Изменить стиль страницы

„Dom żyje i mówi”, odkrywa ze zdziwieniem Ewa. – a ja raz wyrywałam ząb i nic nie bolało – chwali się Złotko.

Ewa gna po schodach do pokoju. Presley ryczy w kuchni, lecz słychać go w całym domu. „Mama jest w jednym ze swych sentymentalnych nastrojów, to może lepiej”, myśli.

Ewa włącza taśmę z Chylińską.

„Nienawidzę…”, wyrzuca z siebie gwałtownie Chylińską schrypniętym głosem, a Ewa otwiera broszurę. Wydana na tanim papierze, ma na okładce radośnie uśmiechniętą dziewczynę z wielkim brzuchem.

– Pieprz się – mruczy do niej Ewa i czyta pierwsze zdania:

„Zarodek, stadium rozwojowe zapłodnionej komórki jajowej (zygoty), która przeszła kolejne podziały, czyli bruzdkowanie, pomnażając w ten sposób liczbę komórek (blastomerów). W stadium tzw. manili (12-16 blastomerów, około trzeciej doby po zapłodnieniu) jajo płodowe przedostaje się do macicy…”

– Boże, jak to nieludzko brzmi. Morula, blastomer, zygota…? – otrząsa się Ewa.

„Około trzeciej doby po zapłodnieniu jajo płodowe przedostaje się do macicy…”

– i to wszystko jest teraz we mnie? Morula, blastomer, jajo? Co za ohyda!

Wciska broszurę pod materac i schodzi na dół. Skrada się cicho w stronę kuchni i natrafia na znajomy widok. Matka, z garnkiem przy piersi, tańczy. Ma zamknięte oczy i dziwny uśmiech. „Jak morula”, myśli Ewa nienawistnie.

– Dwa tysiące pięćset – oświadcza głośno i garnek wypada matce z rąk.

– Nie łaź po mieszkaniu jak złodziej! – woła ze złością. – Człowiek, który ma czyste sumienie, nie skrada się po cichu!

– Nie skradam się. To ten twój Presley. Ryczy, więc nic nie słyszysz. Dwa tysiące pięćset.

– o czym ty mówisz? – pyta matka.

– Tyle teraz biorą.

– Więc jednak… jesteś w…

– Jestem – potwierdza Ewa ze złośliwą satysfakcją.

– To niech ten skurwysyn, który ci to zrobił, da ci forsę na skrobankę, bo ja nie mam – wybucha gniewnie matka, zamykając drzwi i ściszając głos.

„Przecież nie powiem jej, że było ich trzech. Nie powiem, że to był gwałt. Nie chcę zadymy, nie chcę policji, nie chcę wylądować jak te dziewczyny ze Śląska, o których pisali w gazecie. Że je zgwałcono, a przesłuchiwano tak, jakby to one gwałciły. Nie. Nie. Nie. Niech będzie jeden skurwysyn”.

– On nie jest stąd – mówi Ewa głośno.

– a skąd?

– Nie wiem.

– Poszłaś do łóżka z nieznanym facetem?

– Tak. Nawet nie wiem, jak się nazywa.

Matka najpierw milknie, potem czerwienieje i nagle krzyczy:

– Po kim ty to masz?! Ja w twoim wieku…!

– Wiem – przerywa jej Ewa.

Teresa głośno nabiera powietrza i wypuszcza je z odgłosem czkawki.

Ja w twoim wieku:

…a ja w twoim wieku prowadziłam się porządnie. Nie byłam taka głupia jak ty. Nie zadawalam się z obcymi. Byle kto mnie nie poderwał. Nie puszczałam się. Nie piłam alkoholu. Miałam godność. Wracałam do domu o właściwej porze. Bo po nocach włóczą się tylko zdziry. Słuchałam rodziców. Wiedziałam, co wypada, a co nie. Pomagałam w domu. Porządnie się uczyłam. Zrobiłam maturę i mogłam iść na studia, ale skoro cię już urodziłam, to chciałam cię wychować na uczciwego człowieka. Gdybyś była taka jak ja w twoim wieku, to teraz nie byłoby kłopotów!

„Dlaczego kłamiemy przed własnymi dziećmi?”, myśli Teresa. „Dlaczego nikt z nas nie powie: a ja w twoim wieku byłam jeszcze głupsza? Dlaczego udajemy przed nimi, że byliśmy najlepszymi uczniami świata? Wcieleniem cnót i przyzwoitości? Uosobieniem rozumu? Dlaczego, skoro to na ogół zwykłe kłamstwa?”

Ewa czeka, że matka jak zwykle trzepnie ją w twarz. Ale ona nagle ją przytula – i płacze. Ewę przeraża to bardziej, niż gdyby wyładowała na niej swą wściekłość. Obejmuje matkę i mówi:

– Tak mi przykro.

Dlaczego ona nie umie mnie przytulić ani ja jej?”, myśli; próbując objąć matkę. Ale Teresa, ku jej uldze, odsuwa się i mówi:

– Coś wymyślimy. Nie martw się. Jakoś to będzie. Włącz sobie telewizor, pooglądaj jakiś program, od razu się uspokoisz.

