Изменить стиль страницы

Zauważyłem, że „chłopak” stał się „panem Rouletem”. Ciekawe, z jakiego powodu tak nagle awansował w oczach Dobbsa.

– Rzeczywiście, nazywają ją Maggie McPershing. Bardzo poważnie podchodzi do obowiązków.

– Odniosłem wrażenie, że trochę przesadzała. Czy jest jakiś sposób, żeby ją odsunąć od sprawy i wziąć kogoś nieco mniej… wystrzałowego?

– Nie wiem. Próby handlu prokuratorami mogą być niebezpieczne. Ale jeżeli sądzisz, że powinna odejść, postaram się to załatwić.

– To dobrze. Może już wcześniej powinienem cię poznać.

– Może. Chcesz od razu omówić kwestię honorarium i mieć to z głowy?

– Jeśli sobie życzysz.

Rozejrzałem się po korytarzu, sprawdzając, czy w pobliżu nie kręcą się żadni prawnicy. Zamierzałem podać najwyższe stawki z taryfy A.

– Za dziś liczę sobie dwa i pół tysiąca, a Louis już wyraził na to zgodę. Jeżeli od tej chwili wolisz przejść na rozliczenie godzinowe, biorę trzysta za godzinę, ale w fazie procesu pięćset, bo mniej nie mogę. Gdybyś wybrał ryczałt, do zakończenia przesłuchania wstępnego będę chciał sześćdziesiąt tysięcy. Jeżeli sprawa zakończy się ugodą, dodatkowo dostaję dwanaście. Jeżeli postanowimy przystąpić do procesu, w dniu, kiedy zapadnie ta decyzja, będę potrzebował jeszcze sześćdziesięciu i dwudziestu pięciu, gdy zacznie się selekcja przysięgłych. Sprawa zapowiada się najwyżej na tydzień, wliczając skompletowanie ławy, ale jeżeli się przeciągnie, dostanę dwadzieścia pięć za każdy dodatkowy tydzień. Gdyby konieczna była apelacja, porozmawiamy o niej w swoim czasie.

Zawahałem się przez moment, czekając na reakcję Dobbsa. Jego mina nie wyrażała niczego, więc naciskałem dalej.

– Jeszcze dziś będę potrzebował trzydziestu tysięcy zaliczki plus dziesięć dla detektywa. Nie chcę tracić czasu. Wyślę detektywa, żeby się zorientował co i jak, zanim sprawa trafi do mediów i policja zacznie przesłuchiwać zamieszanych w nią ludzi.

Dobbs wolno pokiwał głową.

– To twoje standardowe stawki?

– Tak, jeżeli stać na nie klienta. Jestem wart tej ceny. A ile tobie płaci rodzina, Cecil?

Byłem pewien, że po tym epizodzie nie będzie narzekał na biedę.

– To sprawa między mną a klientem. Ale nie musisz się martwić.

Poruszę temat twojego honorarium w rozmowie z panią Windsor.

– Będę wdzięczny. Pamiętaj, że detektyw musi zacząć jeszcze dzisiaj.

Podałem mu wizytówkę, którą wyciągnąłem z prawej kieszeni marynarki. Na wizytówkach w prawej kieszeni jest numer mojej komórki. Na wizytówkach w lewej jest numer telefonu w mieszkaniu Lorny Taylor.

– Mam jeszcze posiedzenie w centrum – powiedziałem. – Kiedy wyciągniecie Louisa z aresztu, zadzwoń i umówimy się na spotkanie. Najlepiej jak najszybciej. Po południu i wieczorem powinienem być wolny.

– Doskonale – odrzekł Dobbs, chowając w kieszeni wizytówkę, na którą nawet nie raczył rzucić okiem. – Spotkamy się u ciebie?

– Nie, u ciebie. Chciałbym zobaczyć, jak mieszka nasza elita w wieżowcach w Century City.

Dobbs uśmiechnął się sztucznie.

– Sądząc po twoim garniturze, znasz i szanujesz stare porzekadło, że adwokat nie powinien za dobrze się ubierać do sądu. Zamiast ci zazdrościć, przysięgli mają cię polubić. Cóż, Michaelu, adwokat z Century City nie może mieć ładniejszego biura niż jego klienci. Zapewniam cię, że nasze biura są bardzo skromne.

Skinąłem głową. Mimo to czułem się urażony. Miałem na sobie swój najlepszy garnitur. Jak w każdy poniedziałek.

– Dobrze wiedzieć – powiedziałem.

