Изменить стиль страницы

– Wchłonął je chrześcijański kapitalizm.

– Przegrały lub przystosowały się. W domkniętym środowisku nie ma ucieczki. Jak żeście to nazywali za twoich czasów, stahs?

Zamoyski wypuścił z płuc dym.

– Globalizacja.

– Globalizacja. Globalizacja jest zaledwie pierwszym przejawem tego fundamentalnego, uniwersalnego procesu: kosmologizacji. Wyścig zaczyna się na globie, ale w ostatecznym rozrachunku nie chodzi przecież o osiągnięcie Formy Doskonałej danego środowiska planetarnego – lecz Formy Doskonalej wszechświata, wszystkich możliwych wszechświatów.

Wydawało się, iż rahab swobodnie posługuje się angielskim, opowiadając tu Zamoyskiemu teorie socjogoniczne, a przecież wszystko to przechodziło wpierw przez labirynty Kodu. Adam nie był nawet pewien, czy ambasador fizycznie znajduje się w Sol-Porde. Chyba nie.

Przez dym i przez miodowy światłocień „Trzech Koron", błądząc wzrokiem ponad głową interlokutora, Zamoyski dojrzał w wysokim zwierciadle odbicie sąsiedniego salonu, a w nim – czterech mężczyzn zgromadzonych przy stole bilardowym. Nie grali; stali z kieliszkami w dłoniach i rozprawiali o czymś półgłosem z ponurymi minami. Jednym z nich byłu P. G.; dwóch innych Zamoyski nie znał; czwartego znał, ale nie potrafił sobie przypomnieć – skąd. Złote włosy, jasne oczy, szczupła, nordycka twarz, wydatna grdyka… Zamoyski ustawił ręcznie malowany portret złotowłosego na pierwszym stopniu ruin ruin rzymskiej willi.

– Pojedynki, prahbe.

– Ach, pojedynki. Stanowią jeden z elementów Cywilizacji HS. Nie będę dyskutował o racjonalności waszej kultury, stahs, niemniej jako środek służący jej zachowaniu są

one bez wątpienia racjonalne, być może wręcz konieczne – jak Gnosis.

Gnosis, pomyślał Zamoyski, //zagłębiając się w hiper-tekst „Multitezaurusa". Gnosis zarazem należy i nie należy do Cywilizacji. Stanowi jej granicę, Mur Chiński, śluzę, filtr i osmotyczną błonę komórkową.

– Więc rytualne wymachiwanie szpadą ma przyczynić się do… do czego właściwie? Konserwacji człowieczeństwa?

– Takie są założenia – przytaknęlu Ogień.

– I ja mam z tum Tutenchamonum -

– Aha.

– Macie oczywiście jakiś interes w pomaganiu mi – rzekł Zamoyski, przyglądając się kształtom dymu – aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, jaki. Chcesz, bym uwierzył, że spotkałuś mnie tu przypadkowo? Nie uwierzę. Zapewne w jakimkolwiek publicznym miejscu bym się zamanifestował, ty, prahbe, w minutę później byłubyś już przy mnie. Nagotowane modele frenu, symulacje rozmowy, strategie psychologiczne – podejść, zachować się tak a tak, powiedzieć to a to… Do jakiej myśli podświadomej miała mnie doprowadzić twoja opowieść o historii Cywilizacji?

Ogień uśmiechnęłu się melancholijnie.

– Może do takiej właśnie…?

– A nie mówiłem? Całe strategie.

– A ty co w tej chwili robisz, stahs? Czym nasza rozmowa różni się od dowolnej rozmowy dwóch stahsów? Modele, symulacje, strategie – wszystko to obraca się wam w głowach. Lecz nie mówicie o nich na głos.

– Czym się różni? Tym, że nie potrafię sobie nawet wyobrazić, o czym ty, prahbe, myślisz. Gdy rozmawiam z człowiekiem – rozmawiam z sobą za maską cudzej twarzy. Gdy rozmawiam z tobą – za manifestacją tylko czarna otchłań.

– Czarna otchłań oferuje ci pomoc, stahs.

– I to mnie właśnie przeraża.

Szczerzyli się już do siebie otwarcie: pozbawione wesołości białe uśmiechy higienicznych drapieżców.

– A jaką postać miałaby przybrać ta pomoc?

– Championa.

– Słucham?

– Jako stahs wyzwany przez inkluzję masz prawo wystawić championa. Możemy służyć ci radą i kontaktami; możemy zapewnić samego championa.

– A-a, champion, rzeczywiście – mruknął Zamoyski, //czytając Kodeks Honorowy Cywilizacji HS. – Cóż, jakiekolwiek byłyby wasze motywy, obecnie znacznie bardziej ciekawią mnie motywy Tutenchamonu. Tylko proszę mi darować to kazanie o inkluzjach: że to góra Krzywej, więc nie sposób przejrzeć ich myśli, et cetera. O co jenu chodzi?

Ogień założyłu ręce na piersi, wydęłu wargi.