Ewa włącza telewizor.

„Handel żywym towarem zarzuciła rosyjskim żołnierzom w Czeczenii dziennikarka moskiewskiej gazety. W rejonie wioski Chatuni miejscowy garnizon założył targ niewolników. Czeczeńcy trzymani są tam w nieludzkich warunkach, w głębokich jamach wykopanych w ziemi”.

„Uspokajam się”, myśli Ewa.

„Uganda przekaże pod opiekę UNICEF-u sto sześćdziesięcioro troje dzieci-żołnierzy z Konga. Dzieci w wieku od dziewięciu do szesnastu lat komisja ONZ odnalazła w obozie wojskowym”.

„Uspokajam się”.

„Dario Kordić skazany został przez trybunał haski ONZ na dwadzieścia pięć lat więzienia za współudział w czystkach wśród Muzułmanów. Kordić brał udział w masakrze w wiosce Ahmici, gdzie w 1993 roku chorwackie wojska wymordowały ponad sto osób, z których większość spłonęła żywcem, w podpalonych przez żołnierzy domach”.

„Uspokajam się”.

„Siedemnastolatka z województwa warmińsko-mazurskiego wrzuciła do szamba swoje nowo narodzone dziecko. Sekcja wykazała, że niemowlę żyło w chwili…”

– Przełączmy na Big Brothera – proponuje matka. – Czy to nie dziś będą wyrzucać Alicję?

– Chcę, żeby wyrzucili Alicję! Ja też zadzwonię! – woła Złotko.

– Głupia jesteś, za to się płaci. Niestety, nic przyjemnego nie ma za darmo – stwierdza z żalem matka.

– Nienawidzę Alicji! – podekscytowana Złotko podskakuje na krześle.

„Uspokajam się”, myśli Ewa.

– Dlaczego Alicja? – odpowiada zadowolony Gulczas na pytanie Wielkiego Brata. – Bo Alicja jest fałszywa. I tyle. A co?

– Fałszywa! Fałszywa! – podśpiewuje Złotko, odsuwając zeszyty.

– Wszyscy są fałszywi – wzdycha matka.

– Gulczas nie. Kocham Gulczasa – obwieszcza Złotko, a matka z aprobatą kiwa głową.

– Tak, tak, Gulczas to jest to.

„Moja kijanka… moja kijanka dorośnie i będzie na takie coś patrzyć? Czy też do tego czasu wymyślą już coś takiego, że… że co? Co mogą jeszcze wymyślić? Będą się pieprzyć na- ekranie?… Nie, nie, niemożliwe”, myśli Ewa. „Nasze domy mówią dziś telewizorami, a nie własnym głosem. Jak mówiły, gdy nie było telewizora?”

Telewizor:

według niego ustala się rytm dnia, pory posiłków i wypoczynku. Pory snu. Spotkania z przyjaciółmi. Meble rozstawia się tak, aby było go widać z każdego kąta, krzesła, fotela, kanapy, a gdy postawi się talerz i weźmie łyżkę do ręki, można wtedy – chlipiąc zupę – patrzyć w ekran. Oświetlenie nie może przyćmiewać jego oblicza, bo zniekształci to, co on zechce nam pokazać.

– Wigilia o siódmej?

– Co ty, o ósmej film, musimy pośpieszyć się z wigilią.

On ma swoje prawa i wymagania. Trzeba go słuchać. Nie wolno tracić z nim kontaktu, bo można pozostać samotnym, ślepym i głuchym w dżungli świata.

Jeden kanał. Dwa kanały. Cztery. Sześćdziesiąt.

On, telewizor, prowadzi nas od dnia do dnia, jak niegdyś anioł stróż nad przepaścią. On przypomina, kiedy jest święto, kiedy dzień roboczy, kiedy przychodzi wiosna i trzeba przestawić zegary, a kiedy sypnie śnieg. Bez niego nie da się żyć. To on podpowiada, kto jest ważny, kto się nie liczy, a kogo w ogóle nie ma.

Pan Telewizor. Nie do wyproszenia. Był. I będzie.

Kiedyś był stół i ciepłe światło lampy. Podobno wystarczało.

„Niemożliwe”, myśli Ewa.

Zasiada się przed nim i czeka. Na co? Nie wiadomo. Ale on powie. I potem będzie lepiej. Albo gorzej. Albo tak samo.

„Jezusie Maryjo, byle nie tak samo!”, myśli Teresa.

A jednak dzisiaj jest inaczej. W Big Brotherze znowu mówili o forsie. Wszyscy tam mówią o forsie, są tam dla forsy, a cała widownia liczy ją za nich.

– Mamo, dwa tysiące pięćset – powtarza Ewa, stojąc plecami do telewizora.

– Ja nie mam aż tyle! Skąd niby mam wziąć? Dwa pięćset! i za co? Za głupią skrobankę? Czy oni zwariowali? Taka kupa forsy za parę machnięć nożem?! Mam tylko dwa.