Katarzyna Grochola
Serce na temblaku
Mojemu Ojcu,
Mojemu Bratu
Pędzel
Nawet mi się nie śniło, a może zapomniałam, że życie z mężczyzną może być tak wyczerpujące. A życie z Adamem wymaga ode mnie znacznie więcej uwagi, niż dotychczas sobie wyobrażałam. Na przykład nic nie mogę znaleźć. Oczywiście, że kiedy mieszkałyśmy same z Tosią, też czasami nie mogłam nic znaleźć, a były to bluzki albo spódnice, albo czarne spodnie, które są na mnie za ciasne, albo mój tusz do rzęs, albo moje cienie, a jak już w końcu coś znajdowałam, to u niej w pokoju.
Nie zamierzam, Boże broń, insynuować, jakoby Adam podprowadzał mi moją garderobę lub tusz do rzęs. Nie. Tutaj Tosia dzielnie dzierży palmę pierwszeństwa i na pewno jej nikomu nie odda. Ale nie miałam pojęcia, że pędzel z borsuka zmieni tak bardzo moje życie. I codziennie będzie mi uświadamiał, że, doprawdy, mam anielską cierpliwość do tego mężczyzny.
Ale po kolei.
Minęło już parę miesięcy od czasu, kiedy pędzel do golenia pojawił się w mojej łazience, a wraz z nim Adam, zwany Niebieskim. Z pędzlem i Adamem przybył też drugi komputer, zupełnie zbędne narzędzia w rodzaju piły skośnej elektrycznej, piły tarczowej, szlifierki i mnóstwa innych narzędzi, których nazw nawet nie staram się nauczyć. Nie wiem, po co socjologowi piła i szlifierka. I jeszcze parę innych rzeczy poprzywoził, a to ubrania męskie, a to książki, a to papier ścierny, a to cały barek dobrych alkoholi, z tym że tu się bardzo ucieszyłam, bo Ula też lubi dobre alkohole. Do pędzla przywiązuję wagę nadzwyczajną, bo jak mawia nasza nowa sąsiadka Renia, dopóki mężczyzna nie przyniesie do ciebie przyrządów do golenia, jesteś dla niego nikim.
Renia wprowadziła się pod koniec lutego do domku pod lasem, który budował się od jakichś siedmiu miesięcy. Domek, dobre sobie! Domek ma trzysta dwadzieścia metrów kwadratowych w parterze i niewykończoną górę. Renia natomiast ma wykończonego budową męża, który sprawia miłe wrażenie, ma też piękne, rude włosy do ramion, psa rottweilera, który sprawia wrażenie wprost przeciwne niż mąż Reni. Renia jest osobą bardzo zajętą, ponieważ zajmuje się domem. W tym celu ma jedną pomoc domową do gotowania, drugą panią do sprzątania w poniedziałki i piątki, samochód terenowy. No i Renia cierpi na brak czasu.
Od kiedy Renia zagościła w naszym wiejskim pejzażu, życie nabrało barw bardziej zdecydowanych, rudoczerwonych. Renie polubiłyśmy z Ulą bardzo, choć i Krzyś, i Adam na jej widok znikają, ale może to lepiej, bo Renia jest naprawdę atrakcyjna.
Więc (nigdy nie zaczynaj zdania od więc – jak mawia Moja Mama), więc kiedy Renia powiedziała mi o tych przyrządach do golenia i o tym, że szczoteczka do zębów to przyrząd przenośny i nawet ona w swoim terenowym ma szczoteczek parę, bo przecież nie wiadomo, co się może stać – zrozumiałam, że nie jestem dla Adama nikim, tylko kimś nadzwyczajnym.
Ale dzisiaj znowu bym się spóźniła przez ten pędzel od borsuka. Pędzla nie tykam, choć kupiłam mu go na imieniny, więc jest trochę jakby mój, ale krem do golenia to co innego, i nie wiem, dlaczego Niebieski krzyczy, że mu zużywam, skoro się umówiliśmy, że mogę. A ja nie krzyczę, ja za to nic nie mogę znaleźć na swoim miejscu, bo on chowa różne użyteczne rzeczy tam, gdzie nigdy bym nie wpadła, że mogą być schowane.
Na przykład dzisiaj rano. Mam spotkanie w sprawie wspaniałego interesu, który odmieni moje życie, z Bardzo Ważną Osobą. Osoba nazywa się Ostapko i jest niezwykle przedsiębiorcza. Ale nie zapeszam…
On zostaje w domu, bo robi badania. Jak Adam robi badania, to znaczy, że będzie się szwendał po domu, aż mu się znudzi, potem wyjdzie do ogrodu i skosi trawę, walnie sobie piwo z Krzysiem i będzie leżał w hamaku. I będzie myślał oczywiście.
