Katarzyna Grochola
Nigdy w życiu
Mojej Matce,
Mojej Córce
oraz Pewnemu Mężczyźnie
Liżę rany
Jestem porzuconą kobietą. Porzuconą kobietą z dzieckiem. Z córką. Nastoletnią.
Czy to znaczy, że jestem stara? W żadnym wypadku. Po prostu to moja córka Tosia jest stara. Tosia mówi mi, żebym się nie przejmowała.
Że jak mieliśmy się rozstać, to lepiej teraz niż za dziesięć lat. Też myślała, że świat się kończy, jak Andrzej z ósmej C powiedział, że już jej nie kocha. A przeżyła. I teraz ma go gdzieś. Tak samo będzie ze mną. Przecież możemy się przyjaźnić. Jak na filmach amerykańskich, a o nią żebym się nie martwiła, bo on jej powiedział, że zawsze będzie jej ojcem.
O Boże, dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego mój mąż nie chodzi do ósmej C? Wtedy by na pewno nie zrobił dziecka innej kobiecie. Powinien chodzić do ósmej C. Przecież jest na tym samym poziomie emocjonalnym co Andrzejek od mojej Tosi!
Nienawidzę go.
Wszyscy oni są tacy sami.
Ilekroć myślę o rzeczach nieprzystojnych, słyszę ulubione słowa mojej mamy:
„Judyto, jakże to tak? Tak cię wychowywałam?”
Dawno już jestem wychowana.
Jakieś trzydzieści parę lat minęło od chwili, kiedy ten proces powinien się był zakończyć, ale on trwa.
O matko!
Nie dość, że dali mi takie imię – Judyta! – to jeszcze mi sprawili braciszka. I próbowali wychowywać. Nie byłam wychowywana na niegrzeczną pannicę, która ma nieprzystojne myśli. Miałam sprzątać po sobie klocki (zabawki, lalki, rajstopy, majtki, książki, szklanki po herbacie, popielniczkę, kieliszki, butelki itd.). Mówić grzecznie dzień dobry, do widzenia, przepraszam, proszę, dziękuję. Myć ręce przed jedzeniem i najlepiej również po. Nie odpowiadać niepytana. Być dobra dla braciszka. Z braciszkiem miałam kłopot – chętnie bym go wyprowadziła do lasu i tam zostawiła na zawsze. Zapakowała do chaty na kurzej nóżce. Zamieniła w jelonka. Oddała Królowej Śniegu. Zjadła. Potem bym go uratowała i przyprowadziła z powrotem. Stałabym się bohaterką rodzinną i wtedy kochaliby mnie bardziej.
A potem by dorósł i wyprowadził się na drugi koniec świata. Wtedy kochaliby mnie jeszcze bardziej.
Jak można się było spodziewać, nie wyprowadziłam braciszka do lasu. Nikt go nie zjadł, nie upiekł, nie zamroził. Nie musiałam go odmrażać. Postanowiłam szczerze i otwarcie o tym pomyśleć, zatykając uszy na słowa mojej mamy:
„Mój Boże, nie tak cię wychowywałam”.
Braciszek przetrwał w tych trudnych warunkach i jest malarzem. Kocham go i nie muszę go już nigdzie wyprowadzać. Sam się wyniósł na drugi koniec świata. Kochają go teraz jeszcze bardziej, bo jest daleko. A moje nieprzystojne myśli głównie mi się w tej chwili wiążą z mężem, który po prostu kicnął sobie na boczek i zrobił dzidziusia Joli. Jola jest kobietą. Jest potwornie brzydka. Ma złoty ząb. Wąskie usta. Jest stara i pomarszczona. Ma krzywe nogi. I najlepiej, żeby w ogóle nie miała biustu. Podły charakter. Świńskie oczka. Tak lubię sobie o niej pomyśleć.
Jola, ku mojej rozpaczy, prezentuje się świetnie. Ma znakomitą figurę (może ciąża ją lekko nadwyręży – będę optymistką). Mówi biegle trzema językami. Używa kremów na noc i na pewno nie pali w łóżku. Mam nadzieję, że w końcu jej się połamią zęby i dentysta w zamroczeniu pomrocznym – czy coś takiego – nałoży jej złote koronki.
Moje małżeństwo głównie składało się z niepalenia w łóżku, z niejedzenia w łóżku, z niepicia w łóżku, z nieogrzewania sypialni, bo to zdrowo. Więcej rzeczy nie robiliśmy, niż robiliśmy. Powinnam się przestać dziwić, że moje małżeństwo się tak skończyło. Jeśli chodzi o sypialnię, to jedyne, o czym marzyłam, kładąc się w zmrożonej pościeli, to żeby mnie nie zaczepiał, nie odwijał z kołdry, koca i grubej flanelowej piżamy po dziadku. Jak znam jego upodobania, na pewno zrobił Joli dziecko w lodówce.
