Krystyna Siesicka
Zapałka Na Zakręcie
Pokój był starannie sprzątnięty, wywietrzony, łóżka przygotowane na noc bieliły się świeżutką pościelą. I nagle poczułam się tak, jakbym nigdy nie wyjeżdżała z Osady! Widocznie mama i Ala odniosły podobne wrażenie, bo wszystkie trzy spoglądałyśmy na siebie z wyczekującymi uśmiechami. Mama odezwała się pierwsza:
– No co? Zupełnie jak w domu?
– Mamo! – Alusia z rozmachem cisnęła swoją walizkę na krzesło. – Jak to cudownie, że znowu tu jesteśmy! Jak to cudownie!
Podbiegła do okna i otworzyła je na całą szerokość.
– Spójrzcie!
– Komary! – krzyknęłyśmy z mamą jednocześnie. Nie mogłyśmy się jednak oprzeć. Komary komarami, ale warto było chociaż przez chwilę popatrzeć. Dom stał na niewielkim wzniesieniu, tak że z okna naszego pierwszego piętra widać było dachy niżej położonych budynków i oświetloną ulicę Kościelną.
– Popatrzcie! Na Kościelnej założyli jarzeniówki! – spostrzegła Alka. – Och, jaka jestem ciekawa, co tu się jeszcze zmieniło przez ten rok! Mamo, ja jutro wstaję skoro świt i natychmiast ruszam w przyrodę!
– Dobrze będzie, jeżeli obudzisz się o dziewiątej! – zwątpiłam.
– A zobaczycie!
– Zobaczymy! Na razie zamykajcie okno, musimy się trochę rozładować – zarządziła mama.
– Ale będziemy spały przy otwartym? – upewniała się Alka wyciągając z walizki nasze piżamy. – Ach, żeby ta noc prędzej minęła!
Rozległo się pukanie do drzwi. Weszła nasza gosposia niosąc na tacy trzy szklanki gorącej herbaty. Spojrzała z niepokojem na mnie i na Alusię, wyraźnie bała się, że znowu zaczniemy gnieść ją i dusić, tak jak to było przed chwilą, kiedy spontanicznie witałyśmy się na dole.
– Potrzeba coś jeszcze? – zapytała.
– Dziękuję! – odparła mama. – Wypijemy herbatę i zaraz idziemy spać! Jestem wykończona podróżą.
– Ja właśnie widzę, że pani mizernie wygląda. Za to panienki podrosły przez zimę, zupełnie bym nie poznała! Oj, leci ten czas, leci! Jak pani pierwszy raz tu przyjechała, Alusia miała osiem lat, a panna Mada dwanaście!
– Mada miała jedenaście, gosposiu! – sprostowała mama z wrodzoną sobie dokładnością. – To przecież było sześć lat temu!
– Prawda, że to szósty raz pani u mnie wynajmuje. Ileż ta Alusia potrafi zjeść jajek na twardo – zdumiała się gosposia – odkąd przyszłam tu z herbatą, połknęła trzy!
– Po drodze zjadła pięć!
– Ale też i wygląda dobrze! A panna Mada… – gosposia przyjrzała się uważnie – oj, panna Mada to się dopiero zmieniła, nie ta sama, co w zeszłym roku! Ale wyszczuplała!
– A naszych znajomych już ktoś przyjechał? – nie wytrzymała Alka.
– Pewno! Ci z Białegostoku już są! Ci z dwiema dziewczynkami, wie Alusia?
– Marianna i Ela!
– No! To one już są i ci, co przy gospodzie wynajmują panna Mada zaraz będzie wiedziała, ten chłopak, który w zeszłym roku nogę złamał. Tomek chyba?
– Tomek.
– I te panienki, co to panna Mada z nimi zawsze… Misia i Ewa! Też je wczoraj widziałam. O, jakie damy się z nich porobiły! Fryzury mają jak jakie aktorki! A do mnie do tego pokoju na dole, to już przyjechali w zeszłym tygodniu… – gosposia ściszyła głos i nachyliła się w stronę mamy – ale powiadam pani, takie jakieś ważne państwo! Nawet do człowieka nie zagadają. Córkę mają szesnaście lat, a coraz inna sukienka, buciczki, bluzeczki, swetereczki. Wcale mi się nie zdaje, żeby to było dla naszych panienek towarzystwo.
– Będą miały swoje!
– Ja też tak myślę! Zawsze stare znajomości najlepsze, bo zaraz wiadomo kto i co, prawda? A ten Tomek, to on już u mnie był. Przyszedł dowiedzieć się, czy panie przyjechały. No, ja tak sobie gadu, gadu, a wy na pewno śpiące!
Gosposia zabrała puste szklanki.
– Mleko już zamówiłam, bułeczki przyniosę z samego rana. Pomyślałam sobie, że pani będzie chciała jak zawsze?
– Tak, pani gosposiu! Na pewno będzie dobrze!
