W ostatnich dniach almuadem sypiał twardo, z pewnością musiał go obudzić, jeśli w ogóle pozwolił mu zasnąć, zgiełk miasta żyjącego w stanie pogotowia, z uzbrojonymi ludźmi wspinającymi się na wieże i blanki, podczas gdy zgromadzony na ulicach i rynkach lud nie milknie, pyta, czy już nadciągają Frankowie i Galisyjczycy. Drżą o swoje życie i dobra, to oczywiste, ale najbardziej strapieni są ci, którzy musieli porzucić swoje domy po tamtej stronie murów, na razie bronione przez żołnierzy, ale niechybnie właśnie tam rozpoczną się pierwsze potyczki, jeśli taka będzie wola Allacha, niech będzie pochwalony, a nawet jeśli zwycięży Lizbona, z dostatniego i kwitnącego przedmieścia pozostaną tylko ruiny. Z wysokości almadeny głównego meczetu jak co dzień almuadem wydał swój dojmujący krzyk, wiedząc, że nikogo już nie obudzi, co najwyżej będą spać niewinne dzieci, i inaczej niż zwykle, kiedy w powietrzu jeszcze rozbrzmiewa ostatnie echo wezwania do modlitwy, natychmiast jego uszu dobiega szmer modlącego się miasta, rzeczywiście nie musiał budzić się ze snu ten, kto ledwie zmrużył oczy. Jest przepiękny lipcowy poranek, wieje lekka i delikatna bryza, a jeśli doświadczenie nie wprowadza nas w błąd, będzie dziś gorący dzień. Po modlitwie almuadem przygotowuje się do zejścia, gdy nagle z dołu podnosi się zgiełk tak bezładny i straszliwy, że almuadem w jednej chwili myśli, że wieża wali się w gruzy, w drugiej, że przeklęci chrześcijanie przypuszczają szturm na mury, żeby na koniec zrozumieć, że to okrzyki radości wybuchają ze wszystkich stron i tworzą nad miastem jakby aureolę, teraz może powiedzieć, iż poznał światło, jeśli powoduje ono w oczach tego, który widzi, efekt, jaki powstał w jego uszach na skutek tych euforycznych dźwięków. Jaki jest jednak ich powód? Może Allach poruszony płomiennymi modlitwami ludu wysłał swe anioły śmierci, Munkara i Nakira, żeby zniszczyli chrześcijan, może zrzucił na flotę krzyżowców niemożliwy do ugaszenia niebieski ogień, może ziemski król Ewory powiadomiony o niebezpieczeństwie grożącym jego braciom w Lizbonie wysłał umyślnego z wiadomością, Wytrzymajcie przeklętych, bo moje alentejańskie wojska już są w drodze, mówi tak, bo wojsko przychodzi zza Tagu [4], co przy okazji dowodzi, że zanim pojawili się Portugalczycy, istnieli już Alentejanos. Ryzykując obicie kruchych kości na schodach, almuadem żwawo schodzi po ciasnej spirali i kiedy pojawia się na dole, zwala go z nóg zawrót głowy, to biedny starzec, który znowu chce się zapaść pod ziemię lub tylko nam się tak zdaje, bo opieramy się na znanych faktach z przeszłości, teraz widać, że cały jego wysiłek jest skierowany raczej na powstanie, pyta ciemności dookoła, Co się stało, powiedzcie mi, co się stało. W następnej chwili jakieś ramiona pomagają mu wstać, młody i silny głos niemal krzyczy, Krzyżowcy odpływają, krzyżowcy odpływają. Wiara i wzruszenie zginają kolana almuadema, ale wszystko w swoim czasie, Allach nie będzie miał mu za złe, jeśli należne podziękowania odwloką się odrobinę, najpierw niech się szerzy radość. Dobry samarytanin podniósł starca z ziemi i ostatecznie postawił