W głowie kadeta zaczęło powoli kiełkować podejrzenie, że to wcale nie jest symulacja, że całe jego dotychczasowe życie w Sieci stanowiło tylko sen, i że jedyną rzeczywistością jest ten chłodny październikowy zmierzch, kiedy nagle cała scena zamarła mu przed oczami, sylwetki ludzi, koni i drzew stały się najpierw półprzeźroczyste, potem zniknęły, on zaś wyszedł z symulatora w Szkole Dowodzenia na Olympusie. Znalazł się w gromadzie roześmianych, opowiadających jeden przez drugiego o swoich przeżyciach kadetów; ani oni, ani żaden z instruktorów, którzy uczestniczyli w ćwiczeniach, nie zdawali sobie sprawy, że wrócili do świata, w którym już nic nie miało być takie jak dawniej.
Przez kilka następnych tygodni Kassad spędzał cały wolny czas na wędrówkach po rozległym terenie Szkoły, obserwując z wałów obronnych, jak cień Olympusa pochłania najpierw porośnięty lasem płaskowyż, potem gęsto zaludnioną równinę, by wreszcie połknąć horyzont i całą planetę. Bez przerwy rozmyślał o tym, co się stało, a przede wszystkim o niej.
Nikt oprócz niego nie zauważył w tej symulacji nic niezwykłego. Nikt nie opuścił pola bitwy. Jeden z instruktorów wyjaśnił mu, że w tym konkretnym przypadku symulator generował wyłącznie pole bitwy. Nikt nie zwrócił uwagi na nieobecność Kassada. Mogłoby się wydawać, że zdarzenie w lesie w ogóle nie miało miejsca.
Kassad jednak nie dał się zwieść pozorom. Uczęszczał pilnie na zajęcia z historii wojskowości i matematyki. Zostawał po wykładach na strzelnicy i w sali gimnastycznej. Sumiennie pełnił karną służbę wartowniczą, choć nie miał po temu zbyt wielu okazji. Krótko mówiąc, młody Fedmahn Kassad stawał się coraz lepszym oficerem, ale przez cały czas czekał.
Aż wreszcie zjawiła się ponownie.
Tym razem także zdarzyło się to pod koniec zajęć w symulatorze. Kassad wiedział już, że te ćwiczenia są czymś więcej niż zwykłymi symulacjami. Urządzenia generujące stanowiły część WszechJedności, funkcjonującej w czasie rzeczywistym sieci informatycznej, która kierowała polityką Hegemonii, przekazywała informacje miliardom spragnionych wiedzy obywateli i dysponowała autonomiczną świadomością. Do tego, by umożliwić funkcjonowanie symulatorowi w Szkole Dowodzenia na Olympusie, trzeba było połączonego działania ponad stu pięćdziesięciu planetarnych datasfer, koordynowanego przez sześć tysięcy Sztucznych Inteligencji klasy omega.
– Symulator niczego nie symuluje, tylko śni sny o maksymalnym stopniu historycznego prawdopodobieństwa – wyjaśnił mu kadet Radinski, najlepszy specjalista od SI, jakiego Kassadowi udało się skłonić przekupstwem do mówienia. – Końcowy rezultat przewyższa sumę poszczególnych składników, ponieważ oprócz faktów jest tam miejsce także dla przeczuć i domysłów. Śni, a my śnimy razem z nim.
Kassad nie bardzo to rozumiał, ale uwierzył bez zastrzeżeń. Wkrótce potem znowu ją spotkał.
W czasie pierwszej wojny amerykańsko-wietnamskiej kochali się podczas nocnego patrolu, w dżungli, gdzie w każdej chwili zza drzewa mógł wyłonić się skośnooki nieprzyjaciel. Kassad miał na sobie mundur w zielone i brązowe plamy oraz stalowy hełm, niewiele różniący się od tych, których używano pod Agincourt, ona zaś czarną piżamę i sandały, typowy strój wieśniaków z Azji Południowo-Wschodniej oraz żołnierzy Vietcongu. Potem oboje byli nadzy i kochali się na stojąco, ona oparta plecami o drzewo, z nogami zaplecionymi na jego biodrach, podczas gdy dżungla wokół nich oddychała zielonymi gwiazdami flar i terkotem broni maszynowej.
Przyszła do niego także drugiego dnia pod Gettysburgiem oraz pod Borodino, gdzie kłęby dymu unosiły się nad stosami trupów, jakby znaczyły drogę ulatujących w niebo dusz.
Potem kochali się w roztrzaskanej skorupie transportera opancerzonego w Niecce Helleńskiej, podczas gdy wokół przemykały plujące ogniem poduszkowce, a zbliżający się samum bombardował tytanowy kadłub milionami ziaren piasku.
– Powiedz mi, jak się nazywasz – szepnął w standardzie. Potrząsnęła głową. – Czy istniejesz naprawdę? Poza symulacją? – zapytał po japoangielsku. Skinęła głową i zamknęła mu usta pocałunkiem.
