Изменить стиль страницы

Jacob rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na mnie. Skulona i blada, nie pasowałam do tego wesołego towarzystwa. – Cześć, Bells! – przywitał mnie radośnie. Mijając stół, porwał dwie muffinki i oparł się obok mnie o blat. – Przepraszam za tamto w lesie – szepnął. – Jak tam? Nic ci nie jest?

– Nie, nie, wszystko w porządku. – Nie kłamałam. Ból w mojej piersi zelżał, gdy tylko Jacob wszedł do kuchni. – Pyszne te muffinki.

– Wzięłam swoją i odgryzłam maleńki kęs. – Nie, tylko nie to! – rozległ się okrzyk Jareda. Razem z Embrym badał różowy ślad na przedramieniu Paula. Embry uśmiechnął się triumfalnie.

– Piętnaście dolarów! – Zatarł ręce.

– To twoja sprawka? – spytałam Jacoba, przypominają sobie o zakładzie.

– Ledwie go musnąłem. Zniknie do zachodu słońca.

– Dlaczego akurat do zachodu słońca? – Przyjrzałam się skórze Paula. Wyglądało to tak, jakby rozharatał sobie rękę kilka tygodni wcześniej.

– Wilcze cechy – szepnął Jacob.

Pokiwałam głową z nadzieją, że nie mam głupiej miny.

– A tobie coś zrobił?

– Nawet mnie nie drasnął – oświadczył mój przyjaciel z dumą.

– Słuchajcie, chłopaki. – Sam przerwał wszystkie toczące się w kuchni rozmowy. Emily smażyła już jajecznicę, ale nadal czule dotykał jej szyi, na wpół świadomie. – Jacob ma nam do przekazania coś bardzo ważnego.

Jacob zwrócił się w stronę Jareda i Embry'ego. Najwidoczniej wyjaśnił wszystko Samowi i Paulowi po drodze. Albo… poznali jego myśli, kiedy zmienili się w wilki.

– Wiem, czego szuka ruda – oznajmił z powagą. – To o tym chciałem wam powiedzieć w lesie.

Kopnął nogę krzesła, na którym siedział Paul.

– Tak? – spytał Jared.

– Wampirzyca próbuje pomścić śmierć swojego partnera – tyle że nie był to ten brunet, którego dorwaliśmy. Tamtego zabili Cullenowie, jeszcze w zeszłym roku. Żeby wyrównać rachunki, ruda chce zabić Bellę.

Chociaż sama mu o tym powiedziałam, i tak zadrżałam.

Jared, Embry i Emily wpatrywali się we mnie z rozdziawiony buziami..

– Przecież Bella jest zupełnie nieszkodliwa! – zaprotestował Embry.

– Nie obiecywałem, że to będzie trzymać się kupy. W każdym razie, to dlatego ruda nam się wymyka. Chce przekraść się do Fork.

Zapadła cisza. Spuściłam oczy, zawstydzona ich natarczywymi spojrzeniami.

– Świetnie – odezwał się w końcu Jared. – No to mamy przynętę.

Ani się obejrzałam, a Jacob cisnął w kierunku kolegi otwieracz do puszek. Jared złapał narzędzie kilka centymetrów od twarzy.

– Bella nie jest przynętą – syknął mój przyjaciel.

– Wiesz, co mam na myśli. – Jared zupełnie się nie przejął atakiem.

– Zmieniamy taktykę. – Sam też nie zareagował na ten przejaw agresji.

– Zostawimy kilka luk i zobaczymy, czy ruda się na to nabierze.

Niestety, będziemy musieli podzielić się na dwie drużyny, ale jeśli naprawdę zależy jej na Belli, to nie powinna wykorzystać tego że będzie nas tylko dwóch.

– Na dniach dołączy do nas Quil – wtrącił nieśmiało Embry.

– Wtedy byłoby po równo. Wszyscy zmarkotnieli. Zerknęłam na Jacoba. Miał taką samą minę, jak zeszłego popołudnia przed swoim domem – minę człowieka, który stracił wszelką nadzieję. Piątka wilkołaków z pozoru się bawiła, ale w głębi ducha nie chcieli, żeby Quil podzielił ich los.

– To jeszcze nic pewnego – odparł Sam cicho. – Paul, Embry i Jared – dodał normalnym głosem – zajmiecie się zewnętrznym kręgiem. Ja i Jacob weźmiemy na siebie wewnętrzny. Zaciśniemy pętlę, kiedy ruda wpadnie w pułapkę.

Zauważyłam, że Emily znieruchomiała. Nie uśmiechało jej się, że Sam trafił do mniejszej z drużyn. Zaczęłam martwić się i ja, tyle, że o Jacoba.

Teraz Sam zwrócił się do mnie.

– Jacob doszedł do wniosku, że powinnaś odtąd spędzać jak najwięcej czasu tu, w La Push. Tak na wszelki wypadek. Wampirzyca nie wie, gdzie cię tu szukać.

– A co z Charliem? – spytałam przytomnie.