A ja muszę pracować! Nie jest to sprawiedliwe, ale Adam mówi, że życie w ogóle nie jest sprawiedliwe.
Ale wracam do sedna sprawy. Sedno jest takie, że mam trzy minuty do kolejki, wpadam do pokoju, sięgam ręką na półkę z dramatami, na której obok kamieni z Cypru powinny stać moje perfumy. Nie stoją. Więc krzyczę:
– Gdzie, do cholery, są moje perfumy?
I wtedy z góry słyszę krzyk Tosi:
– Nie krzycz! Nie brałam!
– Przecież nie mówię, że brałaś – krzyczę – tylko pytam spokojnie!
– Nie pytasz, tylko oskarżasz! – krzyczy Tosia. – Ja cię znam!
– Jeśli tak mówisz, to znaczy, że brałaś! – krzyczę.
Tosia trzaska drzwiami na górze, Adam krzyczy z ogrodu:
– Dlaczego krzyczysz na Tosię?
Obudzi całą wieś! Która zresztą nie śpi, bo jest przed ósmą. Biegnę do okna, otwieram szeroko – jaki piękny dzień, słońce stoi wysoko nad brzozami, przecież to już maj, więc krzyczę przez okno:
– Czego tak krzyczysz, przecież ludzie chcą spać!
Adam macha na mnie ręką. Coś podobnego – parę miesięcy wspólnego mieszkania i już na mnie macha – i krzyczy:
– Nie słyszę!
Trochę go to usprawiedliwia, ale krzyczę:
– Widziałeś moje perfumy?
Ula wychyla się z okna i krzyczy:
– Dzieńdoberek!
Adam krzyczy z ogrodu:
– Cześć, Ula! – i do mnie: – Są na swoim miejscu!
Krzyczę do Uli:
– Cześć, przepraszam, że krzyczę, ale nie mogę znaleźć perfum!
Ula krzyczy ze zrozumieniem:
– Aha! To zapytaj Tosię!
Tosia krzyczy przez okno:
– Ja już mówiłam, że nie brałam!
Krzyczę do Adama:
– Nie ma!
Adam krzyczy:
– Sprawdź, sam kładłem!
Cofam się do pokoju, rzucam okiem jeszcze raz na półkę – proszę bardzo, Witkacy jest, o! Hemar się znalazł!, szesnaście kamieni, dzban na nalewki, kasety magnetofonowe, które powinny być zupełnie gdzie indziej, ale jeszcze nie wiem gdzie, a perfum nie ma.
Jestem zrozpaczona, muszę wyglądać oraz pachnieć jak kobieta interesu, a przez ten pędzel od borsuka nie znajdę perfum.
– Adam!
– Są na swoim miejscu!
– A gdzie mają swoje miejsce? – Inteligencja dała o sobie znać równocześnie z gwizdem kolejki. Właśnie odjeżdżała.
Biegnę do komórki. Oczywiście mam rację. Niebieski z czarnymi rękami grzebie przy kosiarce. Badania socjologiczne!
– Ty – mówię. – Dlaczego ruszałeś moje perfumy?
– Ty – mówi Adaśko. – Położyłem na półeczce w łazience.
W łazience! W łazience! W życiu nie trzymałam perfum w łazience! W łazience jest tyle innych rzeczy! Dlaczego tam mają stać jeszcze perfumy, które muszę mieć pod ręką, gdy sobie w ostatniej chwili przypominam, że mam być elegancką kobietą? I przecież w tej ostatniej chwili nie jestem na ogół w łazience!
Tak oto przez pędzel z borsuka w łazience spóźniam się na kolejkę.
Tosia wybiega do szkoły.
Jestem wściekła.
Adam mnie przytula tymi swoimi czarnymi łapami.
– Nie możesz jechać później?
Nie, absolutnie nie mogę, niech mnie w tej chwili odwozi, przed spotkaniem z Ostapko mam być jeszcze w redakcji, wściekną się, ale już, chociaż co prawda nieczęsto się zdarza, żebyśmy byli sami, zupełnie sami, i naprawdę to jest bardzo przyjemne, tak się trochę w tej komórce poprzytulać, ale natychmiast muszę wychodzić, czeka na mnie Naczelny oraz Ostapko, to jest bardzo ważna rozmowa, nie mogę w ogóle się spóźnić, ani minuty dłużej w tej komórce, Adam wchodzi do domu, bierze kluczyki, troszkę oczywiście go mogę pocałować, co mi szkodzi, dwie minuty nie zrobią różnicy, poza tym mogę wziąć samochód ewentualnie, jakby mi się znowu tak bardzo spieszyło, ale przecież nie pali się, zupełnie się nie pali…
Właściwie spokojnie mogę pojechać następną kolejką.
Albo jeszcze później.