Изменить стиль страницы

– Najwyższy czas, żebyś dała upust swoim uczuciom. – Roarke szybko wziął Eve w ramiona i zaniósł do łóżka. – Lepiej się poczujesz. – Trzymał ją w objęciach i gładził po włosach. Rozpacz Eve zawsze przechodziła w prawdziwą burzę, uczuciowy kataklizm. Rzadko zdarzało jej się poprzestać na kilku uronionych w milczeniu łzach. Porucznik Dallas nie szła na łatwiznę.

– To nie pomaga – wykrztusiła.

– Wręcz przeciwnie. Może w ten sposób choć częściowo pozbędziesz się niesłusznego poczucia winy i dasz ujście cierpieniu. Jutro będziesz myślała trzeźwiej.

Wreszcie uspokoiła się nieco, pociągnęła nosem i poczuła potworny ból głowy.

– Muszę jeszcze dzisiaj popracować. Chcę wprowadzić do komputera parę nazwisk i sprawdzić prawdopodobieństwo kilku wersji wydarzeń.

Nie, pomyślał Roarke ze spokojem, nie zrobi tego.

– Odpocznij choć chwilę. Zjedz coś. – Zanim zdążyła zaprotestować, Roarke podszedł do auto-kucharza. – Nawet twój godny podziwu organizm potrzebuje paliwa. A poza tym chciałbym ci opowiedzieć pewną historię.

– Nie mogę tracić czasu.

– Ręczę, że nie będzie to czas stracony. Dam mu piętnaście minut, pomyślała Eve, kiedy jej nozdrza podrażnił jakiś cudowny zapach.

– Niech to będzie szybki posiłek i krótka opowieść, dobrze? – Przetarła zaczerwienione oczy, niepewna, czy odczuwa wstyd czy ulgę. – Przepraszam, że się rozkleiłam.

– W tym domu możesz się rozklejać do woli. – Podszedł do niej z parującym omletem i filiżanką. Następnie usiadł i popatrzył w jej zapuchnięte, zmęczone oczy. – Ubóstwiam cię.

Eve spłonęła rumieńcem. Tylko on mógł ją doprowadzić do takiego stanu.

– Próbujesz mnie rozproszyć. – Wzięła talerz i widelec. – Pochlebstwa zawsze tak na mnie działają. Język odmawia mi posłuszeństwa i nie wiem, co mam odpowiedzieć. – Spróbowała omletu. – Może powiem tak: jestem szczęśliwa, że spotkałam kogoś takiego jak ty.

– Ujdzie.

Podniosła filiżankę do ust, upiła łyk, po czym wykrzywiła usta.

– To nie jest kawa.

– Dla odmiany dałem ci herbatę. Domyślam się, że kofeina wychodzi ci uszami.

– Być może. – Jako że jajka smakowały cudownie, a Eve nie miała siły, by się spierać, wypiła kolejny łyk. – Jest całkiem dobra. Co chcesz mi opowiedzieć?

– Zawsze zastanawiałaś się, dlaczego ciągle trzymam przy sobie Summerseta, mimo że nie jest wobec ciebie… szczególnie życzliwy.

Prychnęła pogardliwie.

– Chcesz powiedzieć, że mnie nienawidzi. Cóż, to twoja sprawa.

– Nasza – poprawił ją.

– Tak czy inaczej, nie mam ochoty słuchać historii o nim.

– Prawdę mówiąc, jest to raczej opowieść o mnie i o pewnym wydarzeniu, która być może pozwoli ci lepiej zrozumieć to, co cię dręczy. – Popatrzył, jak Eve podnosi filiżankę do ust, i w myśli obliczył, że wystarczy mu czasu. – Kiedy byłem bardzo młody i wałęsałem się po ulicach Dublina, poznałem pewnego człowieka i jego córkę. Ta mała była złotowłosym aniołem, obdarzonym najpiękniejszym uśmiechem w niebie i na ziemi. Obydwoje parali się drobnymi oszustwami. Nic poważnego, ot, kantowali jakichś frajerów, żeby zarobić na życie. W tamtym czasie i ja tkwiłem w tej branży, ale lubiłem urozmaicenie, więc od czasu do czasu dla rozrywki okradałem ludzi i organizowałem gry hazardowe. Mój ojciec żył, kiedy poznałem Summerseta, który wtedy jeszcze tak się nie nazywał, i jego córkę, Marlenę.

– Czyli twój szanowny kamerdyner był oszustem – powiedziała Eve między jednym kęsem a drugim. – Zawsze wydawał mi się podejrzany.

– O, był mistrzem w swoim fachu. Wiele się od niego nauczyłem, ale mam nadzieję, że i on przejął ode mnie parę sztuczek. W każdym razie, pewnego dnia, po tym jak mój drogi tatuś ze szczególnym entuzjazmem przyłożył się do garbowania mi skóry, to właśnie Summerset odnalazł mnie, nieprzytomnego, w jakiejś alejce. Wziął mnie do swojego domu i zaopiekował się mną. Nie miał pieniędzy na lekarza, a ja nie miałem karty medycznej. Miałem za to połamane żebra, wstrząs mózgu i pogruchotane ramię.