Leżeli obok siebie w kryjówce w ruinach Brasilii, obserwując przemykające nad ich głowami promienie, wystrzeliwane przez chińskie pojazdy szturmowe. Podczas jakiejś bezimiennej bitwy po zdobyciu zapomnianej twierdzy na rosyjskich stepach wciągnął ją do jednej ze splądrowanych komnat i szepnął:
– Chcę zostać z tobą!
Położyła mu palec na ustach i pokręciła głową.
Po ewakuacji Nowego Chicago, kiedy leżeli na balkonie na setnym piętrze wieżowca, skąd Kassad wspomagał ostatni, skazany na porażkę kontratak oddziałów wiernych ostatniemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych, położył rękę między jej ciepłymi piersiami i zapytał:
– Czy możesz wrócić ze mną?
Uśmiechnęła się i bez słowa pogłaskała go po twarzy.
Program zajęć ostatniego roku Szkoły Dowodzenia przewidywał jedynie pięć symulacji, gdyż kadeci doskonalili swoje umiejętności głównie na prawdziwych poligonach. Czasem, kiedy Kassad zamykał oczy, przypięty pasami do fotela dowódcy podczas pozorowanego desantu na Ceres, zdawało mu się, że wyczuwa czyjąś obecność. Czy to była ona? Nie miał pojęcia.
A potem przestała się pojawiać. Podczas końcowych miesięcy nauki nie spotkał jej ani razu. Nie zjawiła się także w trakcie ostatniej symulacji, kiedy wielka bitwa w Mgławicy Węglowej rozstrzygnęła o klęsce zbuntowanego generała Glennona-Heighta. Nie było jej na uroczystej paradzie, nie pokazała się na żadnym z przyjęć, nie widział jej podczas defilady, kiedy wszyscy absolwenci Szkoły Dowodzenia na Olympusie maszerowali przed obliczem przewodniczącej Senatu, która pozdrawiała ich z oświetlonego na czerwono pokładu desantowej barki lewitacyjnej.
A potem nie miał nawet czasu, żeby o niej śnić – młodzi oficerowie przenieśli się za pośrednictwem transmitera na Księżyc Starej Ziemi, by uczestniczyć w ceremonii masada, następnie zaś na Pierwszą Tau Ceti, by złożyć przysięgę na wierność Armii.
Podporucznik kadet Kassad stał się porucznikiem Kassadem, spędził trzy tygodnie standardowe w Sieci z wydaną przez Armię kartą uniwersalną, dzięki której mógł bez żadnych ograniczeń korzystać ze wszystkich ogólnie dostępnych transmiterów, a potem został skierowany do obozu treningowego Sił Kolonialnych na Lususie, gdzie miał przygotowywać się do czynnej służby poza Siecią. Był pewien, że już nigdy jej nie zobaczy.
Mylił się.
Fedmahn Kassad wzrastał w kulturze, w której ubóstwo i gwałtowna śmierć były na porządku dziennym. Jako członek mniejszości etnicznej wciąż jeszcze zwącej się Palestyńczykami mieszkał wraz z rodziną w slumsach Tharsis, gorzkiego świadectwa przeszłości tych, którzy zostali na zawsze wydziedziczeni. Każdy Palestyńczyk mieszkający w Sieci i poza nią nosił w sobie głęboko zakodowane kulturowe wspomnienia o ciągnącej się przez niemal sto lat walce uwieńczonej trwającym miesiąc triumfem, po którym nastąpił rok 2038 i nuklearny dżihad. Druga diaspora trwała pięć stuleci. W jej wyniku wielu Palestyńczyków trafiło na pustynne planety bez żadnej przyszłości, takie jak Mars, gdzie musieli ostatecznie pożegnać się z marzeniami, które rozsypały się w proch wraz ze śmiercią Starej Ziemi.
Kassad, podobnie jak inni chłopcy z obozów przejściowych wschodniego Tharsis, miał do wyboru tylko dwie drogi: albo paść ofiarą któregoś z gangów, albo przyłączyć się do jednego z nich. Wybrał drugie rozwiązanie. Kiedy miał szesnaście lat, zabił swojego rówieśnika.
Mars był znany w Sieci tylko z trzech rzeczy: polowań w Dolinie Marinera, odkrytego przez Schraudera Masywu Zen w Niecce Helleńskiej i Szkoły Dowodzenia na Olympusie. Kassad nie musiał odwiedzać Doliny Marinera, żeby dowiedzieć się wszystkiego o tym, jak być myśliwym i zwierzyną, w najmniejszym stopniu nie interesował się gnostycyzmem zen, jako nastolatek zaś odczuwał bezdenną pogardę dla umundurowanych kadetów, którzy przybywali z najodleglejszych zakątków Sieci, aby po studiach w Szkole Dowodzenia wstąpić do Armii. Wraz z innymi kpił sobie z Nowego Bushido jako z kodeksu honorowego dla pedałów, choć odziedziczone po przodkach poczucie honoru, które drzemało ukryte głęboko w jego duszy, potajemnie identyfikowało go z klasą samurajów, najwyżej w świecie ceniących sobie możliwość rzetelnego wypełniania obowiązków, samodyscyplinę i honor.