– Odszczekaj, bo ci flaki wypruję!
– Ty? Nie tacy próbowali.
– Kto jest z kim? – dopytywał się Semen. W dziesięć sekund później zaczęło się istne pandemonium. Jakub, rycząc jak kastrowany knur, porwał krzesło, na którym dotąd siedział i zaczął kruszyć na maczugę, waląc nim w ścianę. Menel wolno wycofał się w stronę swoich kumpli. Tomasz zdjął marynarkę i wszyscy zobaczyli, że jest w pasie owinięty łańcuchem krowiakiem. – Odszczekaj – zawył egzorcysta.
– Wała! Jakub wydał z siebie bojowy okrzyk i runął na wroga. Kumple, wywijając różnoraką bronią, ruszyli za nim. Noga krzesła zderzyła się ze stołem podniesionym przez silny kop do pozycji pionowej. Puste butelki zabrzęczały, roztrzaskując się na podłodze. Tomasz, wywijając łańcuchem i wyjąc, wskoczył na inny stół i z góry atakował uchańczyków, ci nie pozostali mu dłużni. Celnie rzucona butelka wybiła mu kilka zębów. Semen przebijał sobie drogę pięściami. Mimo setki na karku, nic nie stracił z dawnego kunsztu. Wódz uchańczyków oderwał mocnym szarpnięciem nogę od stołu, przy którym akurat się znalazł i wywijając w powietrzu młynki, rzucił się na wrogów. Roztrzaskiwały się butelki i lampy. Ajent ukrył się za barem i klął w bezsilnej wściekłości. Gdyby mieszkał w Ameryce, miał by tam zapewne obrzyna lub telefon komórkowy. Ale to była Polska, dlatego miał jedynie siekierę. A ich było tylu… Wycie Jakuba stało się straszne. To już nie był spokojny wiejski chłopek – roztropek. To wódz hordy pitekantropów, atakował hordę neandertalczyków. Alkohol i szał bitewny w jednej chwili zerwały z niego całą cywilizowaną otoczkę. Wargi cofnęły mu się, uwidaczniając zęby. Ach gryźć, szarpać, rwać… Starli się wreszcie, on i menel. Dwa opętane żądzą krwi małpoludy. Spletli się w potężnym uścisku i miotali, waląc sobą o ściany. W którymś momencie trafili na drzwi. Lichy, socjalistyczny produkt nie wytrzymał uderzenia dwu ciał. Drzwi wypadły ze ściany razem z futryną i obaj zapaśnicy stoczyli się po schodkach na chodnik. Gdy oprzytomnieli, stało nad nimi trzech rosłych milicjantów. No to zapraszamy do naszego hotelu za kratkami – powiedział posterunkowy Birski. Dwadzieścia minut później na komendzie praktykant Rowicki wypełniał rubryki formularza, tworząc spis przedmiotów, skonfiskowanych uczestnikom zajścia. Zawartość kieszeni egzorcysty przedstawiała się wedle tego następująco: – Moneta żółta, okrągła, z napisem Twenty Dolars szt. l
– Chustka do nosa papierowa szt. l /używana/.
– Szklana fifka do papierosów /stłuczona/.
– Portfel męski /pusty/ szt. l
– Linka hamulcowa z pętlą na końcu szt. l
– Otwieracz do butelek /radziecki/.
– Klucz płaski z napisem "Genewa Credit Suisse".
– Order żółty, w kształcie gwiazdy, ze srebrną głową Lenina…
Lenin 2
Coś przetrwało w ponurym, betonowym lochu na piątym poziomie piwnic wyrytych pod Kwaterą Główną KGB panował wieczny półmrok. Dwa rzędy stalowych drzwi zaopatrzonych w zamki szyfrowe broniły tajemnic zbyt strasznych, by mogła poznać je klasa robotniczo-chłopska. To tutaj zapadały decyzje o kierunkach rozwoju ludzkiej cywilizacji. To tutaj testowano nowe, śmiercionośne bronie, które niebawem posłużyć miały umacnianiu światowego pokoju. Tu wreszcie prowadzono śmiałe eksperymenty naukowe, których wyniki zrewolucjonizować miały wszystkie gałęzie nauki. Za stalowymi drzwiami setki dzielnych agentów KGB pracowało w pocie czoła nad tym, by służyć i chronić szczęśliwą wyspę wolności i dobrobytu, nieustannie atakowaną ze wszystkich stron przez kapitalistycznych krwiopijców. Tu wreszcie w piwnicach wysypanych trocinami ginęli z przekleństwem na ustach najwięksi wrogowie postępowej ludzkości. Cały kompleks był oczywiście ściśle tajny. Co kilkanaście metrów na korytarzach stali dumnie wyprężeni wachmanii pilnujący, aby żaden szpieg nigdy nie wdarł się w te tunele… Ale było miejsce jeszcze bardziej tajne. Na końcu jednego z lochów znajdowały się stalowe drzwi zaopatrzone w tabliczkę Wydział XIKGB. Przed tymi właśnie drzwiami stanęli dwaj ludzie w mundurach bez dystynkcji. Generał Kałmanawardze zastukał. Szczęknęła klapa judasza. Wartownik stojący po drugiej stronie drzwi zlustrował ich posępnym spojrzeniem i rozpoznawszy zwierzchnika, niechętnie wpuścił do środka. Weszli, a drzwi z grobowym łoskotem zatrzasnęły się za ich plecami. Wachman zasalutował jak automat. – Towarzyszu generale posłusznie melduję, że podczasmojej służby, w strzeżonym obiekcie nie zaszły… – Spocznijcie, spocznijcie – dobrodusznie powiedziałgenerał. Wartownik oparł dłoń na kolbie pistoletu maszynowego.