– Przykro mi. – Ten obraz przywołał w jej pamięci inne, które zawsze sprawiały, że zasychało jej w ustach. – Życie jest do dupy.

– W moim przypadku takie właśnie było. Summerset okazał się człowiekiem o wielu umiejętnościach. Miał pewne przygotowanie medyczne, w swojej działalności często udawał lekarza. Nie posunąłbym się do stwierdzenia, że uratował mi życie; byłem młody, silny i przyzwyczajony do bólu, ale Summerset oszczędził mi niepotrzebnego cierpienia.

– Jesteś jego dłużnikiem. – Eve odstawiła pusty talerz. – Rozumiem. Nie ma sprawy.

– Nie, nie o to chodzi. Byłem jego dłużnikiem. Spłaciłem swój dług. Nieraz ja wyciągałem go z opresji. Po nieopłakiwanej śmierci mojego ojca zostaliśmy wspólnikami. Nie powiedziałbym, że mnie wychował; sam się o siebie troszczyłem, ale Summerset dał mi coś, co można by nazwać rodziną. Kochałem Marlenę.

– Jego córkę. – Musiała potrząsnąć głową, by się skupić. – Zapomniałam. Trudno wyobrazić sobie tego starego durnia w roli ojca. Gdzie ona jest teraz?

– Nie żyje. Miała czternaście lat, ja szesnaście. Mieszkaliśmy ze sobą przez prawie sześć lat. Jedno z moich hazardowych przedsięwzięć przynosiło niezłe zyski; zwróciło to uwagę pewnego niewielkiego, ale szczególnie brutalnego syndykatu. Ci ludzie uznali, że wkraczam na ich terytorium; ja zaś byłem przekonany, że wytyczam własne. Zaczęli mi grozić, jednak byłem na tyle arogancki, że ich zignorowałem. Raz czy dwa próbowali dostać mnie w swoje ręce, pewnie po to, żeby dać mi nauczkę, ale zawsze im się wymykałem. Poza tym zdobywałem coraz większe wpływy i prestiż. Zarabiałem spore pieniądze. Nasze oszczędności wystarczyły na kupno małego, całkiem przyzwoitego mieszkania. W którymś momencie Marlena zakochała się we mnie.

Zamilkł na chwilę i wbił wzrok w swoje dłonie, rozpamiętując z żalem przeszłość.

– Mnie bardzo na niej zależało, ale nie chciałem jej jako kochanki. Była piękna i wprost niewiarygodnie niewinna, mimo warunków, w jakich dorastała. Patrzyłem na nią tak, jak mężczyzna, bo wtedy już byłem mężczyzną, patrzy na doskonałe dzieło sztuki; z niemym zachwytem. Nie miałem żadnych nieprzyzwoitych myśli. Ona jednak inaczej zapatrywała się na te sprawy; pewnej nocy przyszła do mojego pokoju i chciała mi się oddać. Nie zrobiła tego bynajmniej wulgarnie; zachowywała się słodko, niewinnie, a ja poczułem się oburzony, wściekły i do głębi wstrząśnięty. Dlatego, że byłem mężczyzną i musiałem walczyć z pokusą.

Podniósł roziskrzone oczy na Eve.

– Strasznie ją wtedy potraktowałem. Była zdruzgotana. Była tylko dzieckiem, a ja ją odrzuciłem. Nigdy nie zapomnę tego, jak na mnie patrzyła. Ufała mi, wierzyła, a ja, czyniąc to, co uważałem za słuszne, zawiodłem ją.

– Tak jak ja zawiodłam Mavis.

– Tak jak ty uważasz, że ją zawiodłaś. Ale to nie wszystko. Tej nocy Marlena bez słowa wyszła z mieszkania. Następnego dnia ludzie, przed którymi się ukrywałem, zawiadomili nas, że mają ją w swoich rękach. Przysłali nam jej zakrwawione ubranie. Po raz pierwszy i ostatni w życiu widziałem Summerseta w stanie całkowitej depresji. Dosłownie opuściły go wszystkie siły. Spełniłbym wtedy każde żądanie tamtych, oddałbym im siebie w zamian za nią. Tak jak ty, gdybyś mogła, oddałabyś siebie w zamian za Mavis.

– Tak. – Eve niepewnie odstawiła pustą filiżankę. – Zrobiłabym dla niej wszystko.

– Czasem człowiek za późno zdaje sobie z tego sprawę. Skontaktowałem się z porywaczami, powiedziałem, że jesteśmy skłonni pertraktować, błagałem, żeby nie robili Marlenie krzywdy. Ale było za późno. Zgwałcili ją i znęcali się nad nią, nad tą rozkoszną czternastoletnią dziewczynką, która czerpała z życia tyle radości i która dopiero zaczynała odkrywać sekrety bycia kobietą. Parę godzin po tym, jak nawiązałem kontakt z jej oprawcami, ciało Marleny zostało podrzucone pod moimi drzwiami. Dla nich była tylko środkiem do celu, wykorzystali ją, żeby pokazać konkurentowi, uzurpatorowi, gdzie jego miejsce. Nawet nie widzieli w niej ludzkiej istoty, a ja nie mogłem w żaden sposób cofnąć tego, co się stało.