— Marleno… — powtórzył zrozpaczony Siever.
— Wujek… — odpowiedziała ledwo słyszalnie. Genarr odetchnął. Rozpoznała go.
— Nie ruszaj się — powiedział. — Poczekaj aż to się skończy.
— Skończyło się. Tak się cieszę, że już się skończyło.
— Nic ci nie jest?
Milczała przez chwilę, a potem odpowiedziała:
— Czuję się… dobrze. Erytro mówi, że nic mi nie jest.
— Czy odnalazłaś tę sekretną wiedzę, którą posiadamy? — zapytał Wu.
— Tak, doktorze Wu. Odnalazłam — przerwała i przyłożyła rękę do wilgotnego czoła. — To pan posiadał tę wiedzę.
— Ja? — zapytał zaintrygowany Wu. — Co to było?
— Ja… nie całkiem rozumiem — powiedziała Marlena. — Może pan mi to wyjaśni… Spróbuję opisać…
— Co opisać?
— Coś… że grawitacja odpycha rzeczy od siebie zamiast je przyciągać…
— Tak! To odpychanie grawitacyjne! — powiedział Wu. — To część teorii lotów superiuminalnych… — Wu wziął głęboki oddech i wyprostował się. — To moje odkrycie!
— Tak… — powiedziała Marlena. — Jeśli leci się w hiperprzestrzeni obok Nemezis, to ona odpycha… Im szybciej się leci, tym większe odpychanie…
— Tak, każdy statek zostanie odepchnięty.
— A czy Nemezis nie zostanie odepchnięta w przeciwnym kierunku?
— Tak, odwrotnie proporcjonalnie do masy, ale odepchnięcie Nemezis będzie niezwykle małe… niemierzalne.
— Ale gdyby powtarzać to przez setki i tysiące lat?
— Ruch Nemezis w dalszym ciągu nie uległby zmianie.
— Tak… Ale zmieniłaby się droga i z każdym rokiem świetlnym zmiana ta byłaby coraz większa i Nemezis w rezultacie mogłaby ominąć Ziemię wystarczająco daleko…
— No cóż… — powiedział Wu.
— Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? — zapytał Leverett.
— Moglibyśmy zastanowić się… Na przykład gdybyśmy wyobrazili sobie asteroid… wchodzący w hiperprzestrzeń na trylionową część sekundy i wychodzący z hiperprzestrzeni z normalną szybkością miliony kilometrów dalej… Asteroidy orbitujące wokół Nemezis… wchodzące w hiperprzestrzeń zawsze po tej samej stronie… — Wu zamyślił się, a potem powiedział, jak gdyby na własną obronę: — Tak… na pewno kiedyś sam bym na to wpadł…
— To wszystko pańska zasługa — powiedział Genarr. — Mariena wysondowała pański umysł.
Wu spojrzał na trzech pozostałych mężczyzn.
— No cóż, panowie, wydaje się, że możemy zapomnieć o wykorzystaniu Erytro jako stacji tranzytowej — chyba, że zajdzie coś absolutnie nieprzewidzianego. Ziemia nie będzie ewakuowana, jeśli nauczy się wykorzystywać odpowiednio odpychanie grawitacyjne. Sądzę, że wiele zawdzięczmy obecności Marleny…
— Wujku Sieverze… — powiedziała.
— Tak, moja droga…
— Jestem śpiąca.
Tessa Wendel spojrzała poważnie na Krile Fishera.
— Ciągle powtarzam sobie: „Jest z powrotem!”. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że wrócisz, gdy dowiedziałam się, że spotkaliście Rotorian.
— Mariena była pierwszą osobą… dokładnie pierwszą osobą, jaką znalazłem.
Krile wpatrywał się w pustkę, a Tessa pozwoliła mu milczeć. Miał wiele do przemyślenia. Wszyscy mieli wiele do przemyślenia.
Zabrali ze sobą Rotoriankę, Ranay D’Aubisson, neurofizyka. Dwadzieścia lat temu Ranay pracowała w szpitalu na Ziemi. Z pewnością znajdą się tacy, którzy pamiętają ją z tego okresu i będą mogli rozpoznać. Istniały także dokumenty, które potwierdzą jej tożsamość. A Ranay stanie się żywym dowodem ich własnych dokonań.
Wu zmienił się nie do poznania. Zaczął już planować wykorzystanie odpychania grawitacyjnego do zmiany drogi Sąsiedniej Gwiazdy. (Nazywał ją teraz Nemezis, ale jeśli jego plan powiedzie się, być może wcale nie będzie Nemezis).
Wu był również skromniejszy niż kiedyś. Nie twierdził, że dokonał nowego odkrycia — Tessa nie mogła wprost w to uwierzyć. Utrzymywał, że cały projekt powstał kolegialnie i nic więcej nie chciał powiedzieć.
Co gorsza, Wu był zdecydowny wrócić do Systemu Nemezis i to nie tylko po to, by nadzorować własny projekt. Chciał tam zamieszkać…
— Zrobię to, choćbym miał przejść całą drogę piechotą — mówił. Tessa zdała sobie sprawę, że Fisher przygląda się jej od pewnego czasu.
