Изменить стиль страницы

Bosman miał właśnie zamiar odnieść cenny dar do namiotu, ale w tej chwili Smuga zbliżył się do czarownika.

– Jak się nazywa zwierzę, z którego masz zrobione opaski na nogach? – zapytał.

Czarownik z wielkim upodobaniem spojrzał na skórzane ozdoby i odparł:

– Okapi…

Tomek i bosman krzyknęli zdumieni. Smuga gestem nakazał im milczenie i powiedział:

– Słyszałem o takim zwierzęciu. Czy to prawda, że żyje ono w dżungli?

– Ono żyje tam, gdzie bagno i gąszcz – wyjaśnił czarownik. – Dobre mięso, dobra skóra.

– Chciałbym schwytać okapi. Czy mógłbyś, wielki czarowniku, powiedzieć, gdzie można je znaleźć? – zapytał Smuga.

– To trudne. Okapi jest mądry. Wie, że człowiek boi się bagna. Okapi tam siedzi i dobrze chowa swoje dobre mięso i skórę. Idź, buana, dwa księżyce tam – odpowiedział czarownik wskazując na zachód.- Trafisz na bardzo wielkie bagno. Tam szukaj, a może znajdziesz.

Po długim wahaniu czarownik odstąpił Smudze jedną skórzaną opaskę w zamian za nóż myśliwski i trzy garście soli.

– Ciekawe, co by Hunter powiedział, gdyby usłyszał czarownika mówiącego z najobojętniejszą miną o legendarnym jakoby okapi? – rzekł Smuga, gdy tylko znalazł się z towarzyszami w namiocie.

– Teraz nie możemy już wątpić w istnienie dziwnego zwierzęcia – zawołał Tomek. – Ze słów czarownika wynika, że jadł nawet jego mięso.

– Ani chybi, że te żarłoki muszą znać każde zwierzę żyjące w dżungli, które nadaje się do zjedzenia – potwierdził bosman. – No, no, trzeba przyznać, że miałeś nosa zwracając uwagę na te skórzane opaski. Mnie by to nie przyszło do głowy.

– Oryginalny deseń pokrywający skórę rzucił mi się w oczy – odparł Smuga przyglądając się opasce. – Wspomniałem wam już kiedyś, że o okapi mówił mi ktoś w Szwajcarii. Był to Stanley, który od Murzynów zamieszkujących dżunglę Konga dowiedział się o istnieniu tego zwierzęcia. Stanley wspominał mi, że okapi ma na nogach pręgowaną skórę. Dlatego też od razu zwróciłem uwagę na opaski u nóg czarownika.

– Powiedział, że o dwa dni drogi stąd mają się znajdować bagniste okolice, w których można napotkać okapi. Kiedy wyruszamy w drogę? – gorączkował się Tomek.

– Jutro skoro świt zwijamy obóz – odparł Smuga.

– Dobra nasza, ale łyknijmy rumu za pomyślność wyprawy – zaproponował bosman wyciągając manierkę.

– Po raz pierwszy trafiliśmy na prawdziwy ślad tego legendarnego zwierzęcia. Warto uczcić to wydarzenie – zgodził się Smuga.

ŻELAZNE PAZURY

Mijał trzeci tydzień od chwili opuszczenia osiedla Bambutte. Nasi łowcy rozłożyli się obozem na małym wzniesieniu w pobliżu pokrytej bagnami dżungli. W okolicy tej, według zapewnień starego czarownika pigmejskiego, miały przebywać okapi. Smuga przekonał się wkrótce, że bagnista dżungla absolutnie nie nadaje się do przeprowadzenia łowów na większą skalę. Grząska ziemia usuwała się spod nóg, a głębokie bajora stanowiły zdradliwe pułapki. Nieuchronna, straszna śmierć groziła człowiekowi, który by się nieopatrznie zapuścił w rozległe, przepastne błota.

Smuga nie zraził się nieprzystępnością okolicy. Natychmiast też podjął małe rekonesansowe wypady na obszar topieliska porosłego dżunglą. Oczywiście nie mógł zabierać z sobą jednocześnie Tomka i bosmana. Jeden z nich, oprócz Murzynów, musiał czuwać nad obozem. Z tego też powodu Tomek lub bosman na zmianę towarzyszyli Smudze podczas poszukiwań okapi. Jedynie Dingo brał udział w każdej wyprawie.

Od czterech dni Tomek był niepodzielnym panem obozu. Smuga w towarzystwie bosmana oraz dwóch Bugandczyków i jednego Masaja udali się w odległe, zachodnie okolice dżungli. Tomek nie spodziewał się rychłego powrotu towarzyszy.Żywe usposobienie nie pozwoliło mu na bezczynność, toteż już po dwóch dniach zaczął przemyśliwać, jak by sobie urozmaicić przymusowy pobyt w obozie.

