Deanna Yeller milczała.
– Widzi pani, od początku nie kupowałem tej wersji o włamaniu – powiedział Myron. – Nazwała pani swojego syna złodziejem, Deanno, ale fakty nie potwierdzały pani słów. Był dobrym chłopcem. Nie był notowany. A ponadto był mądry. W tym klubie nie było co kraść. Potem pomyślałem, że może doszło do sprzeczki przy sprzedaży narkotyków. Ta wersja wydawała się bardziej prawdopodobna. Alexander Cross zażywał narkotyki. Errol Swade je sprzedawał. To jednak nie wyjaśniało, dlaczego pani syn był w tym klubie. Przez pewien czas podejrzewałem, że Curtis i Errol nie byli w klubie i stali się kozłami ofiarnymi. Jednak wiarygodny świadek widział ich tam. Powiedział mi również, że w nocy słyszał odgłosy odbijania piłki tenisowej. Ponadto widział, że Curtis i Errol mieli po jednej rakiecie do tenisa. Jak to? Gdyby chcieli obrabować klub, mieliby ich tyle, ile zdołaliby unieść. A gdyby przyszli tam handlować narkotykami, nie mieliby rakiet. Tak więc wreszcie wszystko stało się jasne: przyszli, żeby sobie pograć. Przeskoczyli przez płot nie po to, żeby się włamać do klubu, ale dlatego, że Curtis chciał pograć w tenisa.
Deanna podniosła głowę. Spojrzała na niego pustym wzrokiem. Powiedziała powoli:
– To stało się na ziemnym korcie. W tym czasie oglądał w telewizji turniej w Wimbledonie. Chciał zagrać na takim ziemnym korcie, to wszystko.
– Niestety, Alexander Cross wyszedł właśnie ze swoimi kolegami na zewnątrz, żeby ćpać – ciągnął Myron. – Usłyszeli Curtisa i Errola. Nie wiadomo, co stało się potem, ale myślę, że możemy przyjąć wersję senatora Crossa. Alexander, naćpany po uszy, wywołał kłótnię. Może nie podobało mu się to, że dwóch czarnych chłopaków gra na jego korcie. A może naprawdę pomyślał, że chcą obrobić klub. Nieważne. Natomiast ważne jest to, że Errol Swade wyjął nóż i go zabił. Być może w samoobronie, chociaż bardzo w to wątpię.
– Zrobił to odruchowo – powiedziała Deanna. – Głupi smarkacz przestraszył się bandy białych chłopaków i wyjął nóż. Errol był po prostu głupi.
Myron skinął głową.
– Potem uciekli, ale w krzakach Curtis wpadł na Valerie Simpson. Szamotali się. Valerie dobrze mu się przyjrzała. Kiedy walczysz z kimś, kto twoim zdaniem zabił ci narzeczonego, nie zapomnisz jego twarzy. Curtis zdołał jej się wyrwać. Razem z Errolem przeskoczyli przez ogrodzenie i pobiegli ulicą. Znaleźli zaparkowany na podjeździe samochód. Errol był kilkakrotnie aresztowany za kradzieże samochodów. Bez trudu włamał się do środka i uruchomił wóz. Właśnie to naprowadziło mnie na trop. Rozmawiałem z policjantem, który miał zastrzelić pani syna. Nazywa się Jimmy Blaine. Powiedział, że zastrzelił kierowcę, a nie pasażera. A przecież Curtis nie mógł prowadzić. To nie miałoby sensu. Kierowcą był doświadczony złodziej samochodów, a nie niewinny chłopak. Wtedy mnie olśniło. Jimmy Blaine nie postrzelił Curtisa Yellera. Zranił Errola Swade’a.
Deanna Yeller siedziała jak skamieniała.
– Kula trafiła Errola w bok. Z pomocą Curtisa zdołał uciec za narożnik budynku i wspiąć się po schodach przeciwpożarowych. Dotarli do waszego mieszkania. Jednak wszędzie słychać było wycie syren. Policja okrążyła teren. Errol i Curtis pewnie wpadli w panikę. To było istne szaleństwo. Powiedzieli pani, co się stało. Pani wiedziała, co to oznacza – śmierć bogatego białego chłopca w ekskluzywnym klubie dla białych. Pani syn był zgubiony. Nawet jeśli był tylko biernym świadkiem, nawet gdyby Errol wziął całą winę na siebie, Curtis był skończony.
– Wiedziałam więcej – wtrąciła Deanna. – Od zabójstwa upłynęły już dwie godziny. Przez radio podali, kim był zabity. Nie tylko bogatym białym chłopcem, ale w dodatku synem senatora.
– I wiedziała pani – ciągnął Myron – że Errol był wielokrotnie notowany przez policję. To wszystko była jego wina. Tym razem miał pójść do więzienia na długo. Był skończony i mógł mieć o to pretensje wyłącznie do siebie. Natomiast Curtis był niewinny. Był dobrym chłopcem. Nie zrobił niczego złego, lecz przez głupotę kuzyna miał zostać spisany na straty.
Deanna spojrzała na niego.
