Изменить стиль страницы

Wiedziała, że przyjęła niewłaściwą taktykę. Najpierw siedziała cichutko, starając się nie odpowiadać na jego pytania, co on tłumaczył jej nieśmiałością, upośledzeniem albo zamiarem ukrycia czegoś. Zaczął ją więc przyciskać do muru. Salander, zrozumiawszy, że trafiła na upartego twardziela, pozwoliła sobie na lakoniczne i niewinne odpowiedzi, które – jak sądziła – pasowałyby do jej psychologicznego profilu. Wspomniała o Magnusie, opisała go jako lekko maniakalnego programistę w jej wieku, który zachowuje się jak dżentelmen, zabiera do kina i czasami gości w jej łóżku. Magnus był czystą fikcją, powstałą w trakcie opowiadania o nim, ale Bjurman potraktował go jako pretekst do godzinnej analizy życia seksualnego swojej podopiecznej. Jak często uprawiacie seks? Od czasu do czasu. Kto wychodzi z inicjatywą, ty czy on? Ja. Używacie prezerwatywy? Naturalnie, słyszała przecież o hivie. Jaka jest twoja ulubiona pozycja?

Zazwyczaj na plecach. Lubisz seks oralny? Oeee… chwileczkę… Czy uprawiałaś kiedyś seks analny?

– Nie, nie bawi mnie ciupcianie w tyłek, ale co cię to, kurwa, obchodzi?

Po raz pierwszy uniosła się w towarzystwie Bjurmana. Zdając sobie sprawę z tego, jak wyraziste jest jej spojrzenie, spuściła oczy, żeby nie zdradzić swoich uczuć. Kiedy znów na niego popatrzyła, szczerzył zęby po drugiej stronie biurka. W tym momencie zrozumiała, że jej życie przybierze dramatyczny obrót. Opuściła kancelarię z uczuciem obrzydzenia. Nie była przygotowana. Palmgrenowi nigdy nie przyszłoby do głowy, żeby zadawać takie pytania, a poza tym zawsze był do dyspozycji, gdyby chciała z nim porozmawiać. Z czego rzadko korzystała.

Bjurman był a serious Pain in the Ass i – jak sądziła – urósł do rangi Major Problem.

Rozdział 11

Sobota 1 lutego – wtorek 18 lutego

W SOBOTĘ, WYKORZYSTUJĄC nieliczne jasne godziny w ciągu dnia, wybrali się na spacer w kierunku gospodarstwa Óstergarden. Mimo że Mikael mieszkał w Hedeby od miesiąca, jeszcze nigdy nie zapuścił się w głąb wyspy Mróz na przemian ze śnieżycami skutecznie odstraszały od tego typu zajęć. Ale sobota była słoneczna i przyjemna, jak gdyby Erika przywiozła ze sobą oznaki nadciągającej zza horyzontu wiosny. Termometr wskazywał zaledwie minus pięć stopni. Wzdłuż drogi ciągnęły się metrowe zaspy. Zaraz za zabudowaniami zaczynał się gęsty świerkowy las. Mikael stwierdził ze zdziwieniem, że wznosząca się nad domami górka Sóderberget jest znacznie wyższa i bardziej niedostępna niż wyglądała z osady. Przez ułamek sekundy wrócił myślą do Harriet, zastanawiając się, jak często bawiła się tutaj w dzieciństwie, ale zaraz wybił ją sobie z głowy. Gdy przeszli jakiś kilometr, las skończył się nagle przy ogrodzeniu, za którym rozciągało się gospodarstwo Óstergarden. Zobaczyli biały drewniany dom i ogromną brązowoczerwoną stodołę. Zrezygnowawszy z wejścia do zagrody, wrócili tą samą drogą.

Gdy mijali podjazd do dworku Vangerów, usłyszeli mocne pukanie w szybę. Stojący na piętrze Henrik zapraszał zdecydowanym gestem do środka. Mikael i Erika spojrzeli po sobie.

– Chcesz spotkać legendę przemysłu?

– A gryzie?

– Nie w soboty.

Henrik przywitał ją w drzwiach gabinetu uściskiem dłoni.

– Poznaję. Pani Erika Berger, prawda? – zapytał. – Mikael nie wspomniał ani słowem, że zamierza pani przyjechać do Hedeby.

JEDNĄ Z NAJBARDZIEJ uderzających cech Eriki była umiejętność natychmiastowego nawiązywania przyjacielskich więzi z najprzeróżniejszymi ludźmi. Mikael widział, jak oczarowuje pięcioletnich chłopców, którzy po kwadransie byli dla niej gotowi opuścić swoją mamę. Ponadosiemdziesięcioletni staruszkowie nie stanowili wyjątku. Jej urocze dołeczki tylko pobudzały apetyt. Już po chwili Erika i Henrik zignorowali kompletnie Mikaela, szczebiocząc radośnie, jak gdyby znali się od dzieciństwa; no dobrze, mając na względzie różnicę wieku – od dzieciństwa Eriki.