go na nogi, poprawił mu turban, który rozwiązał się z powodu wstrząsów przy schodzeniu i upadku i powiedział, Niech pan przestanie, chodźmy na mury zobaczyć, jak uciekają niewierni, to ci dopiero słowa, nie są świadomie złośliwe, można je wyjaśnić tylko tym, że ślepota almuadema nie rzuca się w oczy, proszę zwrócić uwagę, patrzy na nas, to znaczy ma oczy zwrócone w naszym kierunku, a nie może nas zobaczyć, jakie to smutne, trudno uwierzyć, że taka czystość i przejrzystość źrenic jest zewnętrzną powłoką absolutnej ciemności. Almuadem unosi ręce i dotyka nimi oczu, Aleja nie widzę, w tej chwili mężczyzna rozpoznaje go, Ach, jesteś almuademem, i lekko się od niego odsuwa, a jednak po chwili zmienia zdanie, To nie ma znaczenia, chodź ze mną na mury, wszystko ci opowiem, tak piękne przykłady zachowania jak ten zwykliśmy nazywać chrześcijańskim miłosierdziem, co po raz kolejny dowodzi, jak bardzo słowa są ideologicznie zdezorientowane. Mężczyzna utorował sobie przejście pomiędzy ciżbą tłoczącą się przy schodach prowadzących na blanki, Zróbcie przejście almuademowi, zróbcie przejście, bracia, prosił, i ludzie odsuwali się i uśmiechali z czystej miłości braterskiej, ale żeby nie wszystko było różowe albo dlatego, że nie wszystko jest różowe, znalazł się tam niedowiarek, który zakwestionował dobry uczynek, oczywiście nie miał odwagi pokazać twarzy, ale rzucił z tyłu, Patrzcie, jaki cwaniaczek, chce się wcisnąć, a almuadem świadom tego, że tak nie jest, odezwał się w kierunku głosu, Niech Allach ukarze cię za twą potwarz, i Allach musiał na serio zająć się tą sprawą, bo oszczerca zginie jako pierwszy w oblężeniu Lizbony, wcześniej jeszcze niż którykolwiek z chrześcijan, co wiele mówi o gniewie Najwyższego. Weszli więc na górę starzec i jego opiekun, tak samo ostrzegając i prosząc, zawsze dobrze przyjmowani, mogli zająć miejsce w najlepszej loży, z widokiem na zatokę, szeroką rzekę, ogromne morze, ale to nie wielkość sprawiła, że mężczyzna wykrzyknął, Och, jak wspaniale, a zaraz potem dodał, Almuademie, użyczę ci moich oczu, abyś mógł zobaczyć to, co ja widzę, flota krzyżowców odpływa w dół rzeki, woda jest taka gładka i błyszcząca, jaką tylko ona może być, i cała błękitna, w kolorze przykrywającego ją nieba, wiosła rytmicznie wznoszą się i opadają, okręty wyglądają jak stado ptaków, które piją, przelatując nisko nad wodą, dwieście wędrownych ptaków, które nazywają się galerami, pinasami, galliotami i nie wiem, jak jeszcze, bo jestem człowiekiem lądu, nie morza, i płyną szybko, gdyż niosą je wiosła i odpływ, z jego to powodu wcześnie wstali i już są w drodze, teraz te z przodu pewnie wyczuły wiatr, stawiają żagle, ach, jakże wspaniale by to wyglądało, gdyby były białe, dziś jest święto, almuademie, tam, po drugiej stronie, machają nasi bracia z Almady, są tak radośni jak my, także ocaleni z woli Allacha, Najwyższego, Miłościwego, Wiecznego, Żywego, Pocieszyciela, Łaskawcy, dzięki Jego łasce oddalone zostało zagrożenie ze strony tych psów właśnie wychodzących w morze, są krzyżowcami, a więc niech zostaną ukrzyżowani, oby zginęło razem z nimi i poszło w zapomnienie