Изменить стиль страницы

I czemu w ogóle miałabym to czynić? Wszak to właśnie Zamoyski nie pasuje do tego świata i nie potrafi go zrozumieć.

Nie wolno mi zatracić poczucia proporcji. Jestem stah-sem. Teraz widać to najwyraźniej: że w ogóle zastanawiam się nad tym; że Adam zdołał mnie tą swoją reakcją dotknąć. Tak, jestem stahsem, i będzie się to na mnie mścić -

Doszedł ją okrzyk Zamoyskiego. Wróciła do kabiny. Światło pochodziło tu z fosforyzujących sino krawędzi ścian i wszystko w nim było o cal bliższe grobu.

Zamoyski stał w najdalszym kącie kabiny i ciął myśliwskim nożem Angeliki własną rękę oraz gumowatą materię ściany. Krew wsiąkała w podłogę u jego stóp, wypaczając jej powierzchnię w czarne bąble i pory, niczym żrący kwas.

– Cóżeś ty znowu wykombinował?

Nie oglądając się, wskazał ręką (tą nieokaleczoną) na ścianę po lewej, gdzie obracały się na sztucznym atłasie nocy tajemnicze gwiazdozbiory.

– Co to niby jest? – spytał retorycznie. – Transmisja z zewnętrza Saka, tak? Ale jakim sposobem przy zablokowanym Plateau? Sama mówiłaś, że do tego właśnie celu stworzono pierwsze Plateau: do nawigowania Kłów.

– No ta-ak.

– Ale pulsary na przykład – aż sam się w końcu obejrzał – widzisz…? To jest miejsce sklejenia pętli, plik rusza od początku, błyski są niezgrane. Ostatnie nagrania, założę się. – Tu przerwał, by jeszcze upuścić krwi. – Więc są procedury awaryjne. Wie, co robić w przypadku odcięcia od Plateau.

– Ale czemu ty się tniesz?!

– A widzisz tu gdzieś jakąś apteczkę? Zestawy pierwszej pomocy? Automatycznych chirurgów?

Angelika rozglądnęła się bezradnie, mimo woli poddając się retoryce Zamoyskiego. Trzykruk w kącie czyścił pióra, tylko środkowa głowa spoglądała na wskrzeszeńca. Który rozsmarowywał właśnie krew po poharatanej ścianie.

– Ale – czemu ty się tniesz?!

– Bo teraz będzie musiał udzielić mi pomocy, a bez dostępu do Plateau wybierze algorytm awaryjny.

– To znaczy jaki?

– Nie może sprowadzić pomocy. Co zrobi?

– To, do czego go zaprogramowano.

– A ja sądzę, że nikt go specjalnie nie przeprogramo-wywał, wszystko jest na Plateau. To zaledwie standardowy hardware ze szczątkowym oesem. W każdym razie tak się zachowuje. Jest sprofilowany na fizjologię HS, a ta guma, czy co to jest, reaguje na ludzką krew, widzisz? Zorientowałem się, kiedy przypadkowo kapnęło mi z ramienia,

z tego twojego cięcia; jeszcze się nie zasklepiło. A skoro tak

– to Kieł nie będzie przecież czekał, aż się wykrwawię na śmierć! Prawda?

– Chcesz powiedzieć: taką masz nadzieję.

– Nie pamiętasz, co sama mi mówiłaś? Że bezpieczeństwo ludzi najgłębiej zakodowano w programach Kłów, najwyższy prioryret, najpierwsza dyrektywa – nie pamiętasz? A gdy zabrakło nadzoru z Plateau – co mu pozostało? Tylko te archaiczne algorytmy, pierwotny oes, starożytne przykazania.

Obejrzawszy się przez ramię, wyszczerzył się do Ange-Hki z gęstej brody.

– Wystarczająco długo pracowałem na komputerach. Tak naprawdę programy nie ewoluują. One się nawarstwiają. Dwudziesty dziewiąty wiek, tak? Założę się, że gdybym dostatecznie głęboko pogrzebał, znalazłbym tu u podstaw jakieś MSWindows czy jeszcze prymitywniejsze DOS-y. Jedyne, na co zawsze można liczyć, to konsekwentna głupota maszynowej inteligencji.

Angelika wolała już nie pytać, co będzie, jeśli Kieł posiada po prostu inną strukturę logiczną, oes mniej skłonny do improwizacji; zdobyłaby się co najwyżej na jąkliwe „ale". Nie miała zielonego pojęcia o wewnętrznym ROM-ie Kłów. Wątpiła, czy w całej Cywilizacji HS znalazłoby się tuzin stahsów, którzy takowe posiadali.

Zaraz zatrzasnął się z głuchym szczękiem właz i trupia fbsforyzacja pozostała jedynym źródłem światła. A on, Zamoyski, rzeźbiarz w glinie, szaleniec przy pracy, dalej wgniatał w pocięty materiał lepką czerwień, naciskając nań całym ciężarem ciała. Pochylał się do przodu coraz bardziej

– i Angelika spostrzegła, że sama również odruchowo zmienia balans ciała, by dostosować się do nowego pionu. Obejrzała się na okna pełne gwiazd. Na nich nadal te same obrazy.

