Książęta Kościoła, zajęci ciągłą troską o jego rozrost, potęgę i dobro – zagubili gdzieś po drodze wskazania Jezusa o: ubóstwie, skromności, prawdziwej pokorze, trosce o zagubione owce, dzieleniu się wszystkim z potrzebującymi, głoszeniu czystej Ewangelii, nie mieszaniu się do spraw świata (czyt. Polityki) [7], byciu „żywym przykładem dla stada”. Wynikiem tego – postawa dzisiejszych następców apostołów stanowi zadziwiającą kwintesencję starotestamentowego faryzeizmu ze współczesnym konsumpcjonizmem oraz pragnieniem władzy i dominacji. Koniecznym zatem krokiem w kierunku uzdrowienia Kościoła, szczególnie w naszym kraju, jest uporządkowanie jego finansów – poddanie ich wnikliwej kontroli. Na tej samej zasadzie należy poddać kontroli i ujawnić (dziś skrzętnie ukrywane) faktyczne uposażenie księży, a zwłaszcza proboszczów i biskupów, którzy sami regulują sobie własne wynagrodzenia. Najlepszym wyjściem byłoby wypłacanie księżom pensji tak, jak to się dzieje np. w Niemczech lub też ustalenie powszechnie obowiązujących, rozsądnych stawek za posługi duszpasterskie. Instytucja tzw. rad parafialnych, tak powszechna na zachodzie – gdzie kierują one finansami i inwestycjami niemal każdej parafii – w Polsce faktycznie nie istnieje. Trzeba koniecznie dokonać rozróżnienia pomiędzy autonomicznym charakterem Kościoła i jego czcigodnymi tradycjami, a zdroworozsądkowymi metodami funkcjonowania ogromnej instytucji, która wchodzi w XXI wiek i jest kierowana przez ludzi, a nie przez aniołów.
Nie dziwi mnie postawa większości katolików w naszym kraju, którzy widząc wynaturzenia systemu jaki panuje w Kościele Katolickim – po prostu go nie popierają; poprzez, m.in. nieobecność na Mszach Świętych w niedziele i święta. Nie namawiam tutaj do postaw areligijnych lub, co gorsza, do indyferencji moralnej czy religijnej, – wręcz przeciwnie! Oczywiste jest jednak, iż ludzie są dzisiaj bardziej świadomi i mają naturalne prawo wyboru. Naturalnym, zdrowym odruchem człowieka, który widzi zło i fałsz jest unik, nieufność, obrona, a często wrogość.
W ciągu trzech urlopów w kapłaństwie, odwiedziłem kilkanaście krajów Europy Zachodniej i Południowej; Północną Afrykę oraz Kanadę. Wszędzie obracałem się w środowisku Kościoła Katolickiego, a także wśród protestantów. Próbowałem poznać dokładnie struktury tamtejszych Kościołów, zaangażowanie wiernych oraz wpływ jaki wywiera na nich głoszona nauka.
Obserwowałem wnikliwie życie kapłanów. Po tych wszystkich doświadczeniach doszedłem do kilku wniosków:
1. System panujący w całym Kościele Katolickim jest wadliwy (celibat księży, brak struktur demokratycznych, błędy w nauce dotyczącej moralności seksualnej – antykoncepcji, rozwodów itp.)
2. Kościół w Polsce jest najpotężniejszy ze wszystkich Kościołów na świecie (największa ilość księży i biskupów, największy majątek, największe wpływy na życie społeczne i polityczne w państwie).
Cały paradoks polega jednak na tym, że oddziaływanie naszych kapłanów na wiernych jest znikome, porównywalne do takich krajów jak Albania czy Obwód Kaliningradzki. Najbardziej na świecie wpływowy Kościół nie ma prawie żadnego wpływu na kształtowanie sumień i morale swoich wiernych. Siła Kościoła i jego pasterzy – miast być oparta na ewangelicznych radach (pokory, ubóstwa, przebaczenia, pracy u podstaw, miłości i opieki nad najbardziej potrzebującymi) – jest sztucznie rozdmuchiwana przez wysokich rangą dostojników i podsycana masówkami, które są coraz mniej masowe. Zadufanie w swoją potęgę, ciągłe wiece i świętowania – przy jednoczesnym braku ascezy i autentycznej niezbędnej – zgubiły już wielkie Cesarstwo Rzymskie. Wszystko wskazuje na to, że zguba czeka też Kościół Rzymski, jeśli się w porę nie opamięta.
Odnowa Kościoła musi iść w kierunku zmian systemowych z jednoczesnym podniesieniem wartości świadectwa życia kapłanów i świeckich. Ma to prowadzić do rzeczywistych zmian w świadomości ludzi wierzących. Zasłyszane w świątyni Słowo Boże, poparte przykładnym życiem kapłana, który je przekazuje – padnie wówczas na podatny grunt ludzkich serc i wyda stokrotne plony w postaci nawróceń i dobrych uczynków. Jezus Chrystus powiedział, że właśnie „po owocach” poznamy Jego prawdziwych uczniów, a sama „wiara bez uczynków – martwą jest”.