– Bo tak naprawdę było – powiedziała z uporem. – Chyba nie może pan zaprzeczyć, prawda? Prawda?
– Nie – przyznał Myron. – Nie mogę. Zapewne zrobiła pani to wszystko jak w transie. Słyszała pani, że policjanci strzelili dwa razy. W ciele Errola tkwiła tylko jedna kula. Co więcej, Curtis nie był notowany. Nie miał kartoteki ze zdjęciem. Ani rysopisem. – Zamilkł. Nie odrywała od niego oczu. – Czyja to była broń, Deanno?
– Errola.
– Miał ją przy sobie?
Skinęła głową.
– Zatem wzięła pani broń. Przytknęła lufę do policzka Errola i nacisnęła spust.
Ponownie skinęła głową.
– Odstrzeliła mu pani twarz – ciągnął Myron. – To również mnie dziwiło. Dlaczego ktoś strzelił do niego z tak bliska? Dlaczego nie w tył głowy lub w serce? Po prostu nie chciała pani, żeby ktoś zobaczył jego twarz. Chciała pani, żeby nikt nie mógł go poznać. A potem odegrała pani wspaniałą scenę. Trzymając go w ramionach i płacząc, gdy do mieszkania wpadła policja i zbiry senatora. Wszystko okazało się proste. Spytałem patolog, w jaki sposób zidentyfikowali zabitego. Uznała to za zabawne pytanie. Tak jak zwykle, powiedziała. Okazując ciało najbliższemu krewnemu. Pani, Deanno. Matce. Czy potrzebowali innego dowodu? Dlaczego mieliby podważać pani świadectwo? Policja cieszyła się, że nie chciała pani robić zamieszania, więc nie wnikali zbyt dokładnie w pani motywy. A pani wykazała sporo sprytu i zatarła wszystkie ślady, poddając ciało kremacji. Nawet gdyby ktoś nabrał podejrzeń i próbował dociekać prawdy, nie znalazłby żadnych dowodów. Co do Curtisa, to bez trudu zdołał uciec. Wszędzie poszukiwano Errola Swade’a, wyższego i zupełnie niepodobnego do pani syna. Nikt nie szukał Curtisa Yellera. On nie żył.
– To nie było takie proste – powiedziała Deanna. – Curtis i ja musieliśmy zachować ostrożność. W sprawę byli zamieszani wpływowi ludzie. Oczywiście, bałam się policji, ale nie aż tak jak tych ludzi, którzy pracowali dla senatora. Ponadto gazety zrobiły z młodego Crossa bohatera. Curtis znał prawdę. Gdyby mój syn wpadł kiedyś w ręce ludzi senatora…
Wzruszyła ramionami, nie mówiąc oczywistego. Myron kiwnął głową. On też tak uważał. Martwi milczą.
– Tak więc Curtis ukrywał się przez pięć lat? – zapytał.
– Chyba można tak to nazwać – odparła Deanna. – Mieszkał na ulicy i z trudem utrzymywał się przy życiu. Kiedy tylko mogłam, posyłałam mu trochę pieniędzy, ale powiedziałam mu, żeby nigdy nie wracał do Filadelfii. Czasem udawało nam się porozmawiać chwilę przez telefon. Wychowywał się sam. Mieszkał na ulicy, ale był inteligentny i zawsze jakoś udawało mu się znaleźć dobrą pracę. Przez trzy lata pracował w klubie tenisowym w pobliżu Bostonu. Przez cały czas grał, czasem nawet występował w turniejach. Zaoszczędziłam dość pieniędzy, żeby mógł zrobić sobie operację plastyczną. Trochę zmienić wygląd na wypadek, gdyby spotkał jakiegoś starego znajomego. Jak już pan powiedział, bardzo zmężniał. Urósł i przybrał na wadze o ponad dziesięć kilogramów. Zawsze nosił ciemne okulary, chociaż uważałam, że to już przesada. Sądziłam, że nikt go nie rozpozna. Nie teraz. Minęło tyle czasu. W najgorszym razie ten ktoś pomyśli, że spotkał kogoś bardzo podobnego do nieżywego chłopca, którego kiedyś znał. No wie pan, upłynęło pięć lat. Myśleliśmy, że jest już bezpieczny.
– To dlatego zaczęła pani ostatnio otrzymywać pieniądze – powiedział Myron. – To nie była zapłata za milczenie. Przesyłał je Duane, kiedy przeszedł na zawodowstwo. To on kupił pani ten dom.
Przytaknęła.
– A kiedy zobaczyłem was tamtej nocy w hotelu, natychmiast doszedłem do wniosku, że jesteście kochankami. Tymczasem to syn przyszedł odwiedzić matkę. Uścisk, którym obdarzył panią, opuszczając pokój, nie był pożegnaniem kochanków, ale matki z synem. W rzeczywistości Duane wcale nie był kobieciarzem. To była tylko zasłona dymna. Wanda miała rację. Nie oszukiwał jej. Kochał ją i jej nie zdradzał. Nie z panią. Nie z Valerie Simpson.