Изменить стиль страницы

Wydawać by się mogło, że wreszcie znalazłem parafię dla siebie, księży współpracowników niemal bez zarzutu, a w perspektywie roku – przeprowadzkę do apartamentu w nowej plebanii. Bliskość rodzinnego miasta była kolejnym, ważnym atutem. Stosunkowo niewielka odległość od Łodzi pozwalała mi bez przeszkód kontynuować studia doktoranckie na akademii. Samo miasto, pomimo sąsiedztwa wielkiej aglomeracji, było ciche i urokliwe. Ozorków nie był jednak bezludną wyspą. Często odwiedzali mnie koledzy-księża, przywożąc nierzadko zatrważające wieści z terenu. Opowiadali o swoich proboszczach, różnych nadużyciach i świństwach.

Mimo ustabilizowanego życia osobistego i zawodowego, coraz bardziej narastał we mnie sprzeciw wobec zakłamań systemu, którego byłem częścią. Postanowiłem rozmawiać na ten temat z innymi księżmi. Niemal w każdym przypadku spotykałem się z tą samą sentencją – siedź cicho, jak ci dobrze! Swoimi wątpliwościami podzieliłem się z moim byłym spowiednikiem – ojcem duchownym z seminarium. Ojciec wstrząśnięty moimi uwagami zalecił mi ćwiczenia w pokorze i nadał ciężką pokutę. Niestety, wątpliwości ciągle narastały; co więcej – zacząłem mieć pewność, że to jakiś wewnętrzny głos, nadludzka moc popycha mnie do wielkiego dzieła. Dziełem tym miała być przemiana Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Postanowiłem, iż poświęcę swoje życie tej właśnie sprawie. Nie miałem właściwie wyboru – to postanowienie stało się moją obsesją. Wiedziałem i wiem nadal, że zrodziło się to pod natchnieniem samego Boga i z Jego woli. Równocześnie powstała we mnie idea napisania tej właśnie książki.

Po wielu godzinach modlitw, w których prosiłem Boga, abym mógł jak najlepiej rozeznać Jego plany wobec mnie – powziąłem ostateczną decyzję o odejściu z kapłaństwa. W rozmowie z moim proboszczem zwierzyłem się ze wszystkiego, co leżało mi na sercu i powiedziałem o moim postanowieniu. Ksiądz Józef, którego również bolały ciemne strony Kościoła, wyraził swoje zrozumienie dla mojej decyzji, a przede wszystkim podziwiał odwagę i determinację, która mną kierowała. Osobiście miałem chwile zwątpienia – czy rzeczywiście mogę zmienić coś, co skostniało i utrwaliło się przez setki lat, a w dodatku ma tak możnych i wpływowych strażników. W tej samej chwili przyszły mi na myśl słowa Jezusa mówiące o tym, iż to co u ludzi jest niemożliwe, jest możliwe u Boga. Jeśli On mi pomoże, to nic nie powstrzyma Jego własnych planów.

Przed ostatecznym opuszczeniem parafii chciałem odbyć jeszcze jedną rozmowę. Pragnąłem otworzyć się przed człowiekiem, któremu ślubowałem życie w celibacie oraz cześć i posłuszeństwo; który w geście apostolskim włożył ręce na moją głowę, pobłogosławił mnie i obdarzył swoim zaufaniem. Niestety, ksiądz arycybiskup Władysław Ziółek był wtedy gdzieś na drugim końcu świata, a po jego przyjeździe przez ponad miesiąc nie mogłem u niego uzyskać audiencji. Być może tak właśnie miało się stać, żeby mój przełożony dowiedział się o wszystkim z tej książki – jak wszyscy inni. Nie czułem się zobowiązany wobec tego człowieka. W końcu to nie on mnie powołał i uczynił kapłanem, ale sam Jezus Chrystus. Tak naprawdę, to nie jemu ślubowałem w czasie święceń, ale samemu Bogu. Co się zaś tyczy samych ślubów, które uczyniłem – nie było to dla mnie żadną przeszkodą w odejściu od kapłaństwa, bo wiem, że tak naprawdę wcale nie odszedłem. Nigdy nie przestanę być uczniem Chrystusa, który zostawił wszystko i poszedł za Nim, aby głosić Jego naukę. Ciągle żywe jest we mnie powołanie i pragnienie bycia pasterzem w Jego Owczarni. Wierzę głęboko, iż nadejdzie taki dzień i stanę na nowo przy Jego ołtarzu, ale już w nowym, lepszym Kościele, w którym kapłani i wierni będą czcili Boga „w Duchu i prawdzie”.

ROZDZIAŁ VIII KONIECZNOŚĆ ZMIAN W OWCZARNI CHRYSTUSA

Aby uniknąć niepotrzebnego zamieszania związanego z moim odejściem, przeczekałem okres urlopów. W przeddzień księżowskich przeprowadzek pożegnałem się serdecznie z księdzem proboszczem i księdzem Darkiem. Do dzisiaj łączą mnie z nimi przyjacielskie kontakty. W ciągu jednego dnia znalazłem i wynająłem niewielkie mieszkanie pod Łodzią i tam zamieszkałem. Aby zarobić na utrzymanie założyłem niewielką firmę produkcyjną.

