Изменить стиль страницы

Skoro więc z tym sobie poradziliśmy… Lista zagrożeń, punkt drugi.

– Smaug! – syknęła. Trójptak poddreptał do jej głowy.

– Gdy tylko wyjdziemy – szeptała na płytkim oddechu – lecisz do włazu. Natychmiast na zewnątrz. Z Kła.

– Rrrozumiem – trzykruk przytaknął (w dwóch trzecich).

Teraz Zamoyski. Kiedy wreszcie Kieł wypruje się z Saka? Już mnie kręgosłup boli, a w płucach -

Odruchowy kurcz mięśni podrzucił ją pół metra nad podłogę. Nieważkość. Sprawdziła okna ekranowe. Na obu gwiazdy. Czy to oznacza, że wyszli spod blokady i przywrócona została łączność przez Plateau?

Złapała się oparcia fotela i wróciła do pionu. Jeśli nie zawodziła ją pamięć, konstelacje nie zmieniły się, a i Mały Obłok Magellana Zamoyskiego był na miejscu. Zresztą wystarczy spojrzeć na Smauga: nie rzuca się jej do gardła.

Smaug!

– Właz! – warknęła. Pofrunął w głąb korytarza.

Odepchnęła się ku ścianie i ułożyła dłoń do makra otwierającego właz. Kątem oka spostrzegła jeszcze, iż Zamoyski leży bez ruchu na pochlapanej krwią podłodze – zapewne stracił przytomność.

Pchnęła palce w ścianę. Nic się nie stało: nie usłyszała huku od stronu włazu.

Mróz przeszedł jej po plecach. Nanomant na Polach porywaczy – zamknięta z nim w tej ciasnej kabinie – mord w zimnym koszmarze – koniec.

Wściekła, odbiła się w głąb korytarza; nieprecyzyjnie wymierzone pchnięcie zapewniło jej dorodne sińce na biodrze i barku.

W mdłym świetle ścian szybu perystaltycznego ujrzała srebrnopiórego Smauga przyczajonego przy zatrzaśniętej grodzi mniej więcej w połowie długości tunelu. Śluza! Kieł uformował śluzę! No tak, mogła się spodziewać; kolejny raz okazała się haniebnie niedomyślna. Dobrze, że Zamoyski nie jest świadkiem tych fajerwerków głupoty.

Wróciła do kabiny. Powtórnie odcisnęła makro. I po chwili ponownie. Po czym pospieszyła sprawdzić szyb. Po trójkruku ani śladu.

Już spokojna, podpłynęła do Zamoyskiego. Leżał pod niezabliźnioną ścianą, ubrudzony po łokcie zasychającą krwią. Wyjęła mu z dłoni i schowała nóż. Nacięcia na przedramionach mężczyzny nie były głębokie; najgłębsze stanowiło jej dzieło. Zawiązała rękawy koszuli wskrzeszeń-ca. Nie otwierając oczu, mamrotał coś niezrozumiale w jakimś obcym języku; pomimo lekcji ojca Japre, nie potrafiła go rozpoznać.

Potrząsnęła Zamoyskim. Odbili się oboje w powietrze. Zahaczyła stopą o fotel i z wysiłkiem ściągnęła ich w dół.

– Adam. Adam…!

Zamoyski w majaku łapał coś lewą dłonią.

Posadziła go w fotelu, przypięła. Nie odzyskując przytomności, rozsiadł się wygodnie, sięgnął gdzieś w przód, podniósł jakiś niewidzialny przedmiot, zbliżył go do twarzy (powieki nadal opuszczone) i uśmiechnął się lekko.

Blokując się w miejscu stopami, spoliczkowała go z rozmachem. Otworzył oczy.

Pochyliła się, zaglądając mu w nie niczym zaklinacz węży; oburącz schwyciwszy się poręczy, mogła utrzymać równoległą pozycję, jakkolwiek by się wykręcał.

– Posłuchaj mnie. Słuchasz? Nie wiem, jak rozległa jest ta blokada, ale w końcu się spod niej wydostaniemy. W tym samym plancku mózg Kła wskoczy na swoje Pola. Pola należące do porywaczy. Nie wiem też, jak szybko zdołają oni zareagować i w jaki sposób – ale to będzie wyścig. Słuchasz mnie? Musimy zdążyć skontaktować się z Cywilizacją, z Cesarzem, trybunami Loży, Oficjum lub Judasem. A nie możemy tego zrobić poprzez interfejs Kła, transmisja by szła przez te same, prywatne Pola kidnaperów. Rozumiesz? To ty, ty masz w głowie wszczepkę!

– Co…?

– Raz, dwa, trzy – budzisz się, Zamoyski! Musisz wejść na Plateau.

Żachnął się.

– Niby jak?

– Bezpośrednio. Gdy tylko wylecimy spod blokady.

– Jak „bezpośrednio"? Nigdy nie korzystałem z Plateau. Ta wszczepka… – pomacał się po głowie, jakby istotnie mógł ją wyczuć przez czaszkę – uległa zniszczeniu.

