Изменить стиль страницы

– Mówisz to samo, co Ebahlom…

– To samo usłyszałam od rodziców.

– Najprościej będzie trafić do Kościoła przez twoją wspólnotę.

– Nie da się. Przecież wiesz, że jest zakaz zgromadzeń religijnych. Religia jest sprawą wyłącznie prywatną. Ojciec przekazał mi tylko adres z Cambridge, gdzie wcześniej mieszkaliśmy. Już nieaktualny.

Wieczorem właściciel zgłosił się po należną mu kwotę pieniędzy.

– Wydałem wszystko na ślub, panie Koring. Mogę panu zapłacić dzisiaj pięćdziesiąt dwa tysiące – dwadzieścia jako zastaw i trzydzieści dwa jako ratę czynszu. Resztę, czyli sześćdziesiąt cztery tysiące oddam w dwóch kolejnych miesiącach po trzydzieści dwa tysiące,; plus osiemnaście tysięcy procentu dla pana, czyli dwa razy po pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Może pan to zaakceptować albo nas wyrzucić od razu. Wtedy straci pan czynsz przynajmniej za miesiąc, bo trudno będzie znaleźć lokatora tak w środku semestru – wyrzucił z siebie jednym tchem Graham. Koring chwilę milczał, coś tam rachował w pamięci. Procent zaproponowany przez Grahama był bardzo wysoki: osiemnaście od trzydziestu dwóch tysięcy, to była roczna, a nie miesięczna stopa kredytowa. Właściwie mógłby w lombardzie uzyskać pożyczkę na korzystniejszych warunkach, ale nie miał czego oddać pod zastaw.

– Dobrze – odpowiedział Koring. – Zgadzam się na to, ale biorę pod zastaw telewizor, lampę z biurka i te trzy fotografie – wskazał na rodzinne fotografie w ramkach, stojące na biurku. – Do pierwszej raty. Po pierwszej racie zwrócę wszystko, a tylko zatrzymam telewizor do wpłacenia drugiej raty.

Musieli, się zgodzić.

– Cholerny złodziej, zrobił na zakwaterowaniu mnie świetny interes, a na dodatek będzie zużywał nasz telewizor i wyświecał żarówkę – warknęła Agries, gdy Koring wyszedł, taszcząc łup. – Będziemy musieli – palić żarówkę na suficie. Podskoczy rachunek za prąd – Chociaż, świnią mógł nie brać zdjęć. Telewizora i tak nie oglądali już od dawna.

Program wypełniały wyłącznie reklamy, sport i tasiemcowe, idiotyczne seriale. Jeśli ktoś potrafił jeszcze myśleć, oglądanie tego chłamu było nie do wytrzymania.

XIX

Telefon do kościoła podsunął Grahamowi Heevers. Wprawdzie przekazywanie adresu wspólnoty religijnej było karalne, ale Heevers miał zaufanie do Grahama i zaryzykował.

Zgadali się o tym przy kapuście, gdy sprawa ślubu Grahama zaczęła robić się znana… Tym bardziej że zgodnie z oczekiwaniami ustawa wprowadzająca zakaz małżeństw mieszanych została wniesiona pod obrady parlamentu w poniedziałek i bardzo szybko została zatwierdzona. Motywowana była ochroną genetyczną ludzkości, w uzasadnieniu powoływano się na badania statystyczne profesora Zuda Zuriaqu z Uniwersytetu Maratheon. Jeśli emigranci sami twierdzą, że wymierają, to tym gorzej dla nich!

Uchwalenie ustawy spowodowało ustanie fali zamieszek i napaści.

Usatysfakcjonowani nieznani sprawcy przestali bić, gwałcić czy zabijać. Tylko Komitet Obrony i Czujności nadal regularnie się zbierał. Krążyły słuchy, że ostatnio komitet ogranicza się do picia kawy i jedzenia placków owsianych na koszt uniwersytetu, ponieważ stał się oficjalną agendą uczelni. Istnienie takich komitetów przy każdej instytucji gwarantowała ustawa.

Kościół urządzono w wynajętym, małym, prywatnym domu, niczym nie odróżniającym się od setek podobnych. Zakaz propagandy religijnej jasno mówił: miejsca kultu nie mogą rzucać się w oczy. Już dawno zburzono wszystkie świątynie nie przedstawiające wartości zabytkowej.

Przyjął ich urzędnik rządowy opłacany ze składek wiernych. Nie zniechęcał ich, ponieważ propaganda antyreligijna również była zabroniona, lecz podsunął bardzo długie formularze do wypełnienia. Należało wypełnić wiele drobiazgowo sformułowanych rubryk.

– Po co to wszystko? – zapytała Agnes. – My po prostu chcemy zawrzeć ślub.