Erika zaczęła bezceremonialnie od zrugania Henrika za to, że podebrał jej wydawcę. Na to starzec wypomniał jej, że – o ile zrozumiał z wypowiedzi prasowych – to ona go zwolniła, a jeżeli tego jeszcze nie uczyniła, to najwyższy czas na pozbycie się takiego balastu w redakcji. Erika rozważała to przez moment, przyglądając się krytycznie Mikaelowi.

– W każdym razie – dodał Henrik – wiejskie życie na pewno wyjdzie młodemu panu Blomkvistowi na zdrowie.

Zgodziła się z nim w zupełności.

Przez kolejnych pięć minut dyskutowali o wybrykach Mikaela, nie unikając złośliwości. Mikael najpierw tylko udawał obrażonego, ale gdy Erika zaczęła wygłaszać tajemnicze i dwuznaczne komentarze, nawiązujące do jego braków nie tylko jako dziennikarza, ale również jako kochanka, naprawdę zmarszczył czoło. Henrik śmiał się do rozpuku, odchylając głowę.

Mikael stał jak osłupiały. To były tylko żarty, ale nigdy wcześniej nie widział Henrika tak swobodnego i rozluźnionego. Nagle zobaczył przed sobą pięćdziesiąt – ech! trzydzieści lat młodszego Vangera, który musiał być czarującym flirciarzem. Nigdy nie ożenił się po raz drugi. Bez wątpienia spotkał na swojej drodze niejedną kobietę, ale przez prawie pół wieku nie związał się z żadną.

Mikael przełknął kolejny łyk kawy i nadstawił uszu, zrozumiawszy, że rozmowa zeszła na poważne tory i zaczęła dotyczyć „Millennium".

– Mikael dał mi do zrozumienia, że macie problemy z gazetą.

Erika zerknęła na przyjaciela.

– Nie, nie. Nie opowiadał mi o waszych zawodowych poczynaniach i posunięciach, ale trzeba być ślepym i głuchym, żeby nie zrozumieć, że „Millennium", podobnie jak koncern Vangerów, jest w tarapatach – wyjaśnił Henrik.

– Chyba sobie poradzimy – powiedziała ostrożnie Erika.

– Wątpię – odparował starzec.

– Dlaczego?

– No dobrze, ile osób zatrudniacie, sześć? Miesięcznik w nakładzie dwudziestu jeden tysięcy, druk, dystrybucja, lokale… Potrzebujecie rocznego obrotu w wysokości, no… powiedzmy dziesięciu milionów. Mniej więcej połowę tej sumy powinniście otrzymać z dochodów za ogłoszenia.

– No i?

– Hans-Erik Wennerstróm to pamiętliwy i małostkowy czort, który raczej was nie zapomni. Ilu ogłoszeniodawców straciliście w ciągu ostatnich miesięcy?

Erika siedziała wyczekująco, obserwując rozmówcę. Mikael uświadomił sobie, że wstrzymał oddech. Gdy poruszał z Henrikiem temat „Millennium", chodziło o złośliwe komentarze albo o sytuację czasopisma, zawsze w świetle jego możliwości wywiązania się ze zlecenia w Hedestad. Razem z Eriką był współzałożycielem i współwłaścicielem gazety, ale nie ulegało wątpliwości, że teraz Vanger zwraca się wyłącznie do Eriki, że rozmawia z nią jak szef z szefem. Mikael nie rozumiał i nie potrafił wytłumaczyć sygnałów, które sobie przesyłali, co niewątpliwie miało związek z jego pochodzeniem. Urodził się w biednej robotniczej Norlandii, podczas, gdy ona miała korzenie w międzynarodowej i sięgającej zamierzchłej przeszłości arystokracji.

– Czy mogłabym prosić o jeszcze jedną kawę?

Henrik Vanger niezwłocznie napełnił filiżankę.

– W porządku. Zadanie domowe odrobił pan na piątkę. To fakt, krwawimy. I co dalej?

– Jak długo?

– Mamy pół roku na zmianę trendu. Góra osiem, dziewięć miesięcy. Po prostu nie mamy więcej kapitału.

Jego twarz była nieprzenikniona. Wyglądał przez okno. Kościół stał ciągle na swoim miejscu.

– Czy wiecie, że kiedyś byłem właścicielem gazety?

Obydwoje pokręcili głowami. Henrik zaśmiał się nagle.

– Mieliśmy w posiadaniu sześć norlandzkich dzienników. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. To był pomysł mojego ojca. Uważał, że z politycznych względów dobrze jest mieć wsparcie mediów. W dalszym ciągu jesteśmy współwłaścicielami „Hedestads-Kuriren"; Birger Vanger jest przewodniczącym zarządu w grupie udziałowców. Birger to syn Haralda – wyjaśnił Mikaelowi.

– A oprócz tego miejscowy polityk – dodał Mikael.