Изменить стиль страницы

– Nie jestem chora. – Uśmiechnęła się blado. – Jak to miło z twojej strony, że okazujesz tyle troski o moje zdrowie.

– Nie pytam cię o to z uprzejmości – powiedział cicho. Tym tuzem jego zazwyczaj gładkie czoło zmarszczyło się z troską, usta się zacisnęły, niemal niknąc w ciemnej brodzie. – Nie chcę, żebyś gdziekolwiek wyjeżdżała. Muszę ci coś powiedzieć. Nie chciałem tego robić zbyt wcześnie, ale okoliczności zmuszają mnie do pośpiechu. Wiesz na pewno, jak bardzo mi na tobie…

– Proszę… – przerwała mu. Serce skurczyło jej się w nagłym strachu. Nie chciała, żeby cokolwiek wyznawał… a już broń Boże, żeby się jej oświadczył, teraz, kiedy się okazało, że nosi dziecko innego! – Jesteś moim najdroższym przyjacielem i mam wielkie szczęście, że cię poznałam. Ale zostawmy naszą znajomość właśnie na tym etapie, proszę. Za kilka dni wyjadę na kontynent i nic, co powiesz, nie zmieni mojej decyzji.

– Obawiam się, że nie mogę milczeć. – Mocniej ścisnął jej dłoń, chociaż jego głos nadal brzmiał spokojnie i ciepło. – Nie pozwolę ci wyjechać, zanim ci nie powiem, jak bardzo cię cenię. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, jedną z najwspanialszych kobiet, jakie w życiu poznałem. Chciałbym…

– Nie – powiedziała przez boleśnie ściśnięte gardło. – Nie jestem ani wspaniała, ani dobra. Charles, popełniłam w życiu okropne błędy, ale nie chcę ci o nich opowiadać. Proszę, nie mówmy nic więcej i rozstańmy się jak przyjaciele.

Długo zastanawiał się nad jej słowami.

– Masz jakieś kłopoty – stwierdził cicho. – Pozwól mi sobie pomóc. Czy chodzi o finanse? A może o sprawy prawne?

– To jest taki kłopot, którego nikt nie może rozwiązać. – Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. – Proszę, odejdź. – Wstała z kanapy. – Żegnaj, Charles.

Pociągnął ją z powrotem na kanapę.

– Amando – wyszeptał. – Wiesz, co do ciebie czuję, więc chyba powinnaś dać mi szansę, żebym mógł ci jakoś pomóc. Powiedz mi, o co chodzi.

Wzruszona, ale też trochę zirytowana jego uporem, spojrzała mu prosto w oczy.

– Jestem w ciąży – rzuciła. – Widzisz? Nic nie możesz zrobić ani ty, ani ktokolwiek inny. A teraz proszę, zostaw mnie, żebym mogła uporządkować ten zamęt, który wprowadziłam w swoje życie.

Oczy Charlesa rozszerzyły się ze zdumienia. Widać było, że spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego, że Amanda jest w ciąży. Pewnie większość ludzi byłaby podobnie wstrząśnięta na wieść, że rozsądna stara panna, powieściopisarka, wdała się w romans, który zaowocował przypadkową ciążą. Mimo powagi sytuacji była niemal dumna z tego, że udało jej się zrobić cos tak oryginalnego i nieprzewidywalnego.

Charles nadal nie wypuszczał z uścisku jej ręki.

– Ojcem, jak się domyślam, jest Jack Devlin – stwierdził raczej, niż zapytał głosem, w którym nie było nawet cienia krytyki.

Amanda zaczerwieniła się po uszy.

– A więc słyszałeś plotki.

– Owszem. Ale wiem też, że to, co było między wami, już się definitywnie skończyło.

Roześmiała się z drżeniem.

– Jak widać, nie tak bardzo definitywnie.

– Devlin nie chce zachować się wobec ciebie jak człowiek honoru?

Nie oczekiwała takiej reakcji ze strony Charlesa. Zamiast odsunąć się od niej z niesmakiem, on nadal był spokojny i przyjacielski, a jedyne, na czym mu zależało, to jej dobro. Mogła być też pewna, że jako prawdziwy dżentelmen nigdy nie zdradzi jej zaufania. Nic, co mu powiedziała, nie stanie się pożywką dla plotek. Możliwość zwierzenia się komuś ze twoich kłopotów okazała się dla niej wielką ulgą. Instynktownie odpowiedziała na uścisk dłoni Charlesa równie przyjacielskim uściskiem.

– On nic nie wie i nigdy się nie dowie. W przeszłości jasno dał mi do zrozumienia, że nie zamierza się żenić. I na pewno nie byłby mężem, jakiego chciałabym mieć. Właśnie dlatego wyjeżdżam… Nie mogę zostać w Anglii jako niezamożna matka.

– Oczywiście. Oczywiście. Ale musisz mu o tym powiedzieć. Nie znam Devlina zbyt dobrze, ale trzeba mu dać okazję do wzięcia odpowiedzialności za ciebie i za dziecko. Jeśli zachowasz całą sprawę w tajemnicy, nie będzie to uczciwe ani wobec niego, ani wobec dziecka.

