Изменить стиль страницы

Starzec wrócił, gdy zaczynałem piąty albo szósty cykl pracy. Trzymał w ręce dość duży koszyk.

– Przyniosłem świeżą kawę i kanapki – powiedział. – Ogórek, szynka i ser. Wystarczy?

– Dziękuję. Akurat to co lubię.

– Zje pan teraz?

– Jak skończę tę turę.

Kiedy zadzwonił alarm, miałem za sobą pranie pięciu z siedmiu powierzonych mi stron. Jeszcze trochę. Wstałem, przeciągnąłem się i zabrałem się do jedzenia.

W koszyku było pięć czy sześć kanapek. Zjadłem w milczeniu dwie trzecie tej porcji. Po dłuższym praniu, nie wiem czemu, odczuwam straszny głód. Połknąłem po kolei kanapkę z szynką, z ogórkiem i z serem i popiłem to wszystko, wlewając gorącą kawę wprost do żołądka.

Podczas gdy ja zjadłem już trzy, starzec wciąż trzymał w ręce pierwszą kanapkę. Zdaje się, że lubił ogórki; odchylił chleb, z uwagą posolił ogórek i jadł kanapkę powoli, cichutko pochrupując. Wyglądał przy tym jak dobrze wychowany świerszcz.

– Proszę się nie krępować – powiedział. – Na starość człowiek nie potrzebuje tyle jeść. Mało je i mało się rusza. Ale młodzi powinni dużo jeść. Dużo jeść i tyć. Ludzie nie lubią być grubi. To dlatego, że nie tyją tak, jak powinni. Nieodpowiednia otyłość źle wpływa na ich zdrowie i urodę. Co innego, gdyby tyli tak jak trzeba. Życie byłoby pełniejsze, wzmógłby się popęd seksualny, lepiej pracowałyby szare komórki. Ja też byłem gruby za młodu. Teraz nie ma już po tym śladu.

Starzec roześmiał się gromko przez ściągnięte usta.

– Jak pan sądzi, niezłe te kanapki, prawda?

– O, tak. Bardzo smaczne – przyznałem mu rację. Co do kanapek, podobnie jak do sofy, mam raczej duże wymagania, ale te przewyższały moje wyobrażenie o przyzwoitej kanapce. Chleb był świeży i sprężysty, pokrajany odpowiednim, czystym nożem. Często się o tym zapomina, ale do przyrządzania dobrej kanapki potrzebny jest przede wszystkim dobry nóż. Zawartość może być nie wiem jak wykwintna, lecz gdy zabraknie dobrego noża, kanapka nie będzie smaczna. Wyśmienita była musztarda i sałata, a majonez! Chyba domowej roboty. Dawno nie jadłem tak smacznych kanapek.

– Zrobiła je moja wnuczka, prosiła żeby panu podziękować. Kanapki to jej specjalność.

– Są wspaniałe. Nawet zawodowej kucharce nie zawsze się takie udają.

– Cieszę się. Gdyby to słyszała, z pewnością nie posiadałaby się z radości. Prawie nikt do nas nie przychodzi, toteż nie ma okazji usłyszeć, co inni sądzą na temat jej potraw. To, co ugotuje, jemy zawsze tylko we dwoje.

– Mieszkacie państwo razem?

– Tak, już od dawna. Jak pan widzi, stronie od świata, a ona też przywykła już do takiego trybu życia. Przyznam się panu, że to mnie trochę martwi. Jest młoda, tryska zdrowiem, a nie chce wyjść na świat. W młodości nie wolno tak postępować. Popęd seksualny trzeba zaspokoić wtedy, kiedy na to czas. Jak pan myśli, jest chyba atrakcyjna?

– O tak, zgadzam się z panem – odparłem.

– Popęd seksualny to źródło energii. Nie ma co do tego wątpliwości. Tamowanie tego źródła źle wpływa na pracę mózgu i zaburza równowagę całego organizmu. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. W przypadku kobiet cykl miesiączkowy staje się nieregularny, a to z kolei powoduje stres psychiczny.

– Hm… – pokiwałem głową.

– Powinna jak najszybciej znaleźć sobie odpowiedniego partnera. Twierdzę tak jako biolog i jako jej opiekun – rzekł starzec, soląc ogórek.

– Czy odzyskała głos bez problemów? – zapytałem. Nie chciałem rozmawiać o popędzie seksualnym w czasie pracy.

– Tak, zapomniałem panu o tym powiedzieć – odrzekł. – Oczywiście, już wszystko w porządku. Swoją drogą, dziękuję, że mi pan przypomniał. Gdyby nie pan, musiałaby się tak męczyć jeszcze kilka dni. Kiedy schodzę pod ziemię, zwykle nie ruszam się stąd tygodniami. Życie bez głosu nie jest zbyt wygodne.

– Zapewne – zgodziłem się.

– To dziecko, jak już panu mówiłem, nie utrzymuje kontaktów ze światem, toteż nie miała większych problemów, ale już choćby taki telefon… Dzwoniłem do niej parę razy i dziwiłem się, że nie podnosi słuchawki. Doprawdy, to było bardzo nieroztropne z mojej strony.

