Изменить стиль страницы

— W takim razie jesteśmy w miejscu opuszczonym przez Boga —powiedziałem przygnębiony.

— Czyż spotkałeś tu takich, w których Bóg zamieszkałby z upodobaniem? —zapytał Wilhelm wpatrując się we mnie z wysokości swojej postaci.

Potem kazał mi wypocząć. Kiedy kładłem się spać, doszedłem do wniosku, że ojciec nie powinien był posyłać mnie w świat, który okazał się bardziej pogmatwany, niż myślałem. Zbyt wielu rzeczy uczyłem się.

—  Salva me ab ore leonis [60]  —modliłem się zasypiając.

PO NIESZPORZE

Kiedy to, chociaż rozdział jest krótki, starzec Alinard mówi sporo interesujących rzeczy o labiryncie i o tym, jak się do niego dostać.

Obudziłem się, kiedy już miała wybić godzina wieczornego posiłku. Czułem się ociężały od snu, albowiem sen za dnia jest jak grzech cielesny: im więcej go było, tym więcej się go pragnie, a przecież czujemy się nieszczęśliwi, jednocześnie zaspokojeni i nie zaspokojeni. Wilhelma nie było w celi, widocznie wstał znacznie wcześniej. Po krótkim błąkaniu się to tu, to tam, zobaczyłem, jak wychodzi z Gmachu. Oznajmił, że był w skryptorium, gdzie przeglądał katalog i obserwował pracę mnichów, próbując zbliżyć się do stołu Wenancjusza, by podjąć oględziny. Ale z takiej czy innej przyczyny wszyscy jakby zmówili się, by przeszkodzić mu w zaspokajaniu ciekawości. Najpierw podszedł do niego Malachiasz, by pokazać kilka cennych miniatur. Potem Bencjusz zajmował mu czas pod jakimiś błahymi pozorami. A kiedy wreszcie pochylił się, by wrócić do oględzin kart, Berengar zaczął kręcić się dokoła proponując współpracę.

Wreszcie Malachiasz, widząc, że mój mistrz ma poważny zamiar zająć się rzeczami Wenancjusza, powiedział mu krótko i węzłowato, że być może lepiej byłoby, gdyby zanim zacznie grzebać w kartach zmarłego, uzyskał upoważnienie opata; że on sam, chociaż jest bibliotekarzem, powstrzymał się od tego przez szacunek dla dyscypliny; i że tak czy inaczej, zgodnie z życzeniem Wilhelma, nikt do tego stołu się nie zbliżał i nikt się nie zbliży, dopóki nie zabierze głosu opat. Wilhelm zwrócił mu uwagę, że opat dał mu zezwolenie na prowadzenie śledztwa w całym opactwie, a Malachiasz zapytał nie bez złośliwości, czy opat dał mu także zezwolenie na swobodne poruszanie się po skryptorium albo, nie daj Boże, po bibliotece. Wilhelm zrozumiał, że nie warto w tym momencie angażować się w próbę sił z Malachiaszem, aczkolwiek wszystkie te manewry i lęki dotyczące kart Wenancjusza umocniły w nim naturalnie pragnienie, by się przecież z nimi zapoznać. Ale jego postanowienie, by dostać się tam nocą, było tak silne —choć jeszcze nie wiedział jak —że postanowił nie doprowadzać do starcia. Hołubił jednak oczywistą myśl o odwecie, która gdyby nie była natchniona, jak była wszak, pragnieniem prawdy, jawiłaby się może jako nader uparta i nawet naganna.

Przed wejściem do refektarza odbyliśmy jeszcze małą przechadzkę wśród krużganków, by w chłodnym powietrzu wieczoru rozproszyć opary snu. Przechadzało się tam również paru mnichów pogrążonych w medytacji. W ogrodzie wychodzącym na dziedziniec dostrzegliśmy staruszka Alinarda z Grottaferraty, który, słaby już na ciele, spędzał większą część swojego dnia wśród roślin, chyba że modlił się w kościele. Wydawało się, że nie czuje chłodu; siedział po zewnętrznej stronie kolumnady.

Wilhelm zwrócił się do niego z paroma słowami pozdrowienia i starzec zdawał się rozradowany, że ktoś się doń odezwał.

— Pogodny dzień —rzekł Wilhelm.

— Chwała Bogu —odparł starzec.

— Pogodny na niebie, ale posępny na ziemi. Czy znałeś dobrze Wenancjusza?

— Którego Wenancjusza? —spytał starzec. Potem jakieś światełko zapaliło mu się w oczach. —Ach, tego chłopca, co postradał życie. Bestia krąży po opactwie…

— Jaka bestia?

— Wielka bestia, która przybywa z morza… Siedem głów i dziesięć rogów, a na rogach jej dziesięć koron i na głowach trzy imiona bluźniercze. Bestia podobna do pantery, a nogi jej jak nogi niedźwiedzia i paszcza jej jak paszcza lwa… Widziałem ją.