– Nie wiem, po co miałabym go o tym zawiadamiać. Z góry wiem, jaka będzie reakcja.

– Nie możesz sama dźwigać tego brzemienia.

– Ależ mogę. – Nagle poczuła, że ogarniają spokój i nawet zdołała się uśmiechnąć, spoglądając na zatroskaną twarz Charlesa. – Naprawdę mogę. Dziecko nic na tym nie ucierpi, nie ucierpię także ja.

– Każde dziecko potrzebuje ojca. A ty będziesz potrzebowała męża, żeby cię wspierał.

Zdecydowanie pokręciła głową.

– Jack nigdy by mi się nie oświadczył, a gdyby to zrobił, nie przyjęłabym jego oświadczyn.

Te słowa niespodziewanie ośmieliły Hartleya i dały mu impuls do nagłego wyznania.

– A jeśli ja bym ci się oświadczył?

Patrzyła na niego nieruchomo, zastanawiając się, czy nie oszalał.

– Charles – zaczęła cierpliwie, jakby podejrzewała, że nie zrozumiał nic z tego, co przed chwilą powiedziała. – Jestem w ciąży z innym mężczyzną.

– Bardzo chciałbym mieć dzieci. Traktowałbym to dziecko jak swoje własne. I bardzo bym chciał mieć ciebie za żonę.

– Ale dlaczego?- spytała zdziwiona.- Właśnie ci wyznałam, że urodzę nieślubne dziecko. Wiesz, jak to świadczy o moim charakterze. Wcale nie byłabym odpowiednią dla ciebie żoną.

– Pozwól, że sam ocenię twój charakter. Jak zawsze uważam, że jest godny szacunku. – Uśmiechnął się, patrząc na jej bladą twarz. – Zrób mi zaszczyt i zostań moją żoną. Nie musisz się przeprowadzać za granicę, gdzie musiałabyś żyć z dala od rodziny i przyjaciół. Dobrze by nam się razem żyło. Wiesz, że świetnie do siebie pasujemy. Chcę, żebyś została moją żoną… chcę też tego dziecka.

– Ale czy potrafisz zaakceptować dziecko innego mężczyzny?

– Może wiele lat temu nie mógłbym tego zrobić. Ale teraz wkraczam już w jesień życia, a wraz z dojrzewaniem bardzo się zmienia sposób postrzegania świata. Dostałem od losu szansę na ojcostwo i na pewno z niej skorzystam.

Amanda patrzyła na niego w pełnym zdziwienia milczeniu, Potem roześmiała się.

– Zaskoczyłeś mnie, Charles.

– Ty mnie też zaskoczyłaś – odparł z uśmiechem. – Proszę, nie zastanawiaj się zbyt długo. To mi wcale nie pochlebia.

– Gdybym przyjęła te oświadczyny, uznałbyś dziecko za swoje? – zapytała niepewnie.

– Tak, pod jednym warunkiem. Najpierw musisz powiedzieć prawdę Devlinowi. Nie mógłbym z czystym sumieniem po zbawić innego mężczyzny szansy poznania własnego dziecka. Jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz, nie będzie nam robił żadnych trudności. Będzie nawet zadowolony, że ktoś uwolni go od odpowiedzialności za ciebie i dziecko. Nie wolno nam jednak zaczynać małżeństwa od kłamstwa.

– Nie mogę mu tego powiedzieć. – Amanda z uporem pokręciła głową. Jakby na to zareagował? Gniewem? Oskarżeniami? Pełnym urazy milczeniem albo kpiną? Wolałaby raczej spłonąć na stosie, niż zjawić się u niego z wiadomością, że urodzi mu się bękart!

– Amando – powiedział łagodnie Charles. – Jest bardzo prawdopodobne, że Devlin któregoś dnia się dowie. Nie możesz całymi latami żyć z taką groźbą wiszącą ci nad głową. Zaufaj mi… Trzeba mu powiedzieć o dziecku. Potem nie będziesz musiała niczego się z jego strony obawiać.

Nie miała zbyt uszczęśliwionej miny.

– Sama nie wiem, czy nie zrobię nam obojgu krzywdy, jeśli zgodzę się zostać twoją żoną. Nie jestem też przekonana, czy powinnam mówić Jackowi o dziecku. Tak bym chciała wiedzieć, co robić! Kiedyś byłam taka pewna swoich wyborów… Wydawało mi się, że jestem taka mądra i praktyczna. Teraz wiem, że wcale nie mam dobrego charakteru i…

Charles przerwał jej z uśmiechem.

– A co ty osobiście najbardziej chciałabyś zrobić? Wybór jest prosty. Możesz wyjechać za granicę, żyć wśród obcych i wychowywać dziecko bez ojca. Możesz też zostać w Anglii, poślubić mężczyznę, który cię szanuje i któremu na tobie zależy.

Amanda spoglądała na niego niepewnie. Przy takim ujęciu sprawy wybór wydawał się prosty. Poczuła, że ogarniają dziwna mieszanina ulgi i rezygnacji. Łzy zapiekły ją pod powiekami. Charles Hartley okazał się uosobieniem spokoju i siły, a jego wyczucie tego, co słuszne, wydawało się niezawodne.