Przypomniała sobie wypróbowaną niedawno sekwencję i trzema szybkimi ciosami otworzyła bezpośredni podgląd z pancerza Kła.

Na skutek ruchu wirowego obraz i tak był chaotyczny, lecz zmieniał się zbyt gwałtownie, by tłumaczyć to jedynie obrotami Kła. Powód był inny. Przelatywali przez pętle – albo tak ciasne, albo tak szybko. Przelatywali przez czasoprzestrzenne pętle – jedna za drugą, mgnienie oka na krajobraz, zmruży powieki i przeoczy zmianę horyzontu…

W końcu zrozumiała, że Kieł bynajmniej nie porusza się względem pętli Saka, lecz rozwiązuje je po kolei.

Skąd zatem przyspieszenie? Duże i wciąż wzrastające. Musiała usiąść, potem położyć się. Zamoyski za chwilę zwalił się jak kłoda. 3 g co najmniej. Fałdy ubrania odbijały się w skórze Angeliki twardymi zgrubieniami, zostaną siniaki.

To nie jest fałszywy ruch, pomyślała, z wysiłkiem utrzymując głowę zwróconą ku oknu bezpośredniego podglądu. My rzeczywiście lecimy z tym 3 g. Kieł usiłuje wydostać się z Saka, ale ponieważ nie istnieje coś takiego jak „Sak częściowo otwarty", musi go w tym celu zniszczyć. Wówczas ruch stanie się ruchem w zewnętrznym układzie odniesienia – i wyjdziemy spod położonej przez Wojny blokady. Ale to już na kraftfali, bo przecież nie dzięki napędowi odrzutowemu i Newtonowskim prędkościom.

Nie ma znaczenia, w którą stronę się wówczas Kieł kieruje. Na pewno popłynie na maksymalnym poślizgu, najgłębszej kraftfali, skoro już uznał sytuację za awaryjną. Ale nie, kierunek ma znaczenie, on przecież odruchowo zwróci się do Portu macierzystego, zdradzając tym samym tożsamość właścicieli. Mhm, czy byliby na tyle nierozsądni, by zostawić mu w pamięci podobne dane? Zresztą – bez dostępu do Plateau skąd miałby znać aktualne położenie któregokolwiek Portu? Więc jednak kierunek jest obojętny, przynajmniej na początku.

Idzie zatem o to, by jak najszybciej samemu wejść na Pola Plateau i przesłać informację. Komu? Gnosis, Judaso-wi, to oczywiste. Tak – lecz wyjście z materialnych interfejsów tego Kła prowadzi bez wątpienia na Pola porywaczy, równie dobrze sami moglibyśmy się tu skasować. Cholera, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?

Zdrętwiał jej kark i musiała mimo wszystko odwrócić głowę. Zamoyski klął głośno. Oddychała płytko, z wysiłkiem, skupiając się na pracy przepony i mięśni klatki piersiowej.

Jakie wyjście z tej sytuacji? Myśl, dziewczyno, myśl! Dowolne miejsce we Wszechświecie jest dowolnie bliskie dowolnemu miejscu na Plateau – rzecz więc tylko w domyślnej konfiguracji systemu konekcyjnego. A czy w ogóle mamy dostęp do jakiegokolwiek innego, prócz firmowego systemu Kła?

Zahaczyła spojrzeniem o srebrnopióre ptaszysko (na nim przeciążenie nie robiło najwyraźniej wrażenia). Następne potencjalne zagrożenie, głupio przeoczone. W chwili wyjścia spod blokady nanomaty skonfigurują się na nowo i wrócą pod kontrolę programów z Pól im przypisanych

– Pól porywaczy. Ergo: pozbyć się trzykruka!

Co jeszcze? Co jeszcze? Na litość boską, musi istnieć jakiś sposób! Jak ona teraz powie Zamoyskiemu, że to wszystko na nic, że niepotrzebnie się starał, że chociaż udało się im

– cudem zaiste – wydostać z Saka, uciec spod blokady, to i tak nic im z tego nie przyjdzie, bo nie dysponują żadną metodą połączenia się z bezpiecznymi Polami Plateau – jak ona mu to powie…? Nie będzie w stanie. Już na samą myśl płonęła ze wstydu. On by tylko spojrzał – bez wyrzutu, bez wściekłości – spojrzał, po czym odwrócił wzrok. Przecież sama mu to wszystko wmówiła; a nie pomyślała. No nie pomyślała! Kurwa mać! (Już nawet przekleństwa tracą na wulgarności, zły znak). Gdybyż nie była stahsem…! Gdyby przynajmniej miała w mózgu stałą wszczepkę…!

No oczywiście! Zaśmiała się na głos, aż zabolały ją żebra. Na najprostsze rozwiązania najtrudniej trafić – najpierw zawsze szukamy rozwiązań równie skomplikowanych jak problem.