– Rozważamy różne możliwości. Być może coś ze Studni Czasu – twoje nazwisko dość często pojawia się w relacjach z przyszłości, stahs. Może mieć to coś wspólnego ze stahsem Judasem McPhersonem. Mogła też być to deklaracja polityczna. Ty nie żywisz żadnych podejrzeń?

– Nie znam jenu w ogóle. Moje podejrzenia prymitywne: co onu może zyskać na mojej porażce?

Ambasador wzniosłu oczy do sufitu.

– Niezbyt się na tym wzbogaci, prawda?

– Ile za wykup manifestacji? Jedną trzecią majątku? – Secundus Zamoyskiego czytał w pośpiechu Kodeks. – Ale samu wybierze ekwiwalent. Co to znaczy?

– Może nu chodzi o twoje archiwizacje, o pamięć, stahs?

Czyżby znowu Narwa? Moetle znalazł jakiś sposób na wydobycie ze mnie tajemnicy – Tutenchamon chce zaś po prostu przejąć mój mózg. Może faktycznie taki jest powód…

Albo jednak kolejna kontralogia Heinleina.

– Prahbe Ogień! – odezwalu się znad Zamoyskiego Patrick Gheorg. – Czyżbyśmy wciągali stahsa Zamoyskiego w świat wielkiej polityki?

– Już został wciągnięty, obawiam się – rzekłu ambasador, wstając i kłaniając się lekko McPhersonowu.

= Nie jesteś moim aniołem stróżem! = warknął Za-moyski na P. G.

= Nie jestem też twoim wasalem! = odwarknęłu z zaskakującym gniewem sekretarz Judasa.

Michał Ogień zdążyłu tymczasem powtórnie się ukłonić i odejść.

– No więc nu przegoniłuś, gratuluję – skwitował Zamoyski.

Modus operandi McPhersonów staje się aż nazbyt wyraźny: wyciągnąć mnie w jakieś publiczne miejsce i wystawić, niczego się nie spodziewającego, pod ostrzał politycznych graczy – najpierw plaża Słowińskienu i Tutenchamon, teraz „Trzy Korony^' i Ogień. Ciekawe, czy pobierają od nich opłaty za „kwadrans z dziwolągiem"?

A może plan jest jeszcze bardziej szczegółowy? Najpierw doprowadzić do pojedynku, a potem podstawić mi championa. Pełna kontrola.

Muszę przestudiować prawo Cywilizacji HS – co by na tym zyskali? Bo coś na pewno.

P. G. obejrzału się za prahbe'um.

– Niech zgadnę: zaoferowału jakąś przysługę.

– Dlaczego właściwie Tutenchamon wyzwału mnie na pojedynek?

– A co mówiłu phoebe Słowiński?

Zamoyski sięgnął pamięcią. Kontrola Spływów, no tak, to też może być motyw. Ale nawet jeśli zwyciężywszy osca zażyczy sobie części moich Pól – i tak nie da to jenu tej kontroli.

Randomizer behawioru szarpnął ramieniem Zamoyskiego i Adam klepnął jowialnie manifestację Gheorgu w plecy. Z własnej woli natomiast spytał:

– Czy istnieje jakiś sposób na zmanipulowanie wiadomości ze Studni Czasu?

Patrick skinęłu na Zamoyskiego.

– Chodź, zobaczysz.

Ledwo wyszli z „Trzech Koron" (jeszcze się drzwi klubu za nimi nie zamknęły i Zamoyski nie zdążył się obejrzeć na płaskorzeźbę Pierwszej Tradycji), P. G. przeadresowału ich – w próżnię. Oczywiście nie była to próżnia naprawdę pusta, lecz próżnia Cywilizacji, toteż wypełniał ją inf. Co prawda w przypadku tak wielkich przestrzeni zagęszczenie nanobotów pozostawało daleko mniejsze od tego wymaganego przez protokoły planetarne; Patrick musiału byłu zarządzić lokalną kondensację już chwilę temu, oboje bowiem zamanifestowali się tam materialnie bez żadnego opóźnienia, nie zmieniając nawet samych manifestacji, Zamoyski jeszcze z cygarem w zębach.

Absurdalność podobnych reprezentacji już nie uderzała go z taką siłą. Technologia usprawiedliwia kulturę. Cokolwiek jest możliwe, stanie się – gdzieś, kiedyś – normą. I Adamowi nie sprawiało już właściwie różnicy: AR i Ogrody Cesarskie czy Farstone, czy kosmos. Tak czy owak, wszystko zapośredniczone.

Nie było tu gwiazd. W braku źródeł światła Zamoyski nie powinien był widzieć ani Patricku, ani nawet siebie; że widział, pozostawało w całości zasługą nałożonych przez P. G. aplikacji ortowirtualnych. Te same aplikacje według woli Gheorgu wydostawały z mroku kolejne obiekty lub od podstaw szkicowały ich zarysy w OVR, gdy same obiekty w ogóle nie miały prawa być widoczne.