– Nie. Atak poszedł po Plateau: wyczyszczono Pola. Siatka konekcyjna została. I mylisz się: korzystałeś z Plateau przez całe miesiące. Teraz po prostu zrobisz to po raz pierwszy świadomie. Patrz na mnie! Zrobisz to! Gdy tylko wyjdziemy na czyste.

– Dajże spokój, dziewczyno, ja takich -

– Poddajesz się? Rezygnujesz?

– Co? Nie, po prostu -

– No? No?

– Jak miałbym to zrobić?- wycedził, już na tyle przytomny, by wzbudzić w sobie zimny gniew. – No powiedz.

Mam go, skonstatowała, i odstąpiła od fotela. Teraz dopiero naprawdę ścisnął ją lęk – bo w istocie nie posiadała tej pewności: że siatka na mózgu Zamoyskie-

go wciąż jest sprawna; że zachowała się struktura i programy zarządzające. Pamiętała tylko kilka zdań komentarza poczynionych przez ojca d propos skutków ubocznych zamachów. Na dodatek sama nigdy nie korzystała bezpośrednio z Plateau. Dysponowała jedynie informacjami z drugiej ręki.

Adamowi jednak prezentowała twarz eksperta.

– Istnieje kilkanaście standardowych, najbardziej popularnych makr aktywizacji, silnie ukorzenionych w kulturze – jak zakorzenione są makra savoir-vivre'u: uścisk ręki, pocałunek dłoni, ukłon. Ponieważ twoja siatka została położona w innym celu, mocno wątpliwe, by seminkluzja uznała za niezbędne grzebać w narzędziowni interfejsu. Zakładam, że pozostał stary default. Tak, masz rację, to wszystko się nawarstwia. Pokażę ci mudry wywoławcze makr. Potem – to już zależy, jakie Pola przypisano twojej siatce. Prawdopodobnie wejdziesz na łąki Gnosis. Przejmie cię SI odźwierna. Ona zajmie się wszystkim. Nawet nie poczujesz. Zrozumiałeś? Zrozumiałeś?

Uśmiechnął się tylko.

– No co? – speszyła się.

– Nic – pokręcił głową. – Pokaż te mudry. Pokazała mu; a raczej – objaśniła. W większości

bowiem były to figury umysłu, nie ciała. Musiała mu zawierzyć, że wykona je prawidłowo. On wierzył jej, że prawidłowo mu je opisuje.

Ciągi skojarzeń, rytm oddechu, wyobrażenie obiektów geometrycznych, napięcie określonych mięśni, tych zazwyczaj niewykorzystywanych…

– Powtarzaj bezustannie – pouczyła go. – Nie wiemy, kiedy miniemy granicę blokady. Krzyknij, gdy wejdziesz.

Czy i teraz się uśmiechnął? Broda zakrywała. Angelika zacisnęła zęby.

– Zapiszę ci adresy, jakie wyciągnęłam z tego miodowego chłopca. Nauczysz się ich na pamięć. To długie ciągi liter. Dasz radę?

– Ty jakoś zapamiętałaś.

– Uczą mnie tego w Puermageze.

– Czego?

– Tego. Zarządzania pamięcią. Podejmowania szybkich decyzji w warunkach stresu. No już. Wykonuj!

Zrobił taką minę, że tym razem roześmiali się oboje.

W przypadku Zamoyskiego był to śmiech wręcz histeryczny. Usiłował się uspokoić – bez skutku. Wskazywał coś uniesioną ręką – ręka latała mu na wszyskie strony. Chciał złapać Angelikę za ramię – ta odbiła się i poleciała na ścianę gwiazd. Uderzył tyłem głowy o oparcie. Rechotał dalej.

Angelika przestała się śmiać tylko na moment, by wykrztusić:

– No wykonuj!

Po czym z powrotem zgięło ją wpół.

Rozpiął pasy i spadł z fotela – wprost na pociętą ścianę.

– Kar… karm… karmić…

– Co?

– Karmić go trzeba. -E?

W śmiechu zaniosło go aż na sufit.

Nawet gdy przestał już w ogóle odczuwać rozbawienie, organizm nadal przymuszał płuca i przeponę, wykrzywiał twarz… Śmiech chroniczny.

Ona uspokoiła się wcześniej.

– Co mówiłeś? – wydyszała.

– Jeśli przestanie rozpoznawać świeżą krew…

– Rozumiem.

Odepchnęła się ku przedniej ścianie. Zamoyski minął ją, wracając na fotel. Nacięła sobie palec, ale to okazało się za mało; powtórzyła cięcie nad nadgarstkiem. Wtarła na-

stępnie krew w już wypaczony materiał okładziny – spulchnił się od nowa.

– Lepiej, żebyśmy wyszli, zanim wyschną mi żyły – mruknęła.

Adam ponownie zapiął się w fotelu.

– Adresy – przypomniał.

Gdzie notes? Angelika zmarszczyła brwi. Miał go Zamoyski, ale najwyraźniej zostawił z innymi rzeczami na dole – to znaczy w Saku – to znaczy pośród jego pozostałości, gdzieś parseki za rufą Kła, w śmietniku Afryki rozpiętym na fałdach zdewastowanej czasoprzestrzeni.