– Z zakupami też pewnie miała trudności?

– A, tu się pan myli – odparł. – W supermarkecie głos nie jest nikomu potrzebny. To świetny wynalazek. Wnuczka uwielbia supermarkety, bez przerwy coś w nich kupuje. Prawdę mówiąc, żyje, kursując między biurkiem a supermarketem.

– Nie wraca do domu?

– Lubi biura. Ma tam kuchnię i łazienkę, to w zasadzie wystarcza do zwykłej egzystencji. Do domu wraca, powiedzmy, raz na tydzień.

Skinąłem głową i napiłem się kawy.

– Swoją drogą, nieźle pan sobie poradził ze zrozumieniem tego, co mówiła. Jak pan to zrobił? Telepatycznie?

– Usiłowałem czytać z ruchu warg. Uczyłem się tego kiedyś na miejskim kursie. Nie miałem akurat nic do roboty i pomyślałem, że ta sztuka może mi się kiedyś przydać.

– Tak – pokiwał głową z aprobatą. – To bardzo przydatna umiejętność. Ja też umiem czytać z ruchu warg. Może porozmawiamy trochę bez głosu?

– O nie, dziękuję. Rozmawiajmy już lepiej normalnie – wycofałem się prędko.

– Oczywiście sztuka czytania z ruchu warg jest dość prymitywna i ma wiele wad. Na przykład nie można niczego zrozumieć w ciemności, poza tym trzeba cały czas patrzeć na usta rozmówcy. Przydaje się jednak jako środek dodatkowy do zupełnie innej sztuki. Pan pewnie to przeczuwał i dlatego zajął się czytaniem z ruchu warg.

– Środek dodatkowy?

– Tak – odrzekł. – Jeśli pan zechce, nauczę go tej innej sztuki, ale wówczas pański świat stanie się na zawsze głuchy.

– Głuchy? – powtórzyłem automatycznie.

– Tak, zupełnie głuchy. W wyniku ewolucji dźwięk przestał być człowiekowi potrzebny. Jest wręcz szkodliwy. Dlatego prędzej czy później zniknie.

– Co pan mówi? To znaczy, że zniknie ze świata śpiew ptaków, szum rzeki czy muzyka?

– Oczywiście.

– Niezbyt miła perspektywa.

– Taka jest ewolucja. Nie ma przyjemnej ewolucji – powiedziawszy to, wstał, podszedł do stołu, wyjął z szuflady obcinacz do paznokci, wrócił do sofy i począwszy od kciuka prawej, a kończąc na małym palcu lewej ręki, obciął po kolei dziesięć paznokci. – Ta sprawa jest jeszcze w trakcie badań, dlatego nie mogę panu powiedzieć nic więcej. Tylko proszę nie mówić o tym nikomu. Gdyby to doszło do Fabryki…

– Może pan być spokojny. Jestem cyfrantem, potrafię trzymać język za zębami.

– O, tym mnie pan uspokoił – rzekł i zmiotką do papieru pozbierał ze stołu obcięte paznokcie, po czym wyrzucił je do śmieci. Następnie wziął do ręki kolejną kanapkę z ogórkiem, posolił i zjadł ze smakiem.

– Wyśmienite! Doprawdy, wyśmienite są te kanapki! – powiedział starzec.

– Pańska wnuczka zapewne świetnie gotuje?

– Nie, to akurat kanapki udają się jej doskonale. Oczywiście, inne potrawy też nie są najgorsze, ale nie można ich porównać z kanapkami.

– Jest, w takim razie, przeciętnie utalentowaną kucharką – powiedziałem.

– Właśnie – odparł. – Trafił pan w sedno. Pan, zdaje się, rozumie ją doskonałe. Powierzyłbym ją panu bez wahania.

– Mnie? – nie zdołałem ukryć zaskoczenia. – Tylko dlatego, że pochwaliłem jej kanapki?

– Nie smakują panu?

– Ależ smakują, i to bardzo! – odpowiedziałem. Przywiodłem na myśl obraz grubej wnuczki, ale tylko do tego stopnia, żeby nie przeszkodził mi w pracy. Potem napiłem się kawy.

– Myślę, że pan ma w sobie coś, albo przeciwnie, że panu czegoś brak… zresztą, to na jedno wychodzi.

– Sam też tak czasami myślę – odparłem szczerze.

– Wracając do ewolucji, niedługo sam się pan przekona, że ewolucja jest dość przykra. A swoją drogą, jak pan sądzi, co w ewolucji jest najgorsze?

– Nie wiem. Proszę powiedzieć.

– Najgorsze jest to, że nie mamy prawa wyboru. Na ewolucję nie możemy się zgodzić, nie możemy też jej zapobiec. To coś takiego jak powódź, lawina, trzęsienie ziemi. Nie wiadomo, kiedy przyjdzie, a jak już przyjdzie, nie ma ratunku.