Изменить стиль страницы

– Cześć, Myron.

– Cześć.

Jake, jak zwykle, był wymiętoszony. Cały. Od włosów po mundur. Nawet jego biurko wydawało się wymiętoszone, jak bawełniana koszula trzymana na dnie kosza z praniem. Na blacie walało się mnóstwo różności. Pudełko z Pizza Hut. Torebka od Wendy. Kubek po lodach Carvel. Niedojedzona kanapka od Blimpiego. A także, oczywiście, puszka preparatu odchudzającego Slim-Fast. Jake ważył prawie sto trzydzieści pięć kilogramów. Spodnie były za ciasne na brzuchu, a zbyt szerokie w talii. Wciąż je podciągał, usiłując znaleźć to jedno właściwe położenie, w którym pozostałyby w bezruchu. Znalezienie tego położenia wymagałoby zatrudnienia zespołu wybitnych naukowców i naprawdę silnego mikroskopu.

– Chodźmy zaliczyć kilka hamburgerów – zaproponował Jake, ocierając twarz wilgotnym ręcznikiem. – Umieram z głodu.

Myron podniósł puszkę Slim-Fastu i uśmiechnął się słodko.

– Wspaniały koktajl na śniadanie. I na lunch. A także na kolację.

– Guzik prawda. Próbowałem. To gówno nie działa.

– Jak długo to jadłeś?

– Prawie cały dzień. I nic. Nie ubyło mi nawet pół kilo.

– Powinieneś zaskarżyć producenta.

– A w dodatku smakuje jak proch strzelniczy.

– Masz akta Alexandra Crossa?

– Tak, przy sobie. Chodźmy.

Myron wyszedł za Jakiem na ulicę. Weszli do knajpki, na wyrost nazwanej „Royal Court Dinner”. Nora. Po kapitalnym remoncie może osiągnęłaby poziom publicznej toalety przy autostradzie. Jake uśmiechnął się.

– Miło, no nie?

– Od samego zapachu twardnieją mi arterie – powiedział Myron.

– O rany, człowieku, nie wdychaj tego zapachu.

Przy stoliku stała stara szafa grająca. Płyt nie zmieniano w niej od bardzo dawna. Według niewielkiego ogłoszenia, pierwsze miejsce na liście przebojów zajmował singel Eltona Johna, Crocodile Rock.

Kelnerka była standardowym wydaniem spotykanym w takich lokalach. Zgryźliwa, po pięćdziesiątce, o blond włosach z lekko purpurowym odcieniem, nigdy nie występującym w przyrodzie.

– Cześć, Millie – powiedział Jake.

Rzuciła im menu, nic nie mówiąc i prawie nie zwalniając kroku.

– To jest Millie – wyjaśnił Jake.

– Świetnie się trzyma – pochwalił Myron. – Mogę zobaczyć akta?

– Najpierw zjedzmy.

Myron podniósł menu. Plastikowa okładka. I lepka. Bardzo lepka. Jakby ktoś polał ją syropem klonowym. W załamaniach tkwiły również kawałki jajecznicy. Myron gwałtownie tracił apetyt.

Trzy sekundy później Millie wróciła i westchnęła.

– Co ma być?

– Daj mi cheeseburgera deluxe – zamówił Jake. – Z podwójnymi frytkami zamiast sałatki z surowej kapusty. I dietetyczną colę.

Millie spojrzała na Myrona. Niecierpliwie. Uśmiechnął się.

– Macie wegetariańskie menu?

– Co takiego?

– Nie bądź dupkiem – ostrzegł Jake.

– Poproszę o smażony ser – rzekł Myron.

– Do tego frytki?

– Nie.

– Coś do picia?

– Dietetyczną colę. Tak jak mój odchudzający się kolega.

Millie spojrzała na Myrona, mierząc go wzrokiem.

– Przystojniak z pana.

Posłał jej skromny uśmiech. Ten, który mówił „Ach, co tam”.

– I wygląda pan znajomo.

– Po prostu mam taką twarz – rzekł Myron. – Urodziwą, lecz znajomą.

– Nie umawiał się pan kiedyś z jedną z moich córek? Na przykład z Glorią. Pracuje na nocnej zmianie.

– Nie sądzę.

Ponownie zmierzyła go wzrokiem.

– Jest pan żonaty?

– Jestem z kimś związany.

– Nie o to pytałam – powiedziała. – Jest pan żonaty?

– Nie.

– To w porządku.

Odwróciła się i odeszła.

– O co jej chodziło?

Jake wzruszył ramionami.

– Miejmy nadzieję, że nie poszła po Glorię.

– Dlaczego?

– Ona wygląda jak moje lustrzane odbicie… tylko o białej skórze. I z większym podbródkiem.

– Brzmi zachwycająco.

– Wciąż jesteś z Jessicą Culver?

– Chyba tak.

Jake pokręcił głową.

– Człowieku, ona to co innego. Nigdy nie widziałem równie dobrze wyglądającej babki.

Myron powstrzymał uśmiech.

– Trudno się z tym spierać.