O niecały kilometr na północ rozpoczynał się szeroki pas sawanny. Tomek miał ogromną ochotę wyprawić się tam na polowanie. Zapasy żywności kurczyły się w przerażający sposób, lecz Smuga kategorycznie zabronił mu oddalać się zbytnio od obozu. Tymczasem Inuszi odkrył nie opodal ślady słoni, znalazł legowisko nosorożca, a w końcu zwrócił uwagę Tomka na małpy koczujące na skraju dżungli.

– Gdzie są małpy, tam mogą być też lamparty. Duży biały buana chciał lamparty – kusił Inuszi.

Tomek mężnie nie ulegał ponętnym podszeptom, lecz przy wieczornym ognisku z uwagą przysłuchiwał się rozmowom Murzynów.

– Bambutte to mądrzy i odważni ludzie – chwalił jakiś Bugandczyk. – Taki mały człowiek, a nie boi się nawet wielkiego słonia.

– Szkoda, że Mtoto nie przyszedł tu z nami. Nie bylibyśmy głodni – dodał inny.

– Duży biały buana szuka dziwnych zwierząt w błotach, a nie dba o jedzenie – mruknął któryś.

– Duży biały buana to wielki myśliwy, ale mały biały buana jest jeszcze większy. Kto zabił soko? – zacietrzewił się Sambo. – Jak mały buana zechce, to będziemy mieć całe góry mięsa.

Tomek z serdecznością spojrzał na Samba, który poniesiony zapałem zaczął opowiadać, ilu to wielkich i niezwykłych czynów dokonał mały biały buana. Murzyni co chwila wołali z podziwem: “Ho, ho!” lub “O, matko, czy to możliwe?”

Tomek, opędzając się od chmar owadów, kraśniał z dumy. Czuły na pochlebstwa, uwierzył, że nie ma dla niego niemożliwych do wykonania przedsięwzięć.

Inuszi uważał Masajów za wyższą kastę ludzi. Na ogół nie mieszał się do ogólnych rozmów tragarzy, mimo że nudził się ogromnie. Toteż gdy Sambo zamilkł na chwilę, opowiedział, jak to mały buanawywiódł w pole ich czarownika zabawną sztuczką z monetą, którą wyjął z jego ucha.

Bugandczycy aż pokładali się ze śmiechu i prosili Tomka, aby zademonstrował im swe umiejętności. Chłopiec nie dał się wiele prosić. Przy ognisku rozbrzmiały śmiechy i pochwały.

Murzyni wołali:

– O, matko! To naprawdę wielki czarownik!

– Ho, ho, jak tylko zechce, to schwyta okapi!

– Zabił soko jak małą muchę, żaden zwierz mu nie umknie!

– Na pewno da nam jeść!

– Duży biały buana kazał nam słuchać małego buany. Będziemy polować, jak mały buana chce – zapewnił Sambo.

– Lamparty są w pobliżu. Wykopiemy duży dół, przykryjemy go gałęziami, a u góry nad pułapką powiesimy kawał mięsa. Lamparty wpadną w dół, a my zamkniemy je w klatce – podszepnął Inuszi.

Tomek wahał się jeszcze, chociaż perspektywa samodzielnych łowów nęciła go coraz bardziej. Postanowił spokojnie przemyśleć całą sprawę. Udał się do namiotu na spoczynek, polecając Inusziemu, aby jak zwykle wyznaczył Murzynom kolejność nocnego czuwania.

Tomek długo nie mógł zasnąć. Rozmyślał o Smudze i bosmanie, którzy w tej chwili spali zapewne gdzieś na moczarach w nędznym szałasie. Ciekaw był, czy uda im się wytropić okapi. Obliczał, ile to pieniędzy otrzymaliby za nieznane zwierzę. Stawał się coraz bardziej senny i już przymknął oczy, gdy Sambo wsunął się do namiotu.

– Buana, buana! Czy słyszysz? – szepnął.

Tomek natychmiast zapomniał o śnie. Usiadł na posłaniu. W spowitej ciemnością nocy dżungli rozmawiały tam-tamy. Zerwał się i wybiegł przed namiot. Odległe, ciche dudnienie płynęło gdzieś z północy. Więc Smuga mylił się, twierdząc, że okolica była całkowicie bezludna!

Prawdopodobnie ambitny i czuły na pochwały, lecz rozsądny chłopiec nie zdecydowałby się opuścić obozu, gdyby chodziło jedynie o szukanie rozrywki. Miał zbyt wiele doświadczenia, aby nie docenić niebezpieczeństw grożących w dżungli. Teraz jednak sytuacja zupełnie się zmieniła. Smuga był przekonany, że w pobliżu nie ma siedzib ludzkich. Skoro okazało się inaczej, należało się jak najszybciej upewnić, czy nic nie grozi obozowi.

Olbrzymi Masaj, Inuszi, cicho zbliżył się do Tomka i szepnął:

– Tam-tamy mówią, buana. One daleko, ale lepiej w nocy palić małe ognisko.

– Masz rację, Inuszi. Tam-tamy grają gdzieś na północy. Głos leci po stepie na znaczną odległość. Myślę, że teraz musimy się rozejrzeć po okolicy.