– A to, to kto? – zlustrował spojrzeniem drugiego przybysza. – Pułkownik Tichobzdiejew – przedstawił się drugi z gości, wyjmując z kieszeni legitymację. – Wydział Badawczy GRU. Wachman obejrzał legitymację z głębokim zdziwieniem.
– Co to jest GRU? – zapytał generała.
– Radziecki wywiad wojskowy – wyjaśnił mu zwierzchnik. – Nigdy nie słyszałem nazwy GRU – mruknął strażnik
– To dlatego, że ta nazwa jest ściśle tajna – wyjaśnił przybysz. – Tak jest – zasalutował wachman. – Zaraz, jeśli jestściśle tajna, to ja nie powinienem o tym wiedzieć…Słusznie – mruknął generał, strzelając mu między oczy.Ciało chlapnęło na podłogę, prawie dokładnie wpasowując się w narysowaną kredą sylwetkę.
– No i kurcze znowu nie wycelowałem – generał zawiedziony porównał kontur z nieboszczykiem. – Widzę, że dbacie tu o zachowanie tajemnicy państwowej – w głosie pułkownika zabrzmiał głęboki szacunek.Staramy się – generał uśmiechnął się z zażenowaniem.Nie przywykł do pochwał.
– I za każdym razem tak? – gość wskazał leżące na betonie ciało.Nas mnogo… Wyjął z kieszeni telefon i wystukał jakiś numer.Oficer rozprowadzający? Witajcie towarzyszu. Potrzeba pilnie uzupełnienia, wydział jedenasty, sektor alfa.Był wypadek przy pracy… Co? Tak, tak jak zwykle. Przypadkowe usłyszenie tajemnicy państwowej zakończone samobójstwem. Rozłączył się. Ruszyli długim, betonowym korytarzem. Niebawem zatrzymali się przed solidnymi drzwiami pokrytymi warstwą farby antykorozyjnej. Generał wpuścił w szczelinę czytnika kartę magnetyczną i wystukał kod.Widzę, że macie tu całkiem nowoczesne urządzenia zauważył Pułkownik. A tak, nasi chłopcy rąbnęli w Japonii całego tira. Miał być z bronią, okazało się, że elektronika, ale przecież też się przyda… Wreszcie drzwi ustąpiły. Weszli do sporej piwnicy. Zaraz koło wejścia siedział bardzo spasiony wachman. Na widok wchodzących poderwał się i zasalutował. – Posłusznie melduję, że podczas mojej warty na terenie chronionego obiektu… – Spocznij – powiedział dobrodusznie generał – i odmaszeruj, poczekasz za drzwiami… Zatrzasnął stalowe wrota. Zostali sami. A zatem – Kałmanawardze pstryknął przełącznikiem – Oto nasze osiągnięcie. Pod sufitem zapłonęły świetlówki. Ich blask wydobył z ciemności całe pomieszczenie. Pośrodku przykręcone do podłogi stało krzesło. Na krześle siedziała dziewczyna w diademie na głowie. Miała na sobie suknię z jedwabiu morelowego koloru, ozdobioną przy kołnierzu i mankietach koronkami. Dziewczyna została przywiązana do krzesła bardzo dużą ilością konopnego sznura. Usta zaklejał jej tandetny plaster. Dziewczyna usiłowała wrzeszczeć, ale knebel trzymał mocno. Pułkownik obejrzał ją sobie z zainteresowaniem.Wygląda jakby się z filmu urwała – powiedział. Ubrana jak strach na wróble, ładniutka jak aktoreczka… A więc towarzyszu Tichobzdiejew macie przed sobą prawdziwą księżniczkę – oświadczył generał z zadowoleniem. – Coś podobnego – zdumiał się pułkownik – Jakim cudem się uchowała. Po siedemdziesięciu latach władzy radzieckiej… Aż strach pomyśleć, że przez całe lata piła krew naszych robotników i chłopów… – To nie nasza. U nas takie dawno wytępiono, musieli chłopcy za granicą łowić… – Rozumiem – mruknął przybysz. – To znaczy nie rozumiem. Po co nam ona?Zaraz zobaczycie – uśmiechnął się generał.Podszedł do leżącego na stoliku interkomu i wystukał sekwencję szyfru.