Kościół dzisiaj sili się na spektakularne, tanie efekty i działania, które mają roztoczyć wokół niego przyjazną atmosferę i stworzyć wrażenie postępu. Myślę tu na przykład o tzw. chrześcijańskim rocku, tęczowej barwie ornatów na paryskim spotkaniu papieża z młodzieżą, nagłaśnianych akcjach pomocy Caritasu po powodzi, odcięciu się Glempa i Pieronka od wypowiedzi Jankowskiego itp. Tak samo pozorne było odżegnywanie się papieża od antysemityzmu, bo nie poparte autentyczną skruchą wobec autentycznych rozmiarów winy Kościoła. Obok tych populistycznych zagrywek, można również zaobserwować nieliczne próby naginania starej doktryny (której przecież zmienić nie można) do nowych czasów i ciągle ewoluującej rzeczywistości. Jednym z przykładów może być łaskawe przyzwolenie Kościoła na naturalne metody zapobiegania ciąży, choć jeszcze niedawno wszelka ingerencja myśli ludzkiej w dziedzinę płodności była niedopuszczalna.
Konieczne jest ujawnienie zjawisk, które w przeszłości i obecnie, na szeroką skalę deprawują samych duchownych i gorszą rzesze wierzących. Zjawiska te są tylko następstwami niehumanitarnych i nienormalnych praw, którymi kieruje się Kościół. Łamanie tychże praw, np. celibatu, zakazu stosowania antykoncepcji, rozwodów, zapłodnienia in vitro itp. – na skalę masową – stwarza zamknięty krąg deprawacji sumień i zachowań ludzi, którzy noszą w sobie pragnienie życia zgodnego z wolą Bożą. Szukają jej w Kościele, ale zamiast woli Bożej i wykładni Bożych przykazań, wtłacza się im tam przepisy prawa ludzkiego pod etykietką „nadprzyrodzone”. W konsekwencji wierni szukający Boga znajdują nakazy hierarchów Kościoła; bardzo trudne do wykonania, a często niewykonalne – gdyż sprzeczne z naturą ludzką (np. celibat). Kościelne nakazy prawne najczęściej nie mają nic wspólnego z prawem Bożym. Są za to obwarowane wieloma sankcjami (np. dla rozwodników) i karami grzechów ciężkich – śmiertelnych.
Spowiadałem osobiście, a także rozmawiałem z wieloma bardzo wartościowymi, wierzącymi ludźmi, o wrażliwych sumieniach. Ci wspaniali katolicy, będąc ciągle w konflikcie z własnym sumieniem, ulegają czemuś co mogę nazwać auto-deprawacją. Chcą oni wierzyć nauce Kościoła i wypełniać ją, ale ponieważ przekracza to ich możliwości – wybierają dwie drogi: albo trwają do końca życia w wyrzutach sumienia popełniając „grzechy kościelne”, albo też wybierają wyjście pod hasłem – skoro i tak nie mogę, to nie będę się wysilał. Niestety, w tym drugim przypadku prawo ludzkie – kościelne eliminuje się na równi z prawem Boskim. Obie te drogi są zabójcze dla jednostek i dla całych społeczności. Mamy w tym miejscu jedną z prób odpowiedzi na pytanie – dlaczego w krajach katolickich, np. w Polsce ludzie wierzący postępują wbrew zasadom swojej wiary? Pan Jezus, jak zwykle przewidział taki obrót sprawy i przestrzegał sobie współczesnych, a także nas wszystkich słowami: „strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów” [8] i w innym miejscu – „czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą (przyp. – o ile przekazują naukę otrzymaną od Boga), lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać…” [9].
Te i inne słowa Jezusa odnoszące się do kapłanów i uczonych w piśmie – śmiało odnieść możemy dzisiaj do papieża, biskupów i wszystkich hierarchów Kościoła Rzymsko-Katolickiego, strzegących depozytu własnych nakazów i zakazów, a przede wszystkim własnych interesów. Książęta Kościoła – jak sami siebie nazywają – sądzą, że utrzymywanie człowieka w ciągłym konflikcie z własnym sumieniem ma go związać z Kościołem i uczynić z niego pokorną owieczkę. Takie właśnie owieczki najłatwiej jest omamić, uzależnić i wykorzystać finansowo. Nie należy bynajmniej winą za taki stan rzeczy obarczać szeregowych kapłanów, którzy sami są w pewnym sensie ofiarami, będąc bezwolnymi narzędziami w rękach swoich, wyższych rangą przełożonych.