— Dlaczego uważałaś, że nie wrócę? Postanowiła być szczera.
— Twoja żona jest młodsza ode mnie i z pewnością nie opuściłaby córki, Krile. Byłam tego pewna. I… zrozpaczona, tak jak ty, by mieć córkę. Myślałam…
— Że zostanę z Eugenią, ponieważ będzie to jedyny sposób odzyskania Marleny?
— Coś takiego.
Fisher potrząsnął głową.
— To było niemożliwe bez względu na okoliczności. Najpierw wydawało mi się, że Marlena to Rosanna… moja siostra. Te oczy… i cały jej wygląd, który przypomniał mi Rosannę. Ale Marlena to coś więcej niż Rosanna. Ona była… jest nieludzka, Tesso. Później ci wyjaśnię… Ja… — rozłożył bezradnie ręce.
— Nic nie szkodzi, Krile — powiedziała Tessa. — Wyjaśnisz, kiedy będziesz mógł.
— Nie straciłem wszystkiego… Widziałem ją… Żyje… Ma się dobrze… Nie chcę nic więcej. A po tym… doświadczeniu… Marlena stała się znów Marlena. Nie chcę już nikogo, Tesso, tylko ciebie.
— Pocieszasz się mną, Krile.
— Jesteś najwspanialszym pocieszycielem, jakiego znam. Rozwiodę się. Weźmiemy ślub. Zostawiam Rotora i Nemezis dla Wu… Zamieszkamy na Ziemi albo na jakimś Osiedlu, jeśli chcesz. Obydwoje dostaniemy emerytury i zostawimy Galaktykę i wszystkie jej problemy innym. Zrobiliśmy wystarczająco dużo, Tesso. I jeśli tylko chcesz…
— Nie mogę się doczekać, Krile.
Godzinę później ciągle trzymali się w ramionach.
— Cieszę się, że mnie tam nie było — powiedziała Eugenia Insygna.
— Ciągle o tym myślę. Biedna Marlena. Tak się bała…
— To prawda. Ale dokonała tego… Ocaliła Ziemię. Teraz nawet Pitt nic nie może zrobić. W pewnym sensie całe jego życie poszło na marne. Nie ma już nowej cywilizacji budowanej w tajemnicy przed innymi… A Pitt musi zabrać się do nadzorowania ocalenia Ziemi. Musi… Rotor nie jest już ukryty przed resztą ludzkości. Mogą dostać się do nas. kiedy tylko chcą… Wszyscy… I zwrócą się przeciwko nam, jeśli odmówimy współpracy. I pomyśleć, że dokonała tego Marlena.
Insygna nie myślała teraz o wielkich sprawach.
— Kiedy się bała… naprawdę bała… zwróciła się do ciebie, a nie do Fishera…
— Tak.
— I to ty trzymałeś ją w ramionach, a nie Krile…
— Tak, Eugenio, ale nie wyciągaj z tego żadnych mistycznych wniosków. Marlena po prostu zna mnie bardzo dobrze, a Krile był dla niej kimś nowym.
— Tak, tak… Wiem, że zaraz wyjaśnisz to bardzo rozsądnie, Sieverze. Tylko ty to potrafisz. Ale cieszę się. że zwróciła się do ciebie. Fisher nie zasługuje na to.
— Tak… chyba masz rację. Nie zasługuje na nią. Ale teraz, Eugenio, zapomnij o wszystkim. Krile odlatuje i nigdy już nie wróci. Widział swoją córkę. Widział, jak pomogła uratować Ziemię. Nie powinniśmy mu mieć niczego za złe… ty przede wszystkim. Pozwolisz więc, że zmienię temat. Wiesz, że Ranay D’Aubisson leci z nimi?
— Tak. Wszyscy o tym mówią. Jakoś nie jest mi przykro z tego powodu. Zawsze uważałam, że była nie w porządku w stosunku do Marleny.
— A czy ty zawsze byłaś w porządku? Dla Ranay to wielka szansa. Jej praca tutaj — odkąd okazało się, czym naprawdę jest tak zwana Plaga Erytro — przestała mieć sens. Natomiast na Ziemi Ranay zajmie się wprowadzaniem nowych metod badania mózgu. Będzie to jej życiowy sukces.
— W porządku. Niech ma.
— Ale Wu powróci. Bardzo błyskotliwy człowiek. To jego umysł umożliwił odkrycie. Wiesz, podejrzewam, że kiedy przyleci tu pracować nad efektem odpychania, zamieszka na Erytro. Erytro… organizm wybrał go, tak jak wybrał Marlenę. A co śmieszniejsze, wybrał także Leveretta.
— Na czym to polega, Sieverze?
— Chodzi ci o to, dlaczego wybrał Wu, a nie na przykład Krile? Leveretta, a nie mnie?
— No cóż, rozumiem, że Wu jest znacznie mądrzejszy niż Krile, ale ty, Sieverze, jesteś o wiele lepszy niż Leverett. Co nie znaczy, że chciałabym cię stracić na rzecz Erytro…