Otworzyły się drzwi sali sądowej i ukazał się w nich operator, taszcząc kamerę i złożony statyw. Na jego widok Dobbs natychmiast zesztywniał.

– Media – syknął. – Jak je można powstrzymać? Pani Windsor nie będzie…

– Chwileczkę.

Zawołałem kamerzystę, który podszedł do nas. Błyskawicznie wyciągnąłem rękę. Żeby ją uścisnąć, musiał postawić statyw na podłodze.

– Nazywam się Michael Haller. Widziałem, że filmował pan mojego klienta.

Przedstawiając się pełnym imieniem i nazwiskiem, nadałem mu zaszyfrowany komunikat.

– Robert Gillen – odparł kamerzysta. – Nazywają mnie Trójnóg.

Wskazał na statyw. Jego imię i nazwisko także było szyfrem. Zrozumiał, że gramy.

– To zlecenie czy niezależna inicjatywa? – zapytałem.

– Dzisiaj niezależna inicjatywa.

– Skąd się pan dowiedział o rozprawie?

Wzruszył ramionami, jak gdyby miał opory przed ujawnieniem swojego źródła.

– Mam kontakty. Od gliniarza.

Skinąłem głową. Gillen włączył się do gry.

– Ile pan dostanie, jeżeli sprzeda pan materiał wiadomościom?

– To zależy. Za wyłączność biorę siedemset pięćdziesiąt, a za niewyłączność pięćset.

„Niewyłączność” oznaczała, że każdy szef programu informacyjnego, który kupił od niego taśmę, mógł ją sprzedać konkurencyjnej stacji. Gillen podwoił swoje rzeczywiste stawki. To był dobry ruch.

Kiedy filmował posiedzenie, musiał pewnie słuchać, co się mówiło.

– Wie pan co? A gdybyśmy odkupili materiał na prawach wyłączności? – zaproponowałem.

Gillen doskonale odgrywał swoją rolę. Zawahał się przez chwilę, jak gdyby rozważając, czy przyjęcie naszej oferty jest zgodne z etyką zawodową.

– Zaokrąglijmy do tysiąca ~ dodałem.

– Zgoda – rzekł. – Stoi.

Kiedy Gillen stawiał kamerę na podłodze i wyciągał kasetę, sięgnąłem do kieszeni po zwitek banknotów. Zostawiłem sobie tysiąc dwieście z pieniędzy „Road Saints”, jakie na drodze wręczył mi Teddy Vogel. Odwróciłem się do Dobbsa.

– Mogę to wliczyć w koszty?

– Naturalnie – odparł. Był radośnie uśmiechnięty.

Wymieniłem gotówkę na taśmę i podziękowałem Gillenowi. Trójnóg schował pieniądze i szczęśliwy ruszył w stronę wind.

– To było kapitalne – oznajmił Dobbs. – Trzeba nad tym panować. Rozgłos mógłby dosłownie zniszczyć interesy rodziny – wydaje mi się, że to jeden z głównych powodów, dla których pani Windsor dziś tu nie przyszła. Nie chciała zostać rozpoznana.

– Będziemy o tym musieli porozmawiać, jeżeli postanowimy rozegrać sprawę do samego końca. Tymczasem postaram się, żeby media nie wzięły jej na cel.

– Dziękuję.

Rozległ się dzwonek komórki, grając jakiś klasyczny utwór Bacha albo Beethovena czy innego nieboszczyka, niechroniony prawem autorskim. Dobbs sięgnął do kieszeni, wydobył aparat i zerknął na wyświetlacz.

– To ona – powiedział.

– Wobec tego znikam.

Odchodząc, usłyszałem, jak Dobbs mówi:

– Mary, wszystko jest pod kontrolą. Teraz trzeba przede wszystkim go stąd wyciągnąć. Będziemy potrzebować trochę pieniędzy…

Kiedy winda jechała w górę, pomyślałem, że na pewno trafiłem na klienta i rodzinę, dla których „trochę pieniędzy” oznacza więcej, niż kiedykolwiek widziałem. Przypomniałem sobie uwagę Dobbsa na temat mojego stroju. Wciąż czułem się dotknięty. Prawda była taka, że nie miałem w szafie ani jednego garnituru, który kosztowałby mniej niż sześćset dolarów, i w każdym czułem się dobrze i pewnie. Ciekawe, czy chciał mnie obrazić, czy miał na myśli co innego – może już na wstępie próbował zaznaczyć, że on tu jest szefem nadzorującym mnie i całą sprawę. Uznałem, że powinienem uważać na Dobbsa. Zamierzałem z nim współpracować, ale nie tak ściśle, jak by sobie życzył.