Od samego początku zacząłem jednak pisać tę książkę, bo wiedziałem, że ona musi powstać. Jakaś wewnętrzna Siła kazała mi każdą wolną chwilę poświęcać jej powstaniu. Teraz wydaje mi się to oczywiste – niemożliwa jest naprawa błędów i przemiana na lepsze, bez uprzedniego ukazania tychże błędów oraz ich skutków. Aby pokazać komuś właściwe rozwiązanie, należy wpierw odwieźć go od złych metod i dróg, które obrał.

Moja książka, jest pierwszym i jedynym w swoim rodzaju świadectwem byłego księdza z kraju papieża. Nie piętnuje ona kapłańskich wad i słabości, ale zakłamanie systemu kamuflującego te wady; systemu, który z góry niejako wyklucza istnienie takich wad i słabości u „nadludzi”. Tak naprawdę jednak, są oni na nie podatni jak wszyscy inni, a nawet o wiele bardziej, gdyż ich postawa jest naturalną obroną przed nienormalnym i nieludzkim sposobem życia, do którego są naginani. Niektóre wymogi Kościoła względem księży, takie jak np. celibat i bezwzględne posłuszeństwo w głoszeniu nauk całkowicie niezgodnych z ich wewnętrznym przekonaniem, wypaczają sumienia głosicieli Słowa Bożego i są w konsekwencji powodem ich upadków. Poza tym, najzwyczajniej w świecie, niezdolni są unieść „ciężarów nie do uniesienia” [6]. Są bowiem tylko ludźmi – jedni lepszymi, drudzy gorszymi

Kapłan żyje w ciągłym konflikcie z samym sobą, a także w zakłamaniu – to demoralizuje jego samego, a w konsekwencji także ludzi, którzy słusznie upatrują w nim wzoru do naśladowania. Takie życie pociąga za sobą cały szereg następstw. Wielu księży cechuje: egocentryzm i pycha. Samotność i postawy krytykanckie wobec nich są powodem nieufności względem ludzi świeckich, ucieczki w alkoholizm, a często zupełnej izolacji i wyobcowania ze środowiska. Jakże częstym obrazkiem jest proboszcz albo wikary spieszący pędem na plebanię po skończonym nabożeństwie. W powszechnej praktyce jest np. sztubacki zwyczaj kupowania przez księży nowych samochodów łudząco podobnych do tych, którymi jeździli poprzednio po to, aby „nie spadła ofiarność”.

Przytłoczeni z jednej strony nieograniczoną władzą biskupa, a z drugiej strony zaszczuci przez własnych wiernych – słudzy Kościoła wykształcili w sobie postawę obrony, dystansu wobec otoczenia oraz cynizmu – w czym są prawdziwymi mistrzami. Niestety bywają na tym tle duże przegięcia. Księża, „otrzaskani” ze świętościami, szydzą nawet ze swej sakramentalnej i duszpasterskiej posługi; z ludzi angażujących się do różnych prac przy parafiach, wspierających Kościół ofiarami i modlitwą. Dla przykładu – starsze kobiety najczęściej nawiedzające świątynie i członkinie kółek różańcowych nazywane są przez księży „żabami kropielniczymi”, a starsi mężczyźni – „dziadami kościelnymi” itp.

Wzajemne stosunki między księżmi również pozostawiają wiele do życzenia. Powszechna jest zazdrość o lepszą, bardziej dochodową parafię; donoszenie na kolegów do biskupa itp. Proboszczowie, aby zjednać sobie przychylność „góry” prześcigają się w dogadzaniu biskupom, ubóstwianiu ich i „rozpuszczaniu” na wszelkie możliwe sposoby. Duża, niekontrolowana władza proboszczów (często starszych i zdziwaczałych) nad wikariuszami, jest powodem wielu konfliktów, które nierzadko przybierają formy drastyczne, a niekiedy wręcz tragiczne.

Osobnym tematem jest panujący wśród kleru kult pieniądza, traktowanego najczęściej jako dobro zastępcze – na zasadzie – nie mogę mieć tego, co mają inni wiec będę miał to, czego inni nie mają lub co pragną mieć. Nie będzie wielką przesadą jeśli powiem, iż dzisiejszym Kościołem rządzą pieniądze. Pomiędzy księżmi istnieje ciągła rywalizacja o największe i najbogatsze parafie. Normalnym zjawiskiem jest kupowanie u biskupów godności kościelnych – kanonika i prałata. Właśnie biskupi są prawdziwymi finansowymi krezusami. Mają oni nieograniczony dostęp do ogromnych pieniędzy napływających z diecezji. Każda parafia jest opodatkowana na rzecz utrzymania kurii, biskupów, licznych przedsięwzięć i fundacji kościelnych, m.in. budowy nowych świątyń, utrzymania seminarium, diecezjalnego caritas, misji w krajach trzeciego świata oraz na potrzeby papieża i funkcjonowanie Państwa Kościelnego – Watykanu. Kardynałowie i biskupi w sposób zupełnie niekontrolowany mogą korzystać i faktycznie korzystają z tej góry pieniędzy.

вернуться

[6] Patrz Ew. ML 23, 3-5