— Gdzie ją widziałeś? W bibliotece?

— W bibliotece? Dlaczego? Od lat już nie chodzę do skryptorium i nigdy nie widziałem biblioteki. Nikt nie wchodzi do biblioteki. Znałem tych, którzy wchodzili do biblioteki…

— Kogo, Malachiasza, Berengara?

— Och nie… —starzec parsknął śmiechem. —Przedtem. Bibliotekarza, który był przed Malachiaszem, tyle już lat temu…

— Kto to był?

— Nie przypominam sobie, umarł, kiedy Malachiasz był jeszcze młody. I tego, który był przed mistrzem Malachiasza i był młodym pomocnikiem bibliotekarza, kiedy i ja byłem młody… Ale w bibliotece nigdy nie postała moja noga. Labirynt…

— Biblioteka jest labiryntem?

—  Hunc mundum tipice laberinthus denotat ille [61] —wyrecytował pogrążony w myślach starzec. — Intranti largus, redeunti, sed nimis artus [62] .Biblioteka jest wielkim labiryntem, znakiem labiryntu świata. Wchodzisz i nie wiesz, czy wyjdziesz. Nie należy przekraczać słupów Herkulesa…

— Więc nie wiesz, jak wchodzi się do biblioteki, kiedy drzwi Gmachu są zamknięte?

— Ależ wiem —roześmiał się starzec —wielu wie. Przechodzisz przez ossuarium. Możesz przejść przez ossuarium, lecz przejść nie chcesz. Zmarli mnisi czuwają.

— Zatem czuwają zmarli mnisi, nie zaś ci, którzy krzątają się nocą ze światłem po bibliotece?

— Ze światłem? —Starzec wyglądał na zdumionego. —Nigdy nie słyszałem tej historii. Zmarli mnisi są w ossuarium, kości osuwają się po trochu z cmentarza i łączą w ossuarium, by strzec przejścia. Czy nie widziałeś nigdy ołtarza w kaplicy, która wychodzi na ossuarium?

— Jest trzecia po lewej stronie za transeptem, czy tak?

— Trzecia? Być może. To ta, której kamień ołtarza pokryty jest rzeźbami tysięcy szkieletów. Czwarta czaszka po prawej, naciśnij na oczy… I jesteś w ossuarium. Ale nie idź tam, ja nigdy nie poszedłem. Opat nie chce.

— A bestia, gdzie widziałeś bestię?

— Bestia? Ach, Antychryst… Przyjdzie, milenium minęło, czekamy na niego…

— Ale milenium minęło trzysta lat temu i nie przyszedł…

— Antychryst nie przybywa, kiedy minie tysiąc lat. Po tysiącu lat zaczyna się panowanie sprawiedliwych, potem przybywa Antychryst, by zadać klęskę sprawiedliwym, a potem będzie ostatnia bitwa…

— Ale sprawiedliwi będą panować przez tysiąc lat —rzekł Wilhelm. —Czyli albo panowali od śmierci Chrystusa do końca pierwszego milenium, a w takim razie wtedy właśnie winien przybyć Antychryst, albo jeszcze nie panowali, i Antychryst jest daleko.

— Milenium liczy się nie od śmierci Chrystusa, ale od nadania Konstantyna. Teraz mija tysiąc lat…

— Tak więc kończy się panowanie sprawiedliwych?

— Nie wiem, już nie wiem… Jestem zmęczony. Rachunek jest trudny. Błogosławiony z Liebana dokonał go, zapytaj Jorgego, jest młody, dobrze pamięta… Ale czasy dojrzały. Czy nie słyszałeś siedmiu trąb?

— Dlaczego siedmiu trąb?

— Nie słyszałeś, jak umarło tamto chłopię, iluminator? Pierwszy anioł zatrąbił i powstał grad i ogień zmieszany z krwią. I drugi anioł zatrąbił, i trzecia część morza stała się krwią… Czyż nie w morzu krwi zginęło drugie chłopię? Czekaj na trzecią trąbę! Umrze trzecia część stworzeń żyjących w morzu. Bóg zsyła na nas karę. Cały świat wokół opactwa ogarnięty jest przez herezję, a powiedzieli mi, że na stolcu rzymskim zasiadł przewrotny papież, który używa hostii do praktyk nekromanckich i żywi nimi swoje mureny… I pośród nas ktoś pogwałcił zakaz, złamał pieczęci labiryntu…

— Kto ci to powiedział?

— Słyszałem, wszyscy szepczą, że grzech wszedł do opactwa. Masz groch?

Pytanie, skierowane do mnie, zaskoczyło mnie.

вернуться

60

Salva me ab ore leonis —Uchroń mnie od paszczy lwa.

вернуться

61

Hunc mundum… —Nasz świat wyobraża symbolicznie ów labirynt.

вернуться

62

Intranti largus… —Obszerny dla wchodzącego, lecz zbyt ciasny dla chcącego wyjść.