerknęła na Andersona, a następnie skupiła uwagę na mnie.

– Poczekajcie, zaraz wracam. – Wstała, wyszła z salonu i skierowała się na górę.

– Wiesz, o co jej chodzi? – zapytał Anderson.

– Nie mam pojęcia – odparłem. – Myślę, że to jej gadanie, całe to „nie chcę, ale muszę”, jest zwykłym wciskaniem kitu, ale na razie tylko tyle potrafiłem rozszyfrować.

– To naciągaczka. Nie ufam jej.

Kiwnąłem głową, ale coraz bardziej obawiałem się znaleziska Claire. Aby się uspokoić, wstałem i zacząłem chodzić po pokoju, oglądając ozdóbki Bishopa: klasyczny zegar okrętowy, zbiór popiersi Dauma w delikatnych odcieniach błękitu, zieleni i różu, kolekcję emaliowanych piór wiecznych w mahoniowym pudełku ze szklanym wieczkiem.

Zatrzymałem się, widząc puste miejsce na ścianie. Gdy byłem w tym pokoju poprzednim razem, wisiał tu obraz Roberta Salmona przedstawiający statek na morzu. Rozejrzałem się dokoła i zobaczyłem, że płótno Maurice’a Prendergasta również zniknęło. Carl Rossetti i Wiktor Gołow mieli rację, pomyślałem. Bishop likwidował kolekcję dzieł sztuki. Na aukcji każdy z tych obrazów mógł mu przynieść kilka milionów dolarów.

Weszła Claire, ściskając w dłoni złożoną kartkę papieru listowego. Wróciłem na swoje miejsce na kanapie. Ona usiadła z powrotem na krześle.

Anderson pochylił się do przodu, wpatrując się w kartkę.

– Znalazłam to w szafie Julii – oświadczyła. – Robiłam porządki.