Изменить стиль страницы

Przejechał na drugi kraniec kamiennej płyty i stanął tam, gdzie kończyła się droga. Alice zatrzymała garbusa obok. Wyskoczył z jeepa i nachylił się nad jej oknem.

– Obróć wóz i podjedź tyłem aż do krawędzi – powiedział. – Ile się da. Zablokuj wylot drogi.

Tak manewrowała, aż samochód znalazł się w środku traktu, wówczas ustawiła go maską skierowaną na północ, skąd przyjechali. Reacher stanął maską jeepa w kierunku jej wozu i otworzył tylną klapę.

– Wyłącz silnik i światła – rzucił krótko. – Daj mi karabiny.

Podała mu kolejno cztery wielkie winchestery. Otworzył pudełka z amunicją i wyjął specjalny nabój Bobby’ego. Bobby niewątpliwie zaopatrzył go w mnóstwo dodatkowej mocy, dzięki czemu pocisk powinien zyskać ze sto dżuli energii początkowej i może ze sto pięćdziesiąt kilometrów prędkości. Liczył właśnie na to, że z lufy buchnie jasny płomień. Reacher uśmiechnął się i wyjął jeszcze dziesięć naboi z pudełka. Potrzebował jak najjaśniejszego rozbłysku przy strzale.

Naładował pierwszego winchestera samymi nabojami roboty Bobby’ego. Do drugiego załadował ich siedem. Trzeci ładował na przemian: weszły trzy zwykłe i trzy specjalne. Czwartego wyłącznie amunicją fabryczną. Położył strzelby kolejno od lewej do prawej w bagażniku jeepa i zamknął klapę. Siadł za kierownicą i dał Alice znak, żeby usiadła obok.

– Gdzie teraz jedziemy? – spytała.

Uruchomił silnik i odjechał od garbusa.

– Wyobraź sobie, że ta płyta jest tarczą zegara – wyjaśnił. – Przyjechaliśmy na szóstej. Twój samochód zaparkowany jest tyłem do dwunastej. Będziesz się chowała za krawędzią na ósmej. Twoim zadaniem będzie oddanie jednego strzału, a następnie masz uciec na siódmą.

– Nie potrafię strzelać.

– Pociągniesz tylko za spust. Chodzi mi o huk wystrzału i błysk.

Skinęła głową.

– Świetnie.

Podjechał jeepem blisko krawędzi kamiennej płyty i zatrzymał się.

Otworzył klapę, wyjął pierwszy karabin i pobiegł do szczeliny na brzegu skały, położył winchestera na ziemi, wycelowując w pustkę pięć metrów przed garbusem w oddali. Przeładował.

– Jest gotów do strzału – powiedział. – To pozycja na ósmej. Schowaj się za krawędzią, strzel, a następnie przesuń się na siódmą. Czołgaj się przez całą drogę.

– A skąd będę wiedziała, kiedy strzelić?

– Będziesz wiedziała.

– Świetnie – powtórzyła.

Wsiadł znów do jeepa i popędził na czwartą. Nawrócił i zjechał tyłem ze skały. Pokonał niecały metr, gdy gwałtownie zatrzymały go zarośla. Wyłączył silnik i światła. Wziął czwarty karabin i oparł go o drzwi pasażera. Zabrał ze sobą drugi oraz trzeci i pobiegł z nimi na godzinę drugą. Położył trzeci na krawędzi skały i podbiegł do garbusa. Uchylił drzwi kierowcy na dziesięć centymetrów. Odmierzył pięć metrów zgodnie z ruchem wskazówek zegara i położył drugi karabin na ziemi między dwunastą a pierwszą. Około dwunastej trzydzieści. A mówiąc dokładnie, na dwunastej siedemnaście, pomyślał. Następnie wrócił i położył się na brzuchu na ziemi, tuż obok garbusa. Czekał. Osiem minut, myślał, może dziewięć.

W RZECZYWISTOŚCI trwało to jedenaście minut. Ujrzał błysk na północy, w pierwszej chwili myślał, że to błyskawica, potem jednak dostrzegł światła reflektorów sunące po wertepach. Pół minuty później usłyszał warkot silnika. Dźwięk wznosił się i opadał, zgodnie z rytmem, w jakim koła łapały przyczepność i podskakiwały na wybojach. Mocne zawieszenie, pomyślał. To chyba pick-up Bobby’ego. Ten, z które go polował na pancerniki.

W końcu zobaczył półciężarówkę wjeżdżającą na płytę płaskowyżu. Wóz przyspieszył na płaskim terenie, pędząc wprost na niego. Reflektory omiotły garbusa. Żółta farba dała jaskrawy odblask nad ramieniem Reachera. Pick-up gwałtownie zahamował i przystanął przodem do jedenastej, niecałe trzydzieści metrów przed nim.

Przez sekundę zupełnie nic się nie działo. Następnie kierowca pick-upa zgasił światła, zapadła całkowita ciemność. Nie było słychać nic prócz silnika pracującego na jałowym biegu. Reacher zastanawiał się, czy go widzieli.

Nic się nie działo.