piękno ich odejścia i niech Malik, strażnik piekła, zawsze już ich karze. Uderzyli w dłonie słuchający tego ostatniego przekleństwa, wszyscy oprócz almuadema, nie żeby się nie zgadzał, ale dlatego, że za pierwszym razem spełnił już swą funkcję strażnika moralności, kiedy poprosił o karę dla nieufnego i bezczelnego, źle by wyglądało, gdyby ponownie zaczął rozdzielać przekleństwa ktoś, kto zawodowo zajmuje się zwoływaniem na modlitwę bratniej społeczności, poza tym karanie raz dziennie to i tak za dużo dla zwykłego śmiertelnika, a nie wiemy, czy sam Bóg uniesie tak wielką odpowiedzialność przez całą wieczność. Z tego powodu almuadem nie odezwał się słowem, ale też z innego, bo był ślepy i nie wiedział, czy były powody do bezgranicznej radości, Wszyscy odpłynęli, zapytał, a kompan, po chwili potrzebnej na sprawdzenie, odpowiedział, Okręty odpłynęły, tak, Lepiej powiedz, co jeszcze widzisz oprócz okrętów, Na brzegu, nad zatoką jest jakichś stu, którzy zeszli na ląd, idą w stronę obozu Galisyjczyka, niosą ze sobą broń i bagaże, stąd niełatwo ich policzyć, ale nie ma ich więcej niż stu. Jeśli ci zostali, powiedział almuadem, to znaczy, że albo zrezygnowali z wyprawy ot tak sobie i zamienili swoje ziemie na te, albo skoro szykuje się oblężenie i wojna, będą z Ibn Arrinque, kiedy stanie przeciw nam, Myślisz almuademie, że z tak niewielkim wojskiem i z tymi nieznacznymi posiłkami Ibn Arrinque, niech będzie przeklęty on i wszyscy, którzy zrodzą się z jego krwi, będzie oblegał Lizbonę, Raz już próbował i nie powiodło mu się, teraz pewnie chce pokazać, że ich nie potrzebuje, a ci będą mu służyć za świadków, Powiadają szpiedzy, że Galisyjczyk nie ma nawet dwunastu tysięcy wojska, nie wystarczy, żeby otoczyć miasto i nacierać na nie, Może nie, chyba że weźmie nas głodem, Czarno widzisz przyszłość, almuademie, To prawda, jestem ślepy. W tej samej chwili jakiś inny człowiek, który tam z nimi stał, wyciągnął rękę, wskazał coś, Jest jakiś ruch w obozie, odchodzą Galisyjczycy, A jednak się pomyliłeś, powiedział towarzysz almuadema, Będę wiedział, że się pomyliłem, kiedy mi powiesz, że w całej okolicy nie widać ani jednego chrześcijańskiego żołnierza, Zostanę tu, żeby patrzeć, a później przyjdę do meczetu, by ci o tym powiedzieć, Jesteś dobrym muzułmaninem, niech Allach da ci w tym i w wiecznym życiu nagrodę, na którą zasłużyłeś. Powiedzmy z wyprzedzeniem, że raz jeszcze Allach wysłuchał prośby almuadema, bo co się tyczy życia na tym świecie, wiemy, że ten, którego niezbyt szczęśliwie nazwaliśmy dobrym samarytaninem, będzie przedostatnim Maurem poległym podczas oblężenia, a co do życia wiecznego, możemy jedynie mieć nadzieję, że ktoś lepiej poinformowany przyjdzie nam powiedzieć o tym, jaka to była nagroda i za co. My natomiast wykorzystamy okazję, żeby udowodnić, iż nie jesteśmy gorsi w spełnianiu dobrych uczynków, filantropii i braterstwie, teraz, gdy almuadem zapytał, Kto mi pomoże zejść po schodach.

вернуться

[4] Tag to po portugalsku Tejo (wym. teżu), a ziemie położone na południe od tej rzeki noszą nazwę Alentejo (wym. alenteżu), czyli poza Tagiem (przyp. tłum.).