Ja nie byłam tego pewna. Więc Tomek już tu był… dowiadywał się… Boże! Przecież nie o mamę i nie o Alę! Dowiadywał się o mnie.
Pilno nam było do łóżek, każdej z innego powodu. Mama była zmęczona. Ala chciała jak najprędzej usnąć, żeby spokojnie doczekać rana. Ja musiałam pomyśleć. Przez otwarte okno wiała ku nam letnia noc. To dziwne, przyjechałam do Osady szósty raz, ale każdy przyjazd był inny. Każdy! Oczywiście – najprostsze pierwsze trzy. Szczenięca radość i nic więcej. Tylko przyczyny radości były różne. Za pierwszym razem cieszyła mnie perspektywa swobody, za drugim – powrotu w to miejsce, które zdążyłam polubić. Za trzecim razem cieszył mnie fakt, że spotkam znowu swoją Miśkę – nie widzianą przez rok! Później, tak jak Alka teraz, szalałam ze szczęścia, że wreszcie dobrnęłam do wakacji, do Osady, do Miśki, do wszystkiego. Do wszystkiego, właśnie… Pod pojęciem "wszystko" mieściły mi się już pewne treści, których nie umiałam dobrze zróżnicować. Były to jakieś przeczucia, oczekiwania nie tylko na dobrą pogodę. I wreszcie przyjazd zeszłoroczny. Przy pakowaniu uważniej dobierałam sukienki, wsunęłam do walizki klipsy do zakręcania włosów, z marszczonej bibułki zrobiłam sobie fantazyjny, czerwony kapelusz. Cieszyłam się perspektywą spotkania z Miśką i z resztą naszej paczki. Na trzy dni przed wyjazdem dostałam zwariowany list od Tomka. Wcisnęłam do walizki jeszcze jedną spódnicę.
A dziś? Z mojej twarzy znikła już dawno zeszłoroczna opalenizna. Tak samo wyblakło uczucie do Tomasza. Wystarczy jednak kilka dni słońca i znowu cera nabierze złocistej barwy, a co z miłością?
Długo nie mogłam usnąć i następnego ranka obudziłam się bardzo późno. Alki nie było w pokoju, mama układała nasze rzeczy w szafie. Na stole pod lustrem stały już letnie rekwizyty: olejek do opalania, krem sombrero, krem nivea… Mama uwijała się pomiędzy szafą a walizkami ubrana w spodnie i kolorową bluzkę, włosy miała przytrzymane szeroką, białą opaską. Zawsze wydawała mi się bardzo ładna, teraz jednak szczególnie uderzył mnie jej wdzięk, taki wyraźny pomimo znużenia!
Nasz ojciec kochał mamę przez całe siedem lat, a potem zostawił, niefrasobliwie dorzucając do jej pięknych wspomnień o sobie – Alusię i mnie. Doprawdy nie nasza w tym wina, że mama musiała tak bardzo się męczyć, aby pchać jakoś ten swój koślawy wózek, który miał tylko trzy kółka, bo czwarte zerwało się przy jakimś wzniesieniu i potoczyło po zboczu, nie ciekawe, co stanie się z resztą pojazdu!
Kochałyśmy mamę bardzo. Alusia spontanicznie, hałaśliwie, a jednocześnie zupełnie po prostu. Ja kochałam mamę okrężnymi drogami.
– Jak się masz, siostrzyczko! – zawołałam siadając na łóżku.
– Alusi nie ma. Poszła w przyrodę! – roześmiała się mama.
– Ależ ja do ciebie mówię, mamo! Wyglądasz na moją młodszą siostrę!
– Nie opowiadaj! Jak spałaś i nikt mnie nie widział, liczyłam zmarszczki na swojej twarzy. Którą sukienkę chcesz włożyć, Mada? Zostawiłam ci tę niebieską, resztę powiesiłam w szafie. Ale może wolisz inną? Zjedz prędko śniadanie, pośpiesz się!
– Dlaczego mam się spieszyć? Przecież są wakacje, mamo!
– Był tu Tomek. Nie chciałam cię budzić, więc rozmawiałam z nim tylko tak, przez drzwi. Prosił, żebym ci pozwoliła przyjść na dziesiątą pod "Parasole". Wszyscy wasi mają tam być. Więc decydujesz się na niebieską czy mam ją schować?
– Na nic się nie decyduję, mamo! W ogóle nie wiem, czy pójdę pod te "Parasole"…
– Oszalałaś chyba? Na pewno będzie bardzo przyjemnie! Co ci się stało?
– Och, nic się nie stało… tylko z tym Tomkiem taka głupia sytuacja… To moje mleko, mamo?
– Twoje. A tu masz bułki. Posmarowane. Jaka znowu sytuacja?
– Oj, mamuś… mówiłam ci już kiedyś! Byliśmy w sobie zakochani. Czemu się śmiejesz?
– A czemu ty się śmiejesz?
– No… ja chcę pokryć jakoś swoje zakłopotanie!