Teraz, Alice, pomyślał.

Nic.

Strzelaj, Alice, rozkazał jej w myślach. Strzelaj teraz, na miłość boską, strzelaj.

Zacisnął oczy i czekał jeszcze trwającą wieczność sekundę.

W końcu Alice strzeliła. Po jego prawej stronie pojawił się wielki rozbłysk i echem rozszedł się potężny huk. Wyczołgał się spod garbusa i sięgając przez drzwi kierowcy, zapalił przednie światła. Odskoczył i przeturlał się dwa metry, by ujrzeć pick-upa skąpanego w świetle. Było ich troje: kierowca w kabinie, dwie osoby przycupnięte na platformie trzymające się pałąka zabezpieczającego. Wszyscy znieruchomieli, wpatrzeni w punkt, skąd wystrzeliła Alice.

Po chwili zareagowali. Kierowca znów włączył światła. Reacher zauważył, że osoby z tyłu miały czapeczki i granatowe kurtki. Jedna z nich była wyraźnie niższa. Kobieta, pomyślał. Nagle zdał sobie sprawę, że to ona musiała być strzelcem. Drobne dłonie, zręczne palce. Lorcin Carmen był jak dla niej stworzony. Przykucnęła nisko po lewej stronie swego partnera. Oboje mieli pistolety i zaczęli strzelać w światła garbusa. Na czapeczkach widniał napis FBI. oblał go zimny pot. Co jest, do diabła? Po chwili rozluźnił się. Przebranie, podrobione dokumenty tożsamości, podszykowana crown victoria. Pojechali nią do mieszkania Alice. Właśnie w ten sposób zatrzymali Ala Eugene’a w piątek. Słyszał głuche odgłosy szybkich strzałów z pistoletów kaliber 9 mm. Zobaczył, jak rozpryskuje się przednia szyba garbusa, a po chwili nie było też świateł. Widział nikłe rozbłyski na końcach luf i pociski śmigające w kierunku Alice.

Podczołgał się do krawędzi płyty, gdzie znalazł karabin ustawiony na dwunastej siedemnaście. Winchester numer dwa, załadowany na bojami podrasowanymi przez Bobby’ego Greera. Strzelił, nie celując, siła odrzutu mało go nie powaliła na kolana. Z lufy buchnął wielki pióropusz ognia. Zupełnie jak flesz w aparacie. Nie miał pojęcia, dokąd powędrowała kula. Zarepetował i pognał na prawo w kierunku garbusa. Znowu strzelił. Dwa wielkie rozbłyski, odległe od siebie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, sprawią wrażenie, że człowiek porusza się z prawej na lewą. Wytrawny strzelec będzie celował trochę przed ostatnim rozbłyskiem, z nadzieją, że trafi w ruchomy cel. Strzelanie z wyprzedzeniem. Łyknęli to. Usłyszał świst poci sków uderzających w skałę obok samochodu.

Ale już wtedy poruszał się w przeciwnym kierunku, znów zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Rzucił broń i podbiegł do trzeciego winchestera na godzinie drugiej, tego załadowanego nabojami na przemian. Pierwszy wystrzelił nabój fabryczny. Na pewno niebezpieczny. Wycelował w mrok dwa i pół metra za światłami pick-upa i ponad metr nad ziemią. Strzelił raz. Teraz będą myśleli, że strzelców jest trzech: jeden po lewej stronie i dwóch po prawej. Nie widział, gdzie trafił, ale zgasły światła pick-upa. Strzelił w to samo miejsce kolejnym nabojem ręcznej roboty. Wydobywający się z lufy pióropusz światła oświetlił całą płytę. Reacher zapamiętał, gdzie jest obiekt, i wystrzelił drugi fabryczny nabój, celując teraz precyzyjnie. Usłyszał przenikliwy krzyk. Strzelił jeszcze raz i ujrzał w rozbłysku ciało mężczyzny spadające z platformy wozu głową w dół.

Potem wydarzyły się dwie rzeczy. po pierwsze, pick-up wyrwał znienacka do przodu i ruszył na północ, skąd przybył. A następnie strzały z pistoletu zaczęły trafiać obok garbusa. Kobieta szła w ciemności i strzelała raz za razem. Grad kuł minął go o niecały metr. Półciężarówka odjechała szybko, jej warkot rozmył się w oddali. Raptem Reacher spostrzegł, że deszcz pada już inaczej. Zamiast sporadycznych wielkich kropli zaczęło kropić z coraz większą intensywnością. Po chwili deszcz syczał i huczał, bębniąc w krzewy jodłoszynu wokół niego.

Na szczęście mógł teraz hałasować do woli. Nie potrafiłby się wycofać tak bezszelestnie jak kobieta. Owszem, nieźle jest mieć metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu i ważyć sto dziesięć kilogramów, ale na pewno nie wtedy, gdy trzeba się przedzierać nocą przez pustynne zarośla. Co innego w tym deszczu. Mniej pocieszające było to, że za moment widoczność spadnie do zera. Mogą wpaść na siebie z kobietą, nieświadomi, że znaleźli się w tym samym punkcie.