Изменить стиль страницы

– Wiem, że teraz powinnam oznajmić urażonym tonem, że nie zamierzam zmieniać mojego życia, ale jestem przerażona. Ponadto jestem pisarką, której przyda się kilka dni samotności. Wyjadę. Nie będę się spierać.

Uściskał ją.

– Zawsze mnie zaskakujesz – powiedział.

– Słucham?

– Okazując rozsądek. Kto by się spodziewał?

– Próbuję uchronić aurę tajemnicy.

Pocałowali się. Namiętnie. Jej skóra była cudownie ciepła.

– Może zostaniesz jeszcze chwilkę? – szepnęła.

Pokręcił głową.

– Chcę dopaść Pavela, zanim bracia Ache zorientują się, co zaszło.

– A więc jeszcze jeden pocałunek.

Cofnął się.

– Nie, chyba że chcesz wsadzić mnie do lodówki.

Przesłał jej całusa i opuścił sypialnię. Na ceglanej ścianie obok drzwi zostały bryzgi zaschniętej krwi. Pamiątka po Siatkowej Koszulce.

Na zewnątrz nigdzie nie było widać Wina, ale Myron wiedział, że przyjaciel tam jest. Będzie ubezpieczał Jessie do czasu jej wyjazdu.

Pavel Menansi zatrzymał się w Omni Park Central przy Siódmej Alei, naprzeciw Carnegie Hall. Myron wolałby pójść tam ze wsparciem, ale lepiej było nie zabierać Wina. Między Winem a Valerie istniała mocna więź – mocniejsza niż między przyjaciółmi. Myron nie miał pojęcia, na czym to polegało. Win miał niewielu przyjaciół, lecz dla tych nielicznych był gotowy zrobić wszystko. Reszta ludzkości wcale go nie obchodziła. Valerie w jakiś sposób weszła do tego wąskiego kręgu. A Myron i tak z trudem będzie powstrzymywał wściekłość. Gdyby Win przyszedł razem z nim i miał wypytywać Pavela o jego „romans” z Valerie, nie byłby to przyjemny widok.

Pavel zajmował pokój numer 719. Myron spojrzał na zegarek. Szósta trzydzieści. W holu było tylko kilka osób. Sprzątaczki wycierały podłogę. Zmęczona rodzina stała przy recepcji. Z trójką wyjących dzieciaków. Ich rodzice sprawiali wrażenie, że przydałyby im się wakacje. Myron zdecydowanym krokiem poszedł do windy, jakby był mieszkańcem hotelu. Nacisnął guzik siódmego piętra.

Korytarz był pusty. Myron doszedł do drzwi pokoju Pavela i zapukał. Nic. Zastukał ponownie. Nadal nikt nie odpowiadał. Spróbował jeszcze raz. Nic. Już miał zjechać na dół i spróbować zadzwonić, kiedy usłyszał stłumiony dźwięk. Nadstawił ucha. Odgłos był ledwie słyszalny. Myron przycisnął ucho do drzwi.

– Jest tam kto? – zawołał.

Płacz. Najpierw cichy, potem głośniejszy. Płacz małej dziewczynki.

Myron rąbnął pięścią w drzwi. Płacz przybrał na sile, zmieniając się w łkanie.

– Co ci jest? – zapytał Myron.

Odpowiedział mu jeszcze głośniejszy szloch. Po chwili Myron zaczął się rozglądać, szukając znajomego widoku wózka i pokojówki z uniwersalnym kluczem. Jednak była dopiero szósta trzydzieści. Pokojówka jeszcze nie rozpoczęła pracy.

Forsowanie zamków nie było specjalnością Myrona. Win był w tym znacznie lepszy. Ponadto Myron nie miał przy sobie narzędzi. Z pokoju znów nadleciał szloch.

– Otwórz drzwi! – zawołał Myron.

Jedyną odpowiedzią był jeszcze głośniejszy płacz.

Do diabła z tym, pomyślał.

Cofnął się o krok i całym ciężarem ciała rąbnął w drzwi. Zabolało go ramię, ale zamek ustąpił. Wciąż słyszał stłumiony płacz, ale natychmiast o nim zapomniał. Pavel Menansi leżał na łóżku. Patrzył w sufit szeroko otwartymi, niewidzącymi oczami. Jego usta zastygły w grymasie zdziwienia. Czarna, zaschnięta krew pokrywała jego pierś w miejscu, gdzie weszła kula.

Był nagi.

Myron gapił się na niego przez chwilę, aż kolejna seria szlochów wyrwała go z transu. Obrócił się w prawo. Dźwięki dochodziły zza drzwi łazienki. Myron podszedł do nich. Na podłodze leżała plastikowa reklamówka Ferona. Taka sama ja na stadionie. Identyczna jak ta znaleziona przy ciele Valerie.

W torbie była dziura po kuli.

Przed drzwiami łazienki stało krzesło, wepchnięte pod klamkę. Myron kopniakiem odrzucił je na bok i otworzył drzwi. Na kafelkach siedziała dziewczynka z kolanami podciągniętymi pod brodę. Wcisnęła się w kąt obok toalety. Myron natychmiast ją rozpoznał. Janet Koffman, najnowsza protegowana Pavela Menansi. Czternastoletnia.

Ona też była naga.

Spojrzała na niego. Oczy miała wielkie, czerwone i podpuchnięte. Drżały jej wargi.

– My tylko rozmawialiśmy o tenisie – powiedziała cichym głosem. – On był moim trenerem. My tylko rozmawialiśmy o tenisie. To wszystko.

Myron kiwnął głową. Janet znów zaczęła płakać. Pochylił się i okrył ją ręcznikiem. Chciał ją przytulić, ale odsunęła się.

– Już w porządku – rzekł, nie wiedząc, co powiedzieć. – Wszystko będzie dobrze.

37

Janet Koffman przestała płakać. Siedziała na kozetce pod oknem. Plecami do łóżka i zwłok Pavela Menansiego. Z tego, co Myron zdołał z niej wyciągnąć, wynikało, że była w łazience, kiedy ktoś zablokował drzwi krzesłem i zabił Pavela. Niczego nie widziała. I wciąż upierała się przy swojej bajeczce, że ona i jej trener rozmawiali o tenisie. Myron starał się nie wgłębiać w szczegóły – na przykład nie pytał, dlaczego musieli omawiać ten temat nago.

Wezwał policję. Miała przyjechać za kilka minut. Zastanawiał się, co począć z Janet. Z jednej strony chciał oszczędzić jej tego wszystkiego, a z drugiej wiedział, że dziewczyna musi uporać się z tym, co się wydarzyło, i nie może udawać, że nic się nie stało. Co powinien zrobić: utrudnić policji śledztwo czy też narazić ją na brutalność policyjnych przesłuchań i jeszcze gorszą napastliwość dziennikarzy? Na jakie rozterki ją skaże, ukrywając prawdę? Albo co się stanie z młodą dziewczyną, jeśli ta historia trafi do środków przekazu?

Myron nie wiedział, co robić.

– Był dobrym trenerem – powiedziała cicho Janet.

– Ty nie zrobiłaś niczego złego – odrzekł Myron, zdając sobie sprawę z tego, jak niezręcznie to brzmi. – Cokolwiek się zdarzy, pamiętaj o tym. Nie zrobiłaś nic złego.

Powoli pokiwała głową, ale Myron nie wiedział, czy w ogóle go słyszała.

Dziesięć minut później przybyła policja pod dowództwem Dimonte’a. Rolly wyglądał jak coś, czego pozbył się przysłowiowy kot. Był nieogolony. Krzywo zapięta koszula wychodziła mu ze spodni. Był rozczochrany. W kącikach oczu miał żółte śpiochy. Mimo to jego buty lśniły jak lustro. Rzucił się na Myrona.

– Wróciłeś na miejsce zbrodni, dupku?

– Taak – odparł Myron. – Jak zawsze.

Dziennikarze wypadli zza rogu. Zaczęły błyskać flesze.

– Trzymajcie tych dupków na dole! – wrzasnął Dimonte. Kilku mundurowych policjantów zaczęło przeganiać dziennikarzy. – Na dół, powiedziałem! Żadnego nie chcę widzieć na piętrze.

Dimonte znów odwrócił się do Myrona. Krinsky stanął obok niego. W ręku trzymał notes.

– Cześć, Krinsky – powiedział Myron.

Krinsky kiwnął głową.

– I co się tu stało, do diabła? – zapytał Dimonte.

– Przyszedłem się z nim zobaczyć. Znalazłem go w tym stanie.

– Przestań robić ze mnie wała, dupku.

Myron nie raczył na to odpowiedzieć. Wszędzie roiło się od gliniarzy. Koroner chirurgicznym skalpelem nacinał tułów Pavela. Myron wiedział, że próbuje dostać się do wątroby. Zmierzyć jej temperaturę, by ustalić czas zgonu.

Dimonte zauważył leżącą na podłodze torbę.

– Dotykałeś tego?

Myron zaprzeczył. Dimonte pochylił się i obejrzał dziurę po kuli.

– Ładnie – powiedział.

– Wypuścisz teraz Rogera Quincy’ego?

– Dlaczego?

– Już przedtem nic na niego nie miałeś. A teraz masz mniej niż nic.

Dimonte wzruszył ramionami.

– Może ktoś go naśladuje. Albo – pstryknął palcami – ktoś w ten sposób chce uwolnić go od podejrzeń. – Uśmiechnął się. – Ktoś taki jak ty, Bolitar.

– Taak – powtórzył Myron. – Jak zawsze.

Dimonte podszedł bliżej. Znów zmierzył go tym spojrzeniem twardego gliny. Potem, jakby nagle sobie o tym przypomniał, wyjął wykałaczkę i włożył ją do ust. Wściekle błyskając oczami, zaczął ją żuć.

– Myliłem się – powiedział Myron.