Boże, dlaczego to mnie spotkało? Akurat mnie? Przecież statystyki mówią, że spotyka to co dziesiątą kobietę w naszym kraju. Dlaczego musiałam być ta dziesiąta? Wystarczyło, by jakoś inaczej się ustawić w statystyce.
Poza tym dlaczego on zadał się ze szczuplejszą? Statystyki mówią, że mężczyzna zdradza swoją żonę na ogół z kobietą bardziej puszystą. Ja jestem bardziej puszysta! Kłamliwi matematycy zniszczyli mi związek, który się zupełnie nieźle zapowiadał. Teraz cierpię. Umieram. Dlaczego już nigdy nie usłyszę podniesionego głosu: „Gdzie ta kawa, do cholery!” Dlaczego mnie to tak strasznie martwi? Już nigdy nie zadam się z żadnym przedstawicielem tego obcego gatunku. Nigdy. Wszyscy oni są tacy sami.
Rzucam kawę.
Potem wzięliśmy bardzo przyjemny rozwód. Ceremonia trwała krócej niż ślub. Mniej też było osób towarzyszących. Ani pół świadka. Żadnego szampana.
– Zostawiam ci mieszkanie – powiedział.
Cudowny facet, czyż nie? Zostawia mi nasze wspólne mieszkanie, które razem spłacaliśmy przez ostatnie dziesięć lat! Co prawda jego dziadkowie nas zameldowali, ale wykupiliśmy je razem! Zostawia mi!
– Rozstańmy się kulturalnie. O samochód chyba nie będziesz się kłócić? – powiedział w korytarzu sądowym. – Wiesz, to moja praca. – Kłamał jak zwykle. Jest ekonomistą.
A żebyś został zawodowym kierowcą, ty gnomie! Uśmiechnęłam się. Serce łkało.
– Jak sobie życzysz.
Do teraz żałuję.
Ani słowa więcej o tym karle! Przysięgam! Jeszcze będzie po mnie płakał!
Nie płacze. Widziała go moja przyjaciółka Ula. Świetnie wygląda. Zeszczuplał. Nosi za nią zakupy. A Jola z dużym brzuszkiem mogłaby być reklamą kobiety w ciąży. Nawet jej hormonów nie wysypało na twarz! Dlaczego ja mam pecha! Nie mógł wpaść z jakąś kobietą, która jako dziewczynka zachorowała na ospę i ją sobie wydrapała i której na zawsze zostały ślady, i która ma kłopoty z cerą? I która jest gruba i głupia?
Dlaczego on z nią robi zakupy, a ze mną nigdy nie robił?
Ani słowa więcej o tym wraku prawdziwego mężczyzny. Nędznej imitacji. Nigdy! Mam przynajmniej nadzieję, że robi jej awanturę, jeśli nie ma kawy w domu. Może zostanę prezesem urzędu ceł i wydam rozporządzenie zabraniające sprowadzania kawy.
W taki oto sposób zostałam sama. Już mam za sobą przepłakane noce. Już nigdy więcej nie będę płakać przez faceta. Postanowiłam zacząć nowe życie.
Zaczęłam od zważenia się. Nie powiem, ile. To można sprawdzić – oczywiście pod przymusem. Ale niewielkim, uśpić, zważyć bez mojej wiedzy i uważać, żebym nigdy się o tym nie dowiedziała, bo znajdę i zabiję.
Potem zrobiłam przegląd moich dokonań życiowych. Bilansu strat i zysków. Zdecydowanie oprócz córki mam nadwagę, które to słowo mnie drażni. Oprócz nadwagi mam mamę i tatę. Oboje po rozwodzie. Mieszkają osobno. Zauważyłam, że w dzisiejszych czasach ludzie się łatwiej rozwodzą i zwodzą, co jest przykre. Nawet jeśli chodzi o pary z długim stażem, co można byłoby powiedzieć o moich rodzicach, gdyby nie rozwód. Jesteśmy w stałym kontakcie, ponieważ martwią się o mnie. Mój brat mieszka na drugim końcu świata. Oprócz córki, nadwagi i rodziców mam nieodciętą pępowinę, o czym dowiedziałam się z mądrych książek. Psychiczną oczywiście. Moi rodzice są toksyczni – tak podaje literatura. Trzydzieści parę lat przeżyłam i wreszcie trafiłam na książkę, która mi to uświadomiła. Nie wiem, co z tym zrobić. Tak mi się przyjemnie żyło!