– Trwają wciąż rozgrywki – przypomniał mi Jacob. – Billy i Henry postarają się ściągać go po pracy na teren rezerwatu.

– Nie rozpędzaj się, Bello – upomniał mnie Sam Przeniósł wzrok na Emily, a potem z powrotem na mnie. – To tylko propozycja. Ostateczną decyzję musisz podjąć samodzielnie. Nie zapominaj, że przebywanie w naszym towarzystwie też nie jest do końca bezpieczne. Widziałaś dziś rano, jak szybko tracimy nad sobą kontrolę i jakie może mieć to konsekwencje. Rozważ wszystkie za i przeciw. Jeśli z nami zostaniesz, nie możemy gwarantować, że sami cię nie skrzywdzimy.

– Ja jej nie skrzywdzę – mruknął Jacob, wpatrując się w podłogę.

Sam puścił ten naiwny komentarz mimo uszu.

– Może znasz inne miejsce, w którym czułabyś się względnie bezpieczna?

Przygryzłam dolną wargę. Dokądkolwiek bym nie pojechała narażałabym na niebezpieczeństwo ludzi z mojego otoczenia. Nie miałam najmniejszego zamiaru wciągać w wampirze bagno Renee, ani nikogo innego.

– Jeśli się wyprowadzę, Victoria podąży moim tropem.

– To prawda – przyznał Sam. – Lepiej, żeby nie opuszczała okolicy, inaczej jej nie dorwiemy.

Skrzywiłam się. Nie chciałam, żeby Jacob ani żaden inny z jego kompanów zbliżał się do wampirzycy. Jeśli o mnie chodziło, powinna była zapaść się pod ziemię, zniknąć bez niczyjej ingerencji. Zerknęłam na mojego przyjaciela. Zapowiedź dalszego polowania na krwiożerczą istotę nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Z jego twarzy zniknęły nawet oznaki gniewu i zrezygnowania – wyglądał niemal dokładnie tak jak kiedyś, jak mój stary Jacob sprzed tajemniczej „choroby”.

– Tylko uważaj na siebie – poprosiłam go ze ściśniętym gardłem.

– Uu, dziewczyna się o ciebie boi – zaszydził Jared. Wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Emily. Spojrzała mi prosto w oczy i w jej własnych dostrzegłam jeszcze więcej lęku, niż musiało malować się w moich. Odwróciłam szybko głowę, żeby stojąca za owym lękiem miłość nie wywołała u mnie kolejnego ataku bólu.

– Jedzenie gotowe! – zawołała dziewczyna. Narada strategiczna zakończyła się w mgnieniu oka. Faceci obsiedli rachityczny stół (tylko cudem się przy tym nie załamał, by w rekordowo krótkim czasie pochłonąć ilość jajecznicy godną bufetu śniadaniowego w dużym hotelu. Emily, podobnie jak ja, jadła swoją skromną porcję opierając się o blat, by uniknąć panującego przy stole rozgardiaszu Obserwowała swoich mlaskających podopiecznych z nieskrywaną czułością – jej mina nie pozostawiała wątpliwości, że są dla niej jak rodzeni bracia lub synowie.

Nie tego spodziewałam się po sforze wilkołaków. Siedziałam w La Push do wieczora, większość dnia u Blacków. Billy zostawił wiadomość dla Charliego i na naszej sekretarce automatycznej, i na posterunku, więc ojciec pojawił się w porze obiadu z dwiema pizzami. Szczęśliwym trafem zdecydował się na ekstra duże – jedna ledwie Jacobowi wystarczyła. Nie uszło mojej uwadze, że Charlie przygląda się naszej dwójce podejrzliwie, zwłaszcza odmienionemu Jacobowi. Spytał go, dlaczego ściął włosy. Mój przyjaciel wzruszył ramionami i odparł, ze tak jest po prostu wygodniej.

Wiedziałam, że gdy tylko wrócimy z Charliem do Forks, Jacob przeobrazi się w wilka i ruszy patrolować las, tak jak robił to, co kilka godzin od samego rana. Wataha nie przestawała wyglądać powrotu Victorii. Zeszłej nocy, zastawszy ją przy gorących źródłach, zagonili ją według Jacoba aż pod granicę z Kanadą. Być może szykowała się do kolejnego wypadu na terytorium wroga.

Nie liczyłam na to, że wampirzyca zrezygnuje. Zawsze trzymał się mnie pech.

Chłopak odprowadził mnie po obiedzie do furgonetki. Czekał przy moich drzwiczkach, aż Charlie odjedzie pierwszy, ale ten udawał, że ma problemy z zapięciem pasa. – Nie bój się dziś w nocy – powiedział Jacob cicho. – Będziemy stać na warcie.

– O Siebie bać się nie będę – obiecałam.

– Głuptasie, polowanie na wampiry to straszna frajda To najlepsza rzecz w życiu wilkołaka.

Pokręciłam głową z powątpiewaniem.

– Jeśli ja jestem głuptasem, to ty masz poważne zaburzenia psychiczne.