– To najniezbędniejsze formalności sprowadzone do minimum. Chodzi o wykluczenie możliwości wywierania nacisku na kogoś z państwa – powiedział urzędnik.

– To dałoby się poznać po tym, co napisaliśmy w ankiecie? – zapytała Agnes.

– Mniej więcej. Tu mam taką siatkę – przyłożył misternie powycinany kartonik do ankiety. – Niektóre kombinacje odpowiedzi mogą sugerować, że na kogoś z państwa wywierany jest nacisk. W takim przypadku para kierowana jest najpierw do psychologa.

– O, w pani przypadku są pewne wątpliwości – zamyślił się.

– Czy oznacza to, że odmawia pan zawarcia przeze mnie ślubu? – powiedziała zdecydowanie Agnes. – Związek formalny został już zawarty, a to jest związek zwyczajowy i nie dotyczy go ustawa zakazująca małżeństw mieszanych.

Graham spojrzał na nią z podziwem.

– Oczywiście, że nie – wycofał się urzędnik.

Sparzył sobie skurwiel łapy – pomyślał z satysfakcją Graham:

– Proszę przyjść za miesiąc, za dwa i za trzy, aby potwierdzić swoją wolę – urzędnik wypełniał jakieś swoje papiery.

– Pań żartuje! – wyrąbał Graham. – My przyszliśmy, żeby zawrzeć ślub teraz, nie za kilka miesięcy. To jest utrudnianie dostępu do czynności religijnych. Podlega zaskarżeniu jako propaganda antyreligijna.

– To jest zwykła procedura, panie profesorze Graham – powiedział urzędnik, patrząc w papiery. – Wypracowana przez dziesiątki lat praktycznego stosowania ustawy, powinien pan to wiedzieć, pracując na uniwersytecie. Zdziwiłby się pan, wiedząc, jak mało par wraca po tym miesiącu czy dwóch…

– Musi być jakiś tryb przyspieszony, jeśli jedna z osób jest nieuleczalnie chora i musi umrzeć…

Urzędnik podniósł znad okularów wodniste, nieprzyjemne oczy.

– Czy rzeczywiście taki przypadek zachodzi?

– Tak. Chodzi o mnie. Ja mogę umrzeć w każdej chwili – powiedział Graham, a Agnes spojrzała na niego i pobladła.

Urzędnik dał się przekonać bez okazywania świadectwa lekarskiego, zresztą Graham był w stanie łatwo wydębić takie zaświadczenie od Turpicka z wydziału medycznego. Udało się przyspieszyć datę ślubu – za trzy dni, to była najlepsza możliwość.

– Graham, nie powiedziałeś mi wszystkiego – rzekła, gdy wyszli z kościoła. – Co ci dolega?…

– Nie wiem. Każdy z nas może umrzeć w każdym momencie. Nie kłamałem – wzruszył ramionami.

XX

Trzy dni później wszystko odbyło się jak trzeba. Był ksiądz. Zostali małżeństwem.

Urzędnik nawet się nie pojawił. Widocznie jego rola skończyła się wcześniej.

Od tego momentu sprawy nabrały przyspieszenia. Okazało się, że Uniwersytet w Maratheon musi zmniejszyć liczbę zatrudnionych profesorów i studentów o jedną czwartą.

Wiązało się to z nieoczekiwanym, dodatkowym okrojeniem budżetu. Za utrzymanie dodatkowych trzydziestu sześciu tysięcy obywateli, którzy właśnie przylecieli z kosmosu, musiał zapłacić budżet państwa. Spowodowało to obcięcie innych wydatków.

Powstała komisja weryfikacyjna w przyspieszonym tempie przeglądała dokumenty pracowników.

Graham wraz z innymi kolegami piątej rangi wezwany został w kolejności alfabetycznej.

W skład komisji wchodzili rektorzy wszystkich rang, dwóch przedstawicieli rady naukowej uniwersytetu, trzech facetów z zewnątrz: dwóch z Akademii Naukowej, jeden z rządu – jakiś senator niższej rangi.

Poprosili Grahama, żeby usiadł.

Od razu wywlekli sprawę petycji. Blauburg, rektor trzeciej rangi, który referował sytuację naukową i finansową Grahama, dokładnie wyliczył, ile czasu pracy naukowej stracił Graham na siedzenie przy petycji. Obliczenie było dokładne i pozostało tylko się zgodzić;

Graham nie próbował argumentować, że jego praca nie polega na odsiadywaniu godzin na krześle, lecz na myśleniu. Uważał, że wysiadywanie krzesła może być pomocne w badaniu odporności tkanin na ścieranie, a nie w badaniach fizykochemii powierzchni metalicznych, ale z pierdami nie było dyskusji…

Blauburg kłapał zębami, błyskał białkami oczu i czerwieniał na twarzy w trakcie mówienia. Sprawiał wrażenie, jakby chciał odgryźć ofierze ucho.