– A ponadto owinęła cię wokół małego palca.

– Z tym też trudno się spierać.

– Są gorsze miejsca, wokół których człowiek może się owinąć.

– Jak wyżej.

Milie wróciła z dwiema dietetycznymi colami. Tym razem prawie udało jej się uśmiechnąć do Myrona.

– Taki przystojny mężczyzna nie powinien być samotny – zauważyła.

– Jestem poszukiwany w kilku stanach – rzekł Myron.

Millie nie wyglądała na zrażoną. Wzruszyła ramionami i odeszła. Myron odwrócił się z powrotem do Jake’a.

– W porządku – powiedział. – Gdzie te akta?

Jake otworzył teczkę. Podał Myronowi zdjęcie przystojnego, zdrowo wyglądającego mężczyzny. Opalonego, krzepkiego, w tenisowym stroju. Myron widział to zdjęcie w gazetach, wkrótce po śmierci Crossa.

– Poznaj Alexandra Crossa – rzekł Jake. – Kiedy go zamordowano, miał dwadzieścia cztery lata. Absolwent Wharton. Syn senatora Stanów Zjednoczonych, Bradleya Crossa z Pensylwanii. Wieczorem dwudziestego czwartego lipca, przed sześcioma laty, brał udział w przyjęciu w klubie tenisowym o nazwie „Old Oaks” w Wayne, w Pensylwanii. Szacowny senator również tam był. To piekielnie szykowne miejsce: wymyślne żarcie, korty na zewnątrz i pod dachem, ziemne i utwardzane, oświetlone i tak dalej. Mają tam nawet korty trawiaste.

– Rozumiem.

– Nie wiadomo dokładnie, co się tam stało, ale oto, co wiemy. Alexander Cross z trzema kolegami spacerował po terenie klubu.

– W nocy? Podczas przyjęcia?

– To się zdarza.

– Nieczęsto.

Jake wzruszył ramionami.

– W każdym razie usłyszeli jakiś hałas dobiegający z zachodniego końca posiadłości. Poszli to sprawdzić. Napotkali dwóch podejrzanie wyglądających młodzieńców.

– Podejrzanie wyglądających?

– Ci młodzieńcy byli… jak dzisiaj nas nazywają? Afroamerykanami?

– Aha – mruknął Myron. – Zatem można bezpiecznie założyć, że klub „Old Oaks” nie miał wielu afroamerykańskich członków?

– Ani jednego. To elitarny klub.

– Zatem nigdy nie przyjęliby nie tylko ciebie, ale i mnie.

– Wielka szkoda – odparł Jake. – Założę się, że spodobałoby nam się to przyjęcie.

– I co się wydarzyło potem?

– Według zeznań świadków, biali młodzieńcy podeszli do czarnoskórych. Jeden z czarnych, później zidentyfikowany jako niejaki Errol Swade, wyjął nóż sprężynowy.

Myron skrzywił się.

– Nóż sprężynowy?

– Tak, wiem. Banalne. Zero wyobraźni. No cóż, wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. Alexander Cross został pchnięty nożem. Ci dwaj młodzieńcy uciekli. Kilka godzin później policja osaczyła ich w północnej Filadelfii, niedaleko od miejsca ich zamieszkania. Podczas próby aresztowania jeden z tych łobuzów wyciągnął broń. Niejaki Curtis Yeller. Szesnastoletni. Został zastrzelony przez policjanta. Z tego, co mi wiadomo, matka Yellera była na miejscu zbrodni. Trzymała go w ramionach, kiedy umierał.

– Widziała, jak go zastrzelono?

Jake wzruszył ramionami.

– Tu nie napisali.

– A co się stało z Errolem Swade’em?

– Uciekł. Rozpoczęto szeroko zakrojone poszukiwania. Jego zdjęcie znalazło się we wszystkich gazetach i w każdym komisariacie. Oczywiście, do sprawy przydzielono wielu funkcjonariuszy ze względu na to, że ofiarą był syn senatora i w ogóle. Jednak dopiero teraz usłyszysz coś ciekawego.

Myron sączył dietetyczną colę. Bez lodu.

– Nigdy nie znaleźli Errola Swade’a – oznajmił Jake.

Myron zamarł.

– Nigdy?

Jake pokręcił głową.

– Chcesz mi powiedzieć, że Swade uciekł?

– Na to wygląda.

– Ile miał lat?

– Kiedy to się stało, dziewiętnaście.

Myron zastanawiał się przez chwilę.

– Zatem teraz miałby dwadzieścia pięć.

– O! Jesteś genialnym matematykiem.

Myron nie uśmiechnął się. Millie przyniosła talerze. Wygłosiła następną uwagę, ale Myron jej nie usłyszał. Dwadzieścia pięć lat. Myron mimo woli zastanawiał się. Wprawdzie było to idiotyczne podejrzenie. Niewybaczalne. Może nawet rasistowskie. Mimo wszystko nie mógł się go pozbyć. Dwadzieścia pięć lat. Duane twierdził, że ma dwadzieścia